Piesek cz. 7 – koniec

Pierwszy dzień był łatwy.
Była niedziela, nie musiałem nawet wychodzić z domu. Wstałem z budzikiem o 8 rano i od razu wysłałem zdjęcie. Dopiero potem przyjrzałem się sobie w lustrze.
To byłem ja, bez dwóch zdań – niewyspany, z potarganymi włosami. Nadal dość chudy, o urodzie niewinnego, zagubionego chłopca. Ale teraz na mojej szyi tkwiła obroża. Nie była to żadna wymyślna opaska, nie było na niej kolców, nadających mi wygląd zbuntowanego małolata. To była zwykła czarna skórzana obroża, zupełnie jak dla psa. Nie było co do tego żadnych wątpliwości i skoro nie miałem ich ja, nie miałby nikt inny.
O tej godzinie Łukasz jeszcze spał, a Anka akurat wyjechała na weekend więc mogłem względnie swobodnie przemieszczać się po mieszkaniu. Wypiłem kawę, wziąłem prysznic i w łazienkowym lustrze zrobiłem kolejne zdjęcie dla Pawła. Nie odpowiedział w żaden sposób na wiadomości. Czy w ogóle oglądał te zdjęcia? Coś mi mówiło, że tak.
– Tym się właśnie stałeś – powiedziałem do swojego odbicia, delikatnie gładząc obrożę. Poczułem dreszczyk podniecenia. Prawdopodobnie nie istniał lepszy sposób na stałe przypominanie mi, do kogo należę, w każdym razie nie mogłem pomyśleć o żadnym lepszym. Paweł wiedział, co robi.
Na szczęście panowały już jesienne chłody i mogłem wygrzebać z szafy szeroki zimowy szal. Idealnie ukrywał obrożę, ale przecież nie mogłem w nim chodzić po domu. Bluza z kapturem wprawdzie zakrywała szyję do pewnego stopnia, ale nadal wystawała spod niej czarna skórzana opaska i błyszczące srebrne elementy. Byłem psem i nie mogłem tego ukryć, choć jeśli nikt nie będzie się przypatrywał, raczej nie zauważy. Raczej.
Wyszedłem do sklepu po śniadanie. Kasjerka przyglądał mi się o chwilę za długo. Czyżby zauważyła?
– Ma pan tu coś – wskazał na szyję, a ja się z miejsca zagotowałem.
– Co? – udawałem głupiego.
– O, tu, na ramieniu, ma pan liścia – z uśmiechem strzepnęła mi go z kurtki.
– O, dziękuję – odparłem zmieszany. Znaliśmy się z widzenia i gdyby się domyśliła, byłbym spalony na całym osiedlu. W sklepie ludzie wymieniają plotki. Postanowiłem na wszelki wypadek przez najbliższy tydzień robić zakupy w odleglejszych sklepach, gdzie zwykle się nie pojawiam.
Wróciłem, zjadłem, wypiłem, wysikałem się, sprawdziłem portale informacyjne, działałem jak maszynka. Ale coś się zmieniło. Z każdym ruchem czułem, jak na mojej szyi przesuwa się skórzany obiekt, jak naciska na skórę, próbuje się tam usadowić, przyzwyczaja mnie do siebie. Wciąż miałem w głowie moment, kiedy Paweł to na mnie zakładał.
Byłem podniecony. Szybko dostałem erekcji. Siedziałem sam w łóżku, najedzony i wypoczęty, gotów na nieco zabawy więc uruchomiłem wyobraźnię i przymknąłem oczy. Ręka sama wsunęła się pod spodnie, a potem pod bokserki, ale nagle cofnęła się jak oparzona.
Zakaz walenia. Paweł zabronił mi się zadowalać, to była część testu. Na razie, w ramach kary, nie zasługiwałem na przyjemność. Byłem więc skazany na celibat, bez względu na to jak mnie ta sytuacja podniecała. Kolejne zaskakująco okrutne i błyskotliwe posunięcie mojego Pana. Pana. Coraz częściej nazywałem go tak w myślach. Czyżby jego “szkolenie” przynosiło efekty?
Wysłałem kolejne zdjęcie, tym razem z dopiskiem: “Jestem taki napalony…”
Nie odpisał, pewnie nic go to nie obchodziło. Wyznaczył mi karę i oczekiwał posłuszeństwa. Mógłbym już teraz sobie zjechać na ręcznym, a potem udawać, że byłem grzeczny, ale byłem pewien, że by wiedział. Po prostu. A warunek był jasny – albo wytrzymam, albo znajdzie sobie kogoś innego. Jakbym nic nie znaczył. Tak oto znowu mnie poniżył.
 Zrobiłem trochę pompek i brzuszków, żeby odpompować krew z penisa i nieco mi ulżyło. Idąc po kolejną kawę, natknąłem się na Łukasza.
– Siema – mruknął sennie, mijając mnie w korytarzu. Krótkie czarne włosy odstawały mu na wszystkie strony, a twardy, gęsty zarost zakrywał połowę przystojnej twarzy. Miał na sobie tylko czarne bokserki, resztę mogłem do woli podziwiać. Szerokie bary, kształtne pośladki, umięśniony brzuch i słynna “fałka” znikająca pod linią bokserek. Prawdziwy okaz, niestety preferujący laski.
– Co tam Michaś, wyrwałeś coś wczoraj? – tradycyjnie poruszył swój ulubiony temat.
– Można tak powiedzieć – odparłem zadowolony, podając mu mleko z lodówki.
– Ja się widziałem z Kaśką, ale wiadomo, z nią nic nie jest łatwe. Jezu, ledwo żyję. Przysięgam, więcej nie piję.
– Jasne.
– Co ty Michaś? – spojrzał na mnie zdziwiony – Od kiedy nosisz bluzy z kapturem, co?
– Zimno mi, przeziębiłem się czy coś – zmieszałem się.
– Bo nie ma kto cię grzać w nocy – uśmiechnął się chytrze – Znalazłbyś sobie jakiegoś bogatego czterdziestoparolatka. Gdybym ja leciał na fiuty, to bym tak kombinował, i żył jak król, nic nie robiąc.
– To dobrze, że jesteś hetero – uznałem – Inaczej byłbyś straszną dziwką.
– I strasznie szczęśliwą – odparł niezrażony – Wy macie prościej, facet z facetem zawsze jakoś się dogada, a laski to zupełnie inna historia.
Nalał mleka do parującej kawy i wyminął mnie w drodze do swojego pokoju.
– Ładna obroża – dodał i poszedł.

Skoro dostrzegł ją Łukasz, mógł dostrzec każdy. Zmieniłem taktykę i przez cały dzień nosiłem cienki szalik, a kiedy ktoś pytał, ściemniałem coś o chorym gardle i zaleceniach lekarza. Było mi głupio tak udawać, ale jakie miałem wyjście? Zapytany na uczelni, miałem przyznać dumnie, że tak, to obroża, którą dał mi mój Pan, bo jestem jego zabawką do jebania, jego psem? Podniecała mnie taka wizja, choć oczywiście była chora i musiała na zawsze pozostać w strefie fantazji. Stało się – byłem uległy, byłem Jego, ale nie publicznie. To była nasza prywatna umowa, nikomu nic do tego. Z drugiej strony – jak dobrze byłoby w końcu komuś o tym wszystkim opowiedzieć. Trzymałem to w sobie i czasem było nie do zniesienia. Paliło mnie od środka, a zakaz masturbacji wcale niczego nie ułatwiał. O nie.
Na uczelni poszło łatwo, ale gdy wróciłem do domu, musiałem stawić czoła współlokatorom. Aśka spędzała całe dnie w swoim pokoju, wisząc na telefonie, ale z Łukaszem mieliśmy jakieś życie towarzyskie, wieczorami zalegaliśmy razem przez telewizorem, czasem coś gotowaliśmy. Nie mogłem ot tak zniknąć na tydzień w otchłani swojego pokoju. A on wiedział. Widział obrożę i być może wiedział, co ona oznacza. A może wziął to za jakiś niezrozumiały przejaw gejowskiej mody? Nie, nie był idiotą.
Zastałem go przed telewizorem. Oglądał jakiś idiotyczny show na MTV, zajadając się pistacjami.
– Siema, oglądasz ze mną to gówno? – zaprosił mnie – W lodówce masz piwko.
Łukasz miał na sobie starą szarą bluzę adidasa i jakiś dres. W domu w ogóle nie dbał o sprawianie dobrego wrażenia. Aśka była zajęta, a ja raczej nie byłem jego targetem. Nie miał tu dla kogo się starać. Poza tym, do twarzy mu było z tą dozą lujowatości.
–Nawet się nie ogoliłeś – zauważyłem, gdy już usiadłem obok niego.
Poczułem jego zapach. Zawsze te same mocne, męskie perfumy. Czasem idziesz ulicą i mija cię atrakcyjny typek, ani byczek z siłowni, ani chuderlawy hispter. Po prostu męski facet, pewien siebie, przystojny, niegłupi, dobrze ubrany, zostawiający po sobie mgiełkę perfum. To właśnie Łukasz. Nieskomplikowany, miły, inteligentny, z charakterem.
– Nie podobam ci się z zarostem, maleńki? – jęknął, nie odrywając wzroku od ekranu.
– Spoko, brałbym cię – zapewniłem.
– Akurat, Michaś, przecież jesteś pasywny.
Spojrzałem na niego zbity z tropu.
– Od kiedy ty operujesz takim słownictwem?
– A to w sumie śmieszne – w końcu na mnie spojrzał – Ostatnio na siłce gadałem ze znajomym i podeszło jeszcze dwóch typów, potem gadaliśmy o dupach i samochodach, bo z tymi koksami z siłki o niczym innym się nie da, i jakoś zeszło na żarciki z pedałów, bez urazy Michaś. I jeden typ nam wyjaśnił, że jego brat jest gejem i że jesteście aktywni albo pasywni i jakieś inne głupoty. I wiesz co wtedy pomyślałem? Pomyślałem: Michał jest pasywny.
– Prawdziwe samce na siłowni, a gadają o tyłkach gejów – zadrwiłem.
– Dziwny świat – wzruszył ramionami i wrócił do oglądania MTV.
Przełknąłem ślinę i przemogłem się.
– Nie zapytasz o obrożę?
– Nie moja sprawa – uciął.
No tak. Przynajmniej tyle. Jedne odhaczony, teraz trzeba się uporać z resztą świata.

***

Piątego dnia chwilowo zapomniałem o obroży. Siedziałem w sali wykładowej, gorączkowo kreśląc notatki. Wykładowca nigdy nie przejmował się, że mówi za szybko i za dużo, a mnie bolała już ręka.
I nagle zorientowałem się, że od jakiegoś czasu drugą, wolną ręką bawię się obrożą. Skubałem ją, głaskałem, poprawiałem na szyi jak jakąś drogą biżuterię.
Błyskawicznie schowałem ją pod bluzę i rozejrzałem się wokół, ale nikt nie patrzył. Chyba.
Jak mogłem zapomnieć? Wystarczy pięć dni, by zaakceptować taki poziom poniżenia, by stał się częścią mnie? Czy zmieniło się coś jeszcze? Nie sądziłem. Po prostu przywykłem, tak jak do nowego zegarka albo butów.

***


Tydzień minął.
Była sobota wieczór i oczywiście zmierzałem w swoim standardowym kierunku. Do Pawła.
Znowu miałem zarezerwować całą noc dla Niego. Co planował? Czy nagrodzi mnie za 7 dni stresu i dziesiątki zdjęć? Tak naprawdę, przypuszczałem że teraz rzuci mi nowe wyzwanie, znowu przesunie granicę. Znowu pokaże mi jak bardzo mną włada. Westchnąłem, trochę znużony, a trochę podniecony. To był długi tydzień i moim zdaniem zdecydowanie zasłużyłem sobie na jakieś uznanie. Poczyniłem ogromne “postępy” – przecież ledwie miesiąc wcześniej nigdy bym nawet nie rozważał robienia tego, co teraz przychodziło mi z coraz większą łatwością. Stałem się czyjąś suką, a właściwie to Jego suką.
Zacząłem już rozpoznawać plamy na poszczególnych ścianach w Jego klatce schodowej. Pamiętałem, że nad dzwonkiem do drzwi ktoś narysował smutną minę, oraz że za rurą z lewej strony czai się spory pająk.
Zapukałem.
Otworzył natychmiast, jakby specjalnie czekał przy drzwiach. Był ubrany do wyjścia.
– Cześć – przywitałem się nieco niemrawo.
– Cześć, suczko, wejdź. Zaraz się zbieramy, ale muszę jeszcze pozbierać rzeczy.
Wychodzimy? Gdzie, może na romantyczną kolację? Ha! Dobre sobie.
Biegał z pokoju do pokoju, chował coś po kieszeniach kurtki i w ogóle się mną nie przejmował.
Czekałem kilka minut, obserwując korytarz. Remont właściwie się kończył. Ściany były już pomalowane na jasnoszary, z sufitu świeciło kilka lamp punktowych, białe meble stały na swoich miejscach. Było ładnie, ale wciąż mało w tym było człowieka.
– Podoba ci się? – wyrwał mnie z zamyślenia.
– Bezosobowo – odparłem, odruchowo mówiąc dokładnie to, co myślę. Przecież oczekiwał mojej bezwzględnej szczerości, prawda?
Uniósł brew.
– Dobrze, czyli wyszło tak jak planowałem. Możemy iść, ale najpierw coś ustalmy.
– Słucham – oczekiwałem. Co tym razem? Czym zaskoczy mnie dziś?
– Zdejmowałeś obrożę, choćby na sekundę?
Niebieskie oczy wwierciły mi się w umysł. Nawet gdybym chciał, nie potrafiłbym skłamać. Kiedy tak nade mną stał, gdy czułem ciepło jego oddechu i zapach perfum, nie miałem szans.
– Nie.
– Waliłeś?
– Nie.
Uśmiechnął się lekko.
– Grzeczny chłopiec. Możesz zdjąć obrożę… aaaalbo… – przerwał mi uwalnianie się.
– Albo?
– Albo pójdziesz w niej. Idziemy do klubu, muszę coś załatwić.
– Do którego klubu?
– A gdzie się poznaliśmy?
– Aha. Gejklub.
– I nadchodzi chwila wyboru – w końcu zaczął ujawniać kolejny misterny plan zgnębienia mnie.
– Jaki mam wybór, Panie? – celowo go tak nazwałem. Nakręcało to nas obu.
– Opcja jeden: zdejmiesz teraz obrożę, zachowasz ją i będziesz miał zawsze przy sobie, gdy się widzimy. Twoja kara dobiegła końca. Pójdziemy do klubu, zrobię swoje, wypijemy coś i odwiozę cię do domu, a sam wrócę do siebie.
Coś mi mówiło, że opcja druga będzie znacznie ciekawsza.
– A opcja dwa?
Uśmiechnął się paskudnie i pchnął mnie na ścianę. Przycisnął mnie do niej swoim ciałem, dłoń mocno zacisnął na moim tyłku. Wsunęła się pod spodnie.
– Opcja druga, suczko: pójdziesz do klubu w obroży, pokażesz się w niej…
– Ale… – jęknąłem, gdy mnie uszczypnął w pośladek. Wsunął łapę pod bokserki i bezceremonialnie mnie obmacywał.
– Wszyscy zobaczą jak moja sucz się do mnie łasi… – szeptał mi prosto do ucha – Będę bardzo zadowolony, a wiesz co to znaczy?
– Co, Panie? – coraz trudniej było mi się kontrolować. Niespuszczany od tygodnia kutas rozrywał mi bokserki, a jego paluchy dobierające się do mojej dziury wszystko potęgowały.
Gorące usta przyssały mi się do szyi, ból ugryzienia uwolnił ze mnie krzyk, ale Paweł zatkał mi usta i ssał. W ten sposób oznaczył mnie raz jeszcze, zrobił mi malinkę. Nigdy w życiu nie sądziłbym, że jest zdolny do tak naiwnych, choć słodkich zagrań.
– Jeśli będę bardzo zadowolony… – jego palce wbił mi się w dupę, na chwilę odleciałem, nic nie widząc i nie słysząc, ale jego głos zaraz sprowadził mnie na ziemię.
– Jeśli będę bardzo zadowolony, wrócimy tu obaj… – palec wiercił się we mnie, drażnił, szukał, a ja zagryzałem wargi, bojąc się że zaraz cały zaleję się spermą.
– Rzucę cię na łóżko, jebana szmato – niemal warknął – I zerżnę dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałeś, fantazjując o tej chwili – mówił dalej, czytając mi w myślach, wbijając we mnie kolejny palec, posuwając mnie nim jak pierdoloną zabawkę.
– Tak – jęknąłem – Zrób to, błagam. Wypierdol mnie…
– Rozjebię ci to cipsko, mały pedale, będziesz błagał żebym przestał.
– Jestem twój, Panie. Będziesz mnie brał tak jak chcesz, jebał bez litości…
– Będziesz ryczał, pizdo! – złapał mnie za szyje jak imadło i pocałował.
– Idziemy – nakazał.

Podobało się? Zostaw komentarz, zmotywujesz mnie do pisania.

One thought on “Piesek cz. 7 – koniec

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *