Piesek cz. 2

Następne dni po pamiętnej przygodzie były dziwne.
Powoli dochodziłem do siebie, coraz bardziej zszokowany tym co zaszło, co mi zrobiono.
Gdy wróciłem do domu, przespałem się i wstałem rano wypoczęty, zacząłem myśleć. O tym, że nigdy nie chciałem i nie marzyłem o byciu czyjąś suką. Jasne, jestem pasywny, lubię być posuwany, ale nie przez każdego i na pewno nigdy nie śniło mi się nawet o akceptowaniu tego, co mój tajemniczy Pan robił ze mną zaledwie kilkanaście godzin wcześniej. Poczucie winy ustępowało zbyt wolno.
Po tygodniu wspomnienia nieco zwietrzały, a ja przestawiłem się na szarą codzienność.
Wyjątkiem była najbliższa sobota – wybrałem się do klubu i trochę się bałem, że się na Niego natknę, ale nie pojawił się. Czułem jednocześnie ulgę i rozczarowanie.
Minął kolejny tydzień i właściwie już o Nim zapomniałem. Postanowiłem też, że nigdy nikomu nie opowiem o tamtym wieczorze, ani nie powtórzę tych “zabaw”.
I wtedy postanowił dać o sobie znać po raz kolejny i to nie byle jak, tylko typowo dla siebie – zwięźle i bez ozdobników.
Byłem wtedy na uczelni, próbowałem jakoś zgłębić tajniki prawa karnego w Polsce po roku 1990, gdy dostałem sms.
“KOALA, SOBOTA 23.”
Tyle napisał. Wiedziałem, że to On. Nie wiem skąd, ale byłem pewien.
W końcu miałem jego numer i mogłem to jakoś wykorzystać. Zapytać czemu to zrobił, czy mu się podobało, czy dobrze się spisałem (o dziwo, zależało mi na tym). Przez następne godziny biłem się z myślami, kasowałem kolejne wersje robocze wiadomości do Niego i zastanawiałem się, czy w ogóle powinienem pisać. Jakaś cząstka mnie pewnie już wtedy wiedziała, że nie ma odwrotu, ale na razie chciałem powalczyć.
Nie udało się. Skoro On chce mnie widzieć w barze Koala w sobotę o 23, to zobaczy.
OK, odpisałem tylko.
Potem przyszło mi do głowy, że pewnie nie spodobało mu się moje ociąganie. Może powinienem napisać od razu? Może jest zgniewany? Może powinienem przeprosić?
– Nie bądź taka pizda – mruknąłem do siebie epod nosem.
– Co? – zdziwił się kumpel z ławki.
– Nic, do siebie mówię – wysapałem.

Miałem trzy dni na namysł. Czy powinienem tam pójść? Po co i jak mogła się skończyć taka noc? Mnożyłem rozmaite scenariusze, które zawsze kończyły się wrzuceniem mnie związanego do piwnicy albo po prostu niczym, kłótnią, albo i bójką.
Nie chciałem tego powtarzać. Pamiętałem przyjemny dreszczyk emocji, kiedy mnie upokarzał, pamiętałem jak bardzo chciałem spełniać wszelkie Jego dziwaczne zachcianki. Teraz wydawało mi się to obce i niewłaściwie.
Dzień przed umówioną datą najebałem się sam w domu i postanowiłem, że pójdę. Żeby go poznać, pogadać, dowiedzieć się jak to wszystko właściwie się stało. Jasne, mógł mnie zbyć kilkoma chamskimi odzywkami, próbować namówić do seksu itd. Ale może po prostu pogadałby ze mną jak człowiek? Chciałem się przekonać. Poszedłem, żeby zaspokoić swoją ciekawość, a nie Jego.

Sobota była deszczowa i wietrzna. Nieprzyjemnie zacinało mi w twarz, targało włosy. Chciałem dobrze wyglądać, czemu nie? W końcu to było coś w rodzaju bardzo dziwnej randki, prawda? Chyba nie czekał na mnie w Koali z bandą napalonych murzynów, zamierzając zaserwować mi gangbang?
Pojechałem taksówką i wysiadłem w okolicy. Nie była to zbyt popularna knajpa, na pewno nie wśród ludzi młodych i atrakcyjnych. Znajdowała się niedaleko dworca, wciśnięta pod nasyp kolejowy, po którym wciąż jeździły pociągi, tak że rozmowę co kilkanaście minut przerywał huk i dudnienie.
Ostatni kilometr celowo pokonałem pieszo, żeby zapalić i zrelaksować się przed trudną rozmową, bo spodziewałem się, że będzie trudna, a przynajmniej dziwna.
 Stanąłem pod nasypem, zaledwie kila metrów od Koali i wyrzuciłem kiepa. W środku było niemal pusto, ale twarze rozmywały się w półcieniu i przez okno nie widziałem żadnych detali. Był tam, czy może mnie wystawił? Spojrzałem na zegarek – 23:07.
Wszedłem.

Było bardzo ciepło, leciała jakaś cicha muzyka z rodzaju starych przebojów rocka. Przy niewielkich stolikach otoczonych starymi fotelami siedziały ze trzy grupki ludzi, reszta knajpy była pusta. Barmanka leniwie przewracała strony jakiegoś magazynu.
Rozejrzałem się, ale nigdzie Go nie było. Spóźni się?
Nie. Pojawił się nagle, wyszedł z toalety i od razu mnie dostrzegł. Czy się uśmiechnął, czy może mi się wydawało?
– Gdybym wiedział, że już jesteś, tnie szedłbym się odlać sam – zażartował, a ja zrobiłem kwaśną minę.
Usiedliśmy przy stoliku, przy którym wisiała już jego kurtka. Zdążył wypić kufel piwa.
– Chcesz coś? – zapytał idąc do baru. Inaczej go zapamiętałem. Wcześniej był zimny, powierzchowny, obojętny. Teraz, miałem wrażenie że spotkałem się z kumplem.
– Piwo, jakiekolwiek – poprosiłem.
Gdy wrócił, nie dałem mu dojść do głosu.
– Słuchaj, nie wiem po co do mnie napisałeś, ale się domyślam i odpowiedź brzmi: nie. Sorry, nie wiem co się ze mną stało tamtej nocy, może byłem pijany, może jakaś faza księżyca, może hormony, ale nie zrobię tego ponownie. Nie chcę być tylko kolejnym zaliczonym kolesiem, którym się pobawiłeś, nie jara mnie to, to był błąd. Ja… podobało mi się, ale to był tylko raz, koniec i kropka. Dobrze?
Patrzył na mnie, wyraźnie rozbawiony.
– Ale się przejąłeś, suczko – rzucił z uśmiechem.
– Nie nazywaj mnie tak – warknąłem.
– Ostro. Jasne, jak chcesz. Masz coś do dodania, czy możemy w końcu pochillować? – uniósł brew.
Wciąż urzekał spojrzeniem lodowato niebieskich oczu. Miał na sobie pomarańczową koszulę w kratę i czarnego snapbacka, na nogach czarne vansy z białym logo. Widowiskowy.
– Po prostu chciałem żebyś wiedział od razu, bo pewnie o to ci chodzi. Żeby znowu się mną pobawić, prawda?
Upił duży łyk piwa i zastanawiał się chwilę nad kolejnymi słowami, jakby były nadzwyczaj ważne.
– Paweł – wyciągnął do mnie dłoń.
– Michał – odparłem zdziwiony. Miał silny, męski uścisk, ale ani zbyt silny, ani przesadnie męski. Ręce miał chłodne i gładkie. Mój umysł rejestrował wszelkie niuanse jego osoby.
– Rzadko mam takie jednorazowe akcje jak z tobą, ale to ty do mnie przyszedłeś, pamiętasz?
– Tak, ale… – uciszył mnie gestem ręki.
– Możesz się wypierać, ale doskonale wiedziałeś jak to się skończy. Czułeś to, łażąc za mną po tych wszystkich uliczkach, prawda?
Milczałem, ciekaw co powie dalej.
– Normalnie nie wpuściłbym typa… a już na pewno nie chciałbym oglądać go drugi raz – zaczął się wahać, wyraźnie coś go trapiło.
– Ale siedzimy tu, obaj – zauważyłem.
– No właśnie – westchnął, opadając ciężko na oparcie fotela.
I zamilkł. Pił piwo, rozglądając się, jakby na kogoś czekał.
– I tyle? – nie rozumiałem.
Znowu zaczął zbierać słowa. Uśmiechał się pod nosem, lekko zażenowany, jakby nagle zmienił się w nieśmiałego nastolatka. Nie mogłem uwierzyć w tą przemianę.
– To jest jakiś absurd – bąknął do siebie.
– Co ty, masz wylew czy jak? – zniecierpliwiłem się, dale to go tyko rozśmieszyło.
– Chciałem cię zobaczyć – wydusił w końcu z jakąś dziwaczną ulgą.
– Po co?
– Podobało ci się wtedy, prawda? – zapytał po prostu, patrząc mi prosto w oczy. Nie byłbym w stanie skłamać, prześwietlał mnie na wylot.
– Tak, ale to nie znaczy, że chcę więcej.
– Ja chcę – odparł szybko – I ty też, nie pieprz głupot. Powinieneś się wtedy widzieć.
– Nie gadajmy o tym…
– Wstań – nakazał nagle.
– Co?
– Wstawaj – podniósł głos.
Zrobiłem co chciał, nim zdążyłem w ogóle pomyśleć.
Rozejrzał się.
– Teraz powoli wsuń dłoń pod bokserki – kontynuował już ciszej. Niebieskie oczy obserwowały każdy mój grymas.
– Nie – syknąłem i chciałem usiąść, ale nie zdążyłem.
– Wsuń! – niemal krzyknął.
Poczułem ostry przypływ krwi do penisa. Nikt na sali nie zwracał na nas uwagi, więc spojrzałem mu w oczy i zrobiłem to, co chciał. Powoli, aż zimna dłoń zacisnęła się na czubeczku rosnącego fiuta.
– Siadaj i nie wyjmuj łapy – nakazał i tak tez zrobiłem.
Napił się piwa i zapalił.
– Widzę, co się z tobą dzieje – odparł rozbawiony – Wszystko wyraźnie wypisane na twarzy. Strach i podniecenie, piękne. Podoba ci się, suczko?
– Tak – odpowiedział jakiś głos, który przecież nie mógł należeć do mnie. Jak to możliwe?
– Potrzebujesz mnie – oświadczył, ale brzmiało to bardziej jakby wyznał, że sam mnie potrzebuje. Było w nim wiele sprzeczności.
– Nie… – zaprzeczyłem.
– Podoba ci się to. Wyjmij łapę i wyliż.
Chciałem zaprotestować, ale ręka sama wysunęła mi się z bokserek i po kolei wylizałem wszystkie pięć palców. Wszystko to lustrowało Jego lodowate spojrzenie.
– Dobre?
– Wolałbym twój smak – odparłem zgodnie z prawdą. Byłem jak łódź zrywająca się z kolejnych lin, gotowa odpłynąć na środek morza.
Roześmiał się i napięcie momentalnie zniknęło.
– Widzisz, o to mi chodziło. Chcesz to robić, ja chcę to robić, co stoi na przeszkodzie?
– To, że nie będę niczyją zabawką – broniłem się.
– Przed chwilą byłeś.
– No, ale… nie wiem – wypiłem kilka dużych łyków piwa, żeby jakoś odegnać kompletny chaos w głowie.
– Myślałeś, że napisałem, bo chcę cię zerżnąć i olać? – mówił jak do dziecka.
– Nadal tak myślę.
– Napisałem, bo mi się podobasz. Po prostu. Teraz posłuchaj, mam jedno proste pytanie, kończymy gadać o tych bzdurach. Pasi?
Jedno pytanie. O co zamierzał pytać? W zasadzie – co za różnica?
– Dobra.
Pochylił się nad stolikiem, tak by być jak najbliżej mnie. Zimne oczy badały mnie dokładniej niż kiedykolwiek wcześniej.
– Chcesz pójść dalej? Jeśli nie, to wychodzę za trzy sekundy i nie ma chuja, żebyśmy jeszcze kiedykolwiek zamienili choć słowo. Jeśli tak, to pewnie domyślasz się, że nie będzie łatwo, ale będzie ci dobrze, zajebiście dobrze. Będziesz mój, zawsze i wszędzie, to nie podlega żadnym dyskusjom i negocjacjom, ale nie zmuszę cię do niczego, czego naprawdę byś nie chciał robić. Tyle. Pytanie jest proste: tak, czy nie? Nie ma żadnego “może” ani “nie wiem”. Tak albo nie.
Zamarłem. Nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę. Chyba coś mi się zatkało w głowie.
– Idę się odlać, a jak wrócę, powiesz mi jedno słowo – oznajmił i poszedł.
Co to właściwie miało być. Za kogo on się uważał? Czego naprawdę ode mnie chciał? Sporo pytań i niewiele odpowiedzi, jak zawsze. Przyszedłem do Koali, żeby wyjaśnić sytuację, dla świętego spokoju, a skończyło się najgorzej jak to możliwe: musiałem dokonywać wyboru, nieważne jak absurdalnego.
Wspomniałem swoje ostatnie randki. Opowieści o imprezach, toporne zaloty, głupie aluzje. Spotykałem się z brakiem większego zainteresowania lub namolnymi propozycjami, wszyscy mieli w sobie jakąś okropną skazę nie do zaakceptowania. Z kolei Paweł, o ile to jego prawdziwe imię, interesował się mną. Widział we mnie coś, czego nie widziałem nawet ja, a poza tym nie interesowała go tylko moja dupa. Chciał więcej, dużo, dużo więcej. Tylko co miał na myśli, mówiąc, że “będę należał do niego”? Kusiło mnie, by się tego dowiedzieć.
Pojawił się nagle. W jednej chwili go nie było, w następnej, stał tuż nade mną
– Więc?
Cholera, te jego oczy nigdy nie przestały mnie zadziwiać. Jak on to robił?
– Tak – powiedziałem krótko i niemal usłyszałem jak zatrzaskują się za mną jakieś drzwi.
Uśmiechnął się.
– Chodź tu – nakazał.
Wstałem, i wtedy stało się coś najmniej oczekiwanego na świecie. Pocałował mnie. Czule, ale mocno. Gówno go obchodzili ludzie wokół, tak jak i mnie. Całował doskonale, długo, męsko. Znowu miałem erekcję.
– Wow… – wykrztusiłem, gdy już odzyskałem mowę.
– Cieszę się – przyznał – Idziemy do mnie?
– Teraz?
– Teraz.
– Mam rano zajęcia, nie mogę.
– Odwiozę cię potem do domu – zapewnił – Chodź, przed tobą długi wieczór.
Nie czekał na odpowiedź, po prostu podjął decyzję za nas obu.

Podobało się? Zostaw komentarz, zmotywujesz mnie do pisania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *