Dobranoc cz. 5

Czasem zdarzają się takie weekendy, że nic się człowiekowi nie chce.
To był jeden z nich. W piątek wieczorem, zmęczony pracą, znajomymi i załatwianiem tysiąca drobiazgów, postanowiłem po prostu opaść na kanapę i obejrzeć do snu filmidło. Plan był równie prosty co przyjemny. W lodówce chłodził się browar, na stole leżały chipsy. Pieprzyć zdrowy tryb życia, weekend rządzi się własnymi prawami.
Odpaliłem jeden z tych filmów, na które normalnie nigdy nie ma czasu, ale czekają w odmętach dysku twardego. Otworzyłem chipsy. I wtedy przyszedł sms.
„Siema co porabiasz troche nuda chcesz isc ze mna na silke?”
Własnym oczom nie wierzyłem. Artur, któremu służyłem tylko i wyłącznie do jednego celu, nagle proponuje wyjście razem do ludzi? Dziwnie. Poza tym, nawet nie pamiętałem kiedy ostatnio widziałem siłownię. W liceum?
„Nie chodzę na siłkę, ale dzięki że o mnie pomyślałeś” – odpisałem ładnie.
Odpaliłem film i przypomniałem sobie o piwie. Przyniosłem wiec z kuchni pięknie oszronioną butelkę cudownego złocistego napoju.
Sms już na mnie czekał.
„no dawaj przyda ci sie troche cwiczen staruchu”
Staruchu? I co to znaczy, że mi się przyda? Nie byłem otyły, nie miałem nawet grama zbędnego tłuszczu.
– Pierdol się – syknąłem do telefonu, ale odpisałem grzeczniej.
„Nie ma bata, nie idę”.
I tyle. Triumf lenistwa.
Jednak Artur nie zamierzał się tak łatwo poddać.
„ja i tak ide. dawaj potem wrocimy do mnie i zrobimy inne cwiczenia piesku”
Przeszły mnie przyjemne dreszcze.
„Daj znać jak wrócisz, to wtedy wpadnę” – zaproponowałem.
„nic z tego. poza tym pierwszy wjazd na silke masz fri. albo idziesz ze mną albo się pierdol”
Krótko i dosadnie. Jak to on.
Naszły mnie wątpliwości. Jasne, spędzenie wieczoru z piwkiem i filmem było kuszące, ale perspektywa pojechania do Artura, a wcześniej obejrzenia jego świetnego młodego ciałka w akcji… to była bardzo interesująca opcja. W końcu miałem okazję zobaczyć jak się poci, a nie tylko wąchać efekty.
Zgodziłem się i umówiliśmy się pod siłownią o 22. Kto chodzi na treningi o tej porze w piątek, kiedy należy imprezować i szaleć? Najwyraźniej Artur i ja.
Spakowałem do torby ręcznik, wodę, jakieś szmaty na zmianę i strój na WF ze studiów, który szczęśliwie zachował się na dnie szafy.
O 22 czekałem już pod budynkiem, paląc fajkę. Wróciłem do nałogu, zasługa Artura.
Siłownia oczywiście była wielką sieciówką, banery porozwieszali już lata temu po całym mieście. Chodzili do niej wszyscy, od chudych glist, jak ja, przez grubawych tatusiów i starsze panie, na rozjebanych koksach skończywszy. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Nie jesteś typem macho wyciskającym na klatę? Idź na bieżnię, albo użyj jakiejś maszyny. Nie ma problemu.
Artur przyszedł w swoim czarnym dresiku. Chyba nigdy nie widziałem go w innych spodniach. Może miał kilka identycznych par?
– Siema, fajnie że się namyśliłeś – ucieszył się.
– No, nie dałeś mi wielkiego wyboru – odparłem, gasząc peta.
– Zacząłeś jarać? Super, będę ci podkradał. Dawaj, wbijamy do środka.
Na recepcji gawędziła para znudzonych dziewczyn. Wypełniłem jakiś śmieszny druczek i wpuściły mnie do szatni. Tu przeżyłem pierwsze przyjemne zaskoczenie. Szatnia była wypchana pięknymi typami. Część biegała bez koszulek, część w samych bokserkach, a kiedy szukałem swojej szafki, minął mnie nagusieńki, śliczny młody chłopiec. Jeszcze ładniejszy od Artura, choć trochę za duży nos psuł efekt. Za to ten penis…
– Nie gap się tak, zjebie – szepnął do mnie Artur. Miał rację, trochę odwykłem od takich widoków, ale nie mogłem przecież się tak ślinić. Przebierałem się, już dyskretniej obserwując co ciekawsze sztuki. Napatrzyłem się na pośladki, penisy, klaty, ramiona, piękne buzie. To był mały raj.
– Zawsze tu tyle typa? – zapytałem go, gdy już wyszliśmy z szatni.
– O tej porze większość już wychodzi, kolesie przychodzą się napompować przed imprezami. Po 23 już prawie nikogo nie ma, a to jest całodobowe więc można siedzieć samemu do rana.
– Obejdę się bez tego – westchnąłem.
Dotarliśmy na salę, gdzie nadal kręciło się dość sporo facetów, chłopaków, dziewczyn i kobiet. Tak jak myślałem, rozstrzał wiekowy i siłowy był ogromny. Część hasała po bieżni, niektórzy katowali się na maszynach, a w rogu sali, na dywaniku, urządzono kącik dla koksów lubiących sztangi.
Artur przystąpił do części właściwej – szkolenia mnie. Objaśniał pokrótce co, jak i ile robić, czego nie robić, co robić na własne ryzyko, a co jest obligatoryjne. Pokazywał mi maszyny i tłumaczył zasadę ich działania z precyzją fizyka. Posiadał w tym zakresie imponującą wiedzę, nabywaną zapewne od bardziej doświadczonych kolegów.
Zrobiliśmy kilka serii na co ważniejszych maszynach, a przez cały czas Artur przypominał mi, że każdy kiedyś zaczynał i że mam się w ogóle nie przejmować ludźmi wokół. Był spokojny, miły, oszczędny w słowach, po prostu robił swoje ćwiczenia i uważnie obserwował moje wysiłki. Od czasu do czasu obserwował też przechodzące laski, a także kilku kolesi. Nie wiedziałem tylko czy patrzy na nich, bo podziwia ich rzeźbę i analizuje ile biorą na klatę, czy po prostu chciałby ich ruchać. Obie opcje były równie prawdopodobne.
– Fajna – wskazał na drobniutką szatynkę zasiadającą właśnie na rowerek treningowy – Ty też sobie możesz popatrzeć na kolesi, co? – uśmiechnął się przebiegle.
– Głównie patrzę na twój tyłek, kiedy się schylasz – oznajmiłem zgodnie z prawdą.
– O, masz na niego ochotę? – zaśmiał się podle, dając mi do zrozumienia że nic z tego.
Między jedną serią a drugą, znajdywaliśmy chwile na pogawędki o niczym, unikając jednak tematów związanych bezpośrednio z naszymi nocnymi zabawami.
– Ta też niezła – dyskretnie wskazał na smukłą, ładnie umięśnioną blondynkę na ławeczce.
–  Nie mój typ – zaśmiałem się.
– Suchy ciągle je komentuje, czasem nie można go słuchać. Tylko gada co by robił z tą, a co z tamtą, tak w kółko, mordy nie zamyka.
– Chodzisz tu z Suchym? – zdziwiłem się.
– Czasem, ale to jego gadanie mnie trochę wkurwia. On chyba jest pedałem, wiesz?
– Co? On? Niemożliwe!
– No nie wiem – Artur wzruszył ramionami – Wiesz jak to jest, im więcej koleś mówi jak by ruchał laski, tym większa szansa że wcale nie chce ich ruchać. A on ciągle o tym gada, a nigdy żadnej nie ma. Czyli pewnie pedał.
– Nie przeszkadza ci to?
– Nie, czemu? – zdziwił się.
– A robiłeś coś z Suchym sam na sam?
Otworzył szerzej oczy.
– Pojebało cię? Kurwa, w życiu. Błe!
– Mnie się podoba – przyznałem.
– Bo ty jesteś pedałem, misiu – szepnął mi do ucha. Choć miał to być żart, to trochę mnie podniecił.
– O wilku mowa – wskazał na nadchodzącą górę mięsa. Suchy we własnej osobie. Był nieźle spocony i dość ciężko dyszał, dziwne że wcześniej go nie zauważyłem.
– Cześć mordo – przywitał się z Arturem, a mnie od niechcenia skinął głową.
– Długo jeszcze siedzisz? Ja jeszcze dokończę klatę i do domu.
– My kończymy trica, zaraz spadamy. A chcesz coś robić?
Wdali się w jakieś dziwne, mało mi mówiące terminologie. Zamiast słuchać, patrzyłem. Suchy był nieco wyższy i dużo postawniejszy od Artura, a więc i mnie. Przy nim, przyjemnie umięśniony i proporcjonalnie zbudowany Artur wyglądał jak mikrus. Z drugiej strony, Suchy nie był przytyrany jak małpa, po prostu wyglądał na naprawdę silnego.
Zastanawiałem się, czy to spotkanie nie zaowocuje powrotem do domu we trzech. I powtórką z rozrywki po ostatnim. Tamta noc była niesamowita i nie miałbym nic przeciwko małemu odświeżeniu pamięci.
Gadali ze sobą po swojemu, zupełnie mnie ignorując. Jakby zawsze chcieli dać mi do zrozumienia, jaka jest moja pozycja w stadzie. Jestem samicą do jebania, nie jesteśmy tu równorzędni, żadna tam demokracja. Pogadają sobie o swoich bicach i białkach, a potem wrócą do domu i mnie wyruchają. W ich głowach to wszystko wyglądało na proste i oczywiste. Dla mnie było podniecające i na swój dziwaczny sposób – piękne.
Pożegnali się i Suchy poszedł do szatni. Czyli nie wraca z nami. Trochę mnie to zasmuciło, ale z drugiej strony, miałem teraz dla siebie całego Artura. A raczej to on miał całego mnie do swojej dyspozycji.
– Dawaj, za długie przerwy robisz – skarcił mnie łagodnie – Zastoi ci się wszystko, trzeba napierdalać – zaśmiał się. Znałem go jako brutalnego, ostrego aktywa, ale okazał się też sympatycznym, niegłupim chłopakiem mającym swój świat i swoje pasje. Za szybko go zaszufladkowałem, gdy się lepiej poznaliśmy kilka tygodni wcześniej.
Zrobiliśmy jeszcze dwa ćwiczenia, a potem, wykończony, podreptałem do szatni u boku mojego nastoletniego trenera osobistego. Bolały mnie ramiona, bolały ręce, bolała klata. Dał mi niezły wycisk, a w domu czekał mnie kolejny.
– Nie masz klapek? – zdziwił się widząc jak idę do łazienki boso – Uważaj, serio jest ślisko, kiedyś się wyjebałem.
Natryski były ukryte w kabinach więc nie mogłem oglądać pięknego ciała Artura. Poza nami nie było tu nikogo więc byłoby idealnie wziąć wspólny prysznic. Jemu chyba jednak nie było to w smak, albo po prostu nie przyszło do głowy. Wolałem jednak nie brać inicjatywy w swoje ręce. Za pół godziny i tak się mną zajmie.
Przepasany w biodrach ręcznikiem wróciłem do pustej szatni i otworzyłem swoją szafkę. I wtedy zza rogu wyszedł Suchy.
– O, czekasz na nas? – zdziwiłem się. Siedział tu sam przez pół godziny? Bez sensu.
– Czekam na ciebie – odparł spokojnie i podszedł do mnie. Patrzył mi w oczy swoim szarym kocim wzrokiem. Coś w nim było nie tak, coś się czaiło w tych oczach.
– Arti się zawsze grzebie pod tym natryskiem – powiedział – Zdążysz mi obciągnąć.
– Eee… nie, no nie teraz – zdębiałem – Na sali jeszcze byli jacyś kolesie, mogą tu przyjść.
Chuj go to obchodziło. Złapał mnie za kark i prawie wgniótł w ziemię, w kolanach eksplodował ból.
Suchy błyskawicznie wyciągnął spod dresu w pełni gotową pałę i z miejsca zapakował mi po gardło. Żadnej gry wstępnej, żadnego wyczekiwania, od razu ostre jebanie w pysk, aż uderzałem tyłem głowy w szafkę. Dławił mnie tak jak maszynka, pakował szybkim miarowym tempem i sapał, wyraźnie zadowolony że w końcu ma jakąś dziurę do obrobienia. Obserwował drzwi, pilnując by nikt nas tu nie nakrył, a gdy usłyszeliśmy na korytarzu kroki, na chwilę zastygł w bezruchu, wciąż trzymając we mnie pałę. Kroki oddaliły się. Można było jechać dalej, pakując mi tą bestię do ryja.
Nie minęło wiele czasu, gdy stęknął i cały się napiął. Zalał mi gardło słono–gorzką spyrą. Wysunął ze mnie fiuta i wytarł mi go o twarz. Od razu stracił mną zainteresowanie, wyciągnął z kieszeni telefon i usiadł na ławeczce. Dla niego była to tylko bardziej wyrafinowana forma masturbacji.
Kątem oka wychwyciłem jakiś ruch i nie myliłem się.
W progu łazienki stał Artur. Miał przepasany na biodrach ręcznik, a pod nim bardzo wyraźnie jeździł dłonią w dół i w górę. Musiał widzieć jak zabawia się mną Suchy.
Artur przestał sobie dogadzać i zagwizdał, jakby wołał psa. Doskonale wiedziałem kto tu jest tym psem. Posłusznie podszedłem.
–Miało być u mnie ale chuj, tu cię wyrucham – oznajmił i razem poszliśmy pod natrysk. Zerwał ze mnie ręcznik i rzucił na kafelki. Pchnął mnie na ścianę, odwróconego do niego dupą. A potem do mnie przywarł, gorącym, wilgotnym ciałem, mocno i stanowczo. Jego ręka odnalazła mojego fiuta i zaczął mi walić, a drugą ręką objął mnie w pasie.
– Teraz cię wyjebie, suko – szepnął i ugryzł mnie wściekle w ucho, zaczął je lizać, ssać, cały czas ugniatając mi jaja i fiuta. Nie mogłem nie jęczeć, ale chyba mu się to nie spodobało, bo zostawił w spokoju moje przyrodzenie i zatkał mi ręką usta. Splunął sobie na dłoń, rozsmarował i wjechał we mnie, aż zawyłem. Jego ręka tłumiła jednak moje krzyki, mogłem sobie wyć do woli, ale kutas Artura rozpychał mi dupę nieubłaganie.
Szybko pokonał opór i coraz sprawniej się we mnie wsuwał, cały czas liżąc mnie po uchu i szepcząc jak mu dobrze.
– Zajebista suka, mogę cię ruchać gdzie chce i kiedy chce – szeptał, nie przestając mnie posuwać. Rozgrzany, prosiłem się o więcej, wypinając dupkę i pojękując cicho.
– Dobrze, wypinaj się, lubisz kutasy w dupie aż po jaja?
Puścił mnie, więc mogłem znowu mówić.
–Twojego kutasa, tylko twojego kocham – odparłem cicho, w przerwie między jękami. Musiałem brzmieć jak rasowa suka, każde pchnięcie, każdy ruch bioder Artura nagradzałem kolejnym stęknięciem, chcąc go zadowolić jeszcze bardziej.
– A jak cię suchy rucha w mordę to nie jest ci dobrze?
– Nie tak jak teraz – powiedziałem zgodnie z prawdą.
– Dooobra suczka – ucieszył się i przyspieszył. Odgłos klaskania jaj o moje pośladki wypełnił łazienkę, a ja zacząłem się tak wydzierać, że znowu zatkał mi mordę.
Ruchał mnie jak nigdy przedtem, najszybciej i najostrzej jak potrafił. W końcu obiema rękoma złapał mnie za biodra i na chama dociskał do siebie, nabijając mnie na wielkiego kutasa najgłębiej jak to możliwe. Odleciałem, nie wiedziałem gdzie jest góra, gdzie dół, co się dzieje wokół, nic się nie liczyło. Jebał mnie tak ostro że mogłem tylko gryźć się w język i błagać by to nigdy się nie skończyło, słuchać jego jęczenia i przekleństw.
– O kurwa! Jebana pizda! – wrzeszczał i nadszedł ten moment bez odwrotu, był gotowy do wstrzelenia mi w dupę pokaźnej dawki spermy.
– Pedale jebany, wypinaj się!
Penis cały mi pulsował, na maksa wypięta dupa przyjmowała nastoletniego kutasa i nagle całym mną zatrzęsło. Nawet nie dotykając penisa, spuściłem się grubym strumieniem prosto na kafelki i strzelałem tak jeszcze długo, czując jak Artur wbija mi paznokcie w biodra i jednocześnie strzela spermą we mnie. Jęczał i jebał dalej, dopychał mnie ostatnimi siłami, aż przestał i wyszedł.
Dyszał jak szalony, tak samo jak i ja, ledwo przytomny po tym jebaniu życia.
I nagle Artur rzucił się na mnie, złapał mnie za szyję i pocałował. Ostro, mocno, szukając językiem mojego języka. To było zajebiste, równie dobre jak sam seks.
Gdy przestał, spojrzał mi w oczy, przez sekundę, ale nie wiedział co powiedzieć.
Idealnie wyczuwając moment, do łazienki wszedł Suchy.
– Aż tam was było słychać – zakpił – Nieźle musiałeś go wyjebać – zwrócił się do Artura.
– Dobra, klękaj – tym razem mówił do mnie. Znowu miał ochotę mnie poużywać? Nie wiedziałem, czy dam radę, ale klęknąłem. Czułem jak z między pośladków wycieka ze mnie strużka spermy.
Suchy podszedł do mnie powoli, nagiego i klęczącego, wyjął ze spodenek półtwardą pałę i patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Po chwili z jego fiuta popłynął żółty strumień. Celował w moją klatę i ramiona. Ciepłe szczyny spływały po mnie do kratki w podłodze.
– Dawaj, ty też – powiedział do Artura.
Artur zawahał się, ale w końcu stanął przede mną, obok Suchego. Chwilę się wysilał i po chwili kolejny strumień zaczął obmywać mi klatę i brzuch.
W domu miałem ochotę na złociste piwo, ale tu dostałem inny, równie cenny płyn.
– Odwróć się na psa – nakazał Artur.
Posłusznie wypiąłem się na pieska, dupą w ich stronę.
Ciepłe strumienie uderzyły mnie po plecach i pośladkach. Któryś z nich przycelował dokładnie w moją dziurę i szczyny zmieszały się ze spermą, ściekając mi po jajach i nogach. Zamknąłem oczy i rokoszowałem się ciepłem, oraz faktem, że moi dwaj nastoletni dominatorzy raz jeszcze pokazują swojej dorosłej suce, gdzie jej miejsce.
W końcu przestali i mogłem wstać.
– Dobra, styka mi go. Wolę wyrwać jakąś laskę – oznajmił dres.
Odwrócił się i wyszedł.
– Nara Arti – rzucił jeszcze przez ramię i zostałem w łazience sam na sam z Arturem. Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu. Dopiero kiedy usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi wyjściowych do szatni, sygnalizujące że Suchy sobie poszedł, mogliśmy się do siebie odezwać.
– Trzeba cię chyba umyć – ucieszył się Artur.
– Czemu się przylizaliśmy? – wypaliłem od razu.
– Nie wiem, miałem ochotę, proste.
– Tylko się nie zakochaj – sarknąłem.
Zamiast odpowiadać, podszedł, przytulił się i znowu zaczęliśmy się całować.

Podobało się? Zostaw komentarz, zmotywujesz mnie do pisania.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *