Szkolenie cz. 4 – Koniec

Czułem się oszukany, zły, rozczarowany i nie wiadomo co jeszcze.
Od mojego przybycia minęły godziny, dni, pierwszy i drugi tydzień, a ja uczyłem się na pamięć rozkładu zajęć mojego nowego Pana. W środy siłownia, w piątek basen, w soboty zazwyczaj zapraszał kilku kumpli, a mnie odsyłał do mojego „pokoju”. Pewnie nikt nie wiedział, że w ogóle tam jestem.
Za dnia sprzątałem, gotowałem mu obiady i wysłuchiwałem tego, co akurat miał ochotę mi powiedzieć, raczej niewiele. Za każdym razem, kiedy cokolwiek poszło nie tak, wpadał w furię. Gdy rozlałem wino na stolik w salonie, dostałem po ryju. Kiedy jego ulubiona koszula nie zdążyła wyschnąć po praniu przed piątkowym wyjściem na miasto, sprzedał mi takiego kopniaka, że przez dwa dni bolała mnie kość ogonowa. Ale znosiłem to, bo wiedziałem, że to cena za zaszczyt i przyjemność bycia jego suką.
I wtedy się zaczęło. Któregoś wieczoru odesłał mnie do „budy”, a chwilę później ktoś przyszedł. Jakiś chłopak. Przykleiłem ucho do drzwi i łowiłem strzępki rozmów, dobrze wiedząc że nie wolno mi tego robić. Nie można naruszać prywatności Pana. Nie było jednak dużo do podsłuchiwania – słowa szybko przeszły w jęki, bo oto mój Pan posuwał chłopaczka, rżnął go tak, że nie musiałem już wcale podsłuchiwać. Mój ciemny, mały pokój wypełniło darcie ryja ruchanego pasywa. A był ruchany długo i ostro, prosił o więcej i najwyraźniej dostawał. Siłą rzeczy kutas od razu mi stanął i czekałem tak, warowałem jak pies, na rozwój wypadków. Miałem nadzieję, że mnie zostawili sobie na deser, że zaproszą mnie do zabawy. Nic z tego. Dźwięki ucichły, a ja zostałem sam z erekcją i ejakulatem skapującym z penisa. Mogłem jedynie zwalić, wspominając niedawne hałasy zza drzwi.
Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy, i dwa razy musiałem zadowolić się swoją ręką. Chłonąłem jęki i bawiłem się sam ze sobą, penetrowałem dupę palcami i waliłem konia aż do upragnionego spustu. To była jedyna przyjemność jaką dotąd dostawałem w trakcie tej dziwnej służby. Mój Master nawet mnie nie tknął, pomijając może momenty, gdy zasłużyłem na karę w postaci klapsa, kopniaka albo liścia w ryj. Czy tak to miało wyglądać? Byłem tylko lokajem łażącym nago po domu i piorącym mu gacie? Zdecydowanie mi się to nie podobało.
Pomijając liczne obowiązki, w domu panowały też zakazy. Nie wolno mi było chodzić ubranym. Nigdy. Cały dzień Master mógł sobie podziwiać moją dupę i kutasa. W niektóre dni nie wolno mi było nawet chodzić na dwóch nogach. Musiałem zasuwać na czworaka i w ten sposób wykonywać swoje obowiązki. Jeśli tylko przyuważył, że wstaję, dostawałem lepę na ryj i byłem odsyłany do budy. Jedynym wyjątkiem było załatwianie się – wtedy mogłem się ubrać, a potem musiałem wyjść na podwórko pod blokiem i załatwiać się pod krzakiem. On pewnie patrzył z okna na swojego grzecznego psa. Zawsze, gdy tak sikałem, speszony i wystraszony że ktoś mnie nakryje, jednocześnie dostawałem erekcji. Inny zakaz to zakaz włosów – miałem zawsze, w każdej chwili być gładziutko wygolony z przodu i z tyłu. Choć Pan mnie nie dotykał, lubił widok gładkiej dupy i penisa.
Był też zakaz kontaktowania się ze światem. Master zarekwirował mój telefon, nie pozwolił mi do nikogo dzwonić i pisać. Nagle dla świata przestałem istnieć, a jedyny kontakt z ludźmi miałem w sklepie, robiąc dla Niego zakupy. Nawet wtedy niewiele się odzywałem, bo tak mnie poinstruował.
Pocieszeniem były dla mnie małe misje, które dostawałem od czasu do czasu. Jednego razu kazał mi zwalić sobie w sklepie i nagrać to na telefon, ale przypomniał że nie wolno mi użyć tego telefonu do czegokolwiek innego. Zaczaiłem się więc w pustej alejce marketu i wziąłem się do roboty. Podniecony, doszedłem szybko, rozglądając się jak szalony w lewo i prawo. Spuściłem się w bokserki, a potem pospieszyłem do domu żeby pokazać Panu jak grzecznego ma psa. On tylko pomarudził, że na filmiku mało widać i ostrzegł, że w przyszłości mam się bardziej starać. Inny ochłap dostałem po jego treningu na siłowni. Rzucił w kąt swoje granatowe Nightgazery i niby mimochodem wspomniał, że są brudne. Wiedziałem co robić. Na czworaka przyniosłem buty w zębach, przed kanapę na której usiadł i zabrałem się do czyszczenia. Rozumieliśmy się bez słów – On odpalił sobie film z Netflixa i wygodnie oparł nogi na moich plecach, jakbym był taboretem, a ja skulony na czworakach wylizywałem dokładnie jego jebiące naje. Zapach był piękny i okropnie chciałem dostać też stopy, ale to nie wchodziło w grę. Musiałem się zadowolić zapachem i smakiem błota w ryju.
Z czasem, mój młody Master zaczął mi ufać na tyle, że zostawiał mnie w domu na długie godziny i nie zamykał w budzie. Raz zostawił nawet mój telefon na kuchennej ladzie i wyszedł. Pomyślałem, że to okazja by z kimś pogadać, zadzwonić. Zrobić cokolwiek, zbuntować się, odzyskać życie. Stanąłem nad smartfonem i wyciągnąłem rękę, ale sama się cofnęła. Przecież mi zabronił. Słuchanie się Pana to podstawa, jarało mnie, a poza tym nie miałem przecież innego wyjścia. Zostawiłem telefon na miejscu, nie śmiałem go tknąć.

***


Ten dziwny stan trwał jeszcze przez jakiś czas, do pamiętnego wieczoru, kiedy kolejna kropla w końcu przelała czarę goryczy.
To był leniwy wieczór. Pan oglądał serial, a ja siedziałem na podłodze pod kanapą i oglądałem z nim. Pozwolił mi nawet muskać ryjem swoje stopy, ale karcił mnie, gdy się rozpędzałem. Dostawałem po prostu kopniaka w twarz.
Oglądaliśmy w ciszy, bo On nie należał do zbyt rozmownych. Za to jeśli już mówił, to zawsze była to wiązanka bluzgów albo nagana: to niby jest wyprasowane, kurwo? co robi ta plama spermy w twojej budzie? Jesteś taki kurwa tępy, że nie umiesz doprawić zupy? Zawsze znalazł powód, żeby mnie pocisnąć i nie ukrywam, podobało mi się to. Jego oczy ciemniały w takich chwilach jeszcze bardziej, ale tak naprawdę już się go nie bałem. Łatwo wpadał w gniew, ale szybko mu to mijało.
W każdy razie, tamtego wieczoru był dość łagodny. A potem zadzwonił domofon. Instynktownie rozumiałem, że to kolejny pasyw i że czas iść do budy.
– Słuchaj uważnie psie. Masz warować pod kanapą i ani się waż tknąć jego albo mnie bez pozwolenia, bo cię wypierdolę na zewnątrz bez tych twoich szmat i tak sobie wrócisz do siebie. Rozumiesz, kundlu?
Uradowany, pokiwałem głową.
– Nie wydasz żadnego dźwięku, nic. Masz warować na kolanach i oglądać, dopóki ci nie pozwolę dołączyć, jasne?
– Tak jest, Panie – zapewniłem gorliwie. A więc jednak, w końcu! Dostanę kutasa mojego Master, albo chociaż jakiegokolwiek kutasa. Nareszcie jakiś konkretny wieczór!
Chłopaczek był niski i drobny, blondas. Śliczny jak aniołek, nieco zniewieściały, o ładnym uśmiechu. Gdy mnie dostrzegł, zatrzymał się w progu pokoju.
– Kto to? – zapytał zdziwiony.
– Nie zwracaj na niego uwagi, to mój pies – wyjaśnił Pan, machając na mnie ręką.
– Tym razem robimy to w trójkę? – młody nie mógł przestać mnie obserwować. Oto przy kanapie klęczał starszy od nich obu koleś, nagi, z erekcją i pewnie niezłym żarem w oczach.
– Zobaczymy – mruknął Master – Rozbieraj się.
Nie bawili się w grę wstępną. Pasyw zrzucił ciuchy i ułożył w kosteczkę na stole (na pewno kiedyś dostał w ryj i stąd taka dbałość), a Master rozsiadł się w kanapie z rozchylonymi nogami. Usiadł tuż przy mnie. Blondas ochoczo sięgnął do jego dresu i wyciągnął twardego już kutasa. Pięknego, dużego kutasa, którego zapach mnie odurzył. Klęczałem tak blisko, wystarczyło się nachylić i poczułbym smak Pana, ciepło na policzku, ale nie wolno mi było. Musiałem obserwować jak blondas bierze całą pałę, jak się tym rozkoszuje, jak Pan dociska sobie jego ryj do krocza i dławi biedaka, odliczając od dziesięciu. Blondas łapał głębokie hausty powietrza, oślinił sobie brodę i podłogę, a potem znowu nadziewał się na pałę, jęczał i walił sobie konia. Chętnie sam bym mu zwalił, albo obciągnął, zrobił cokolwiek. Nie mogłem już wytrzymać, ale nie pozwolono mi się przyłączyć. Jeszcze nie.
– Wypinaj się szmato – padł rozkaz i automatycznie przybrałem pozycję na psa, ale to nie do mnie mówił. Patrzyłem jak blondas przybiera tę samą pozycję na kanapie, a Pan zajmuje miejsce za nim. Napluł mu między pośladki i od razu wjechał, powoli ale gładko. Blondas się rozdarł, ale nie stawiał żadnego oporu. Dał się jebać, nie mając pewnie zielonego pojęcia jakie go spotkało szczęście. Kolejne pchnięcia powodowały ciche jęki, pasyw zacisnął zęby i wystawiał dupę jak rasowa suka. Był w tym dobry. Brał kutasa po mistrzowsku, a ja patrzyłem jak zahipnotyzowany. Tak wielka pała znika w tak małej dupce. Kapało mi z penisa, jaja pękały od spermy, ale nadal nie wolno mi było nic zrobić Miałem ochotę jęczeć. Musiałem czekać. Najgorzej było gdy blondas zaczął patrzeć mi prosto w oczy, coraz szybciej pchany przez mojego Pana. Jęki przybierały na sile i niemal zmieniły się w kwiczenie, kiedy Pan przestał się hamować i po prostu jebał go jak zabawkę. Jaja waliły o pośladki, pasywa pokrył pot, a ja miałem ochotę wrzeszczeć i błagać. Gdy Pan wbił się w dupę blondasa po raz ostatni, mocno i na długo, gdy jęknął i ścisnął pośladki pasywa zrozumiałem, że to koniec. Nie zaprosił mnie od uczty. Wręcz przeciwnie – to wszystko miało mi tylko dojebać, pokazać ile tracę.
Okazało się, że mam rację – blondas zaraz po całej akcji się ubrał i pożegnał się z Masterem zwykłym „cześć, do następnego”.
Gdy wrócił do salonu i spojrzał na moją cieknącą pałę, parsknął śmiechem.
– Dlaczego? – zapytałem cicho, wciąż na kolanach.
– Ty jesteś psem i masz służyć, a nie się jebać – odparł – Masz z tym jakiś problem?
Zdecydowanie miałem! Ale nie odważyłem się tego powiedzieć na głos.
– Nie, Panie – odparłem – Ale byłoby cudownie doświadczyć twojego kutasa.
– Byłoby – zgodził się i odesłał mnie od budy. Tamtej nocy zwaliłem trzy razy, a gdy tylko zamykałem oczy, widziałem kutasa mojego Pana i spojrzenie blondasa utkwione we mnie. Wiedziałem już, że dużej tak być nie może, ale wcale nie chciałem odchodzić. Obmyśliłem dużo lepszy plan.

W piątki Pan przychodził do domu późno, koło 21. Miałem więc sporo czasu, żeby przemyśleć sytuację i zdecydować, czy naprawdę tego chcę. Może i trochę Go znałem, ale nie wiedziałem jak zareaguje. Sam plan był prosty – postawić wszystko na jedną kartę. Kręciłem się bez celu cały dzień, nie miałem głowy do sprzątania ani gotowania więc nie zrobiłem właściwie nic. Dopiero po 20 podjąłem decyzję – czas działać. Byłem jednocześnie zesrany potencjalnymi konsekwencjami, ale i miałem ogromną mściwą satysfakcję. Pozostało czekać.
Wrócił kilka minut po dziewiątej, zmęczony po basenie. Rzucił torbę w przedpokoju i zagwizdał. Nie przyszedłem. Siedziałem na kanapie w salonie, nagi, i obserwowałem go uważnie.
– Co jest psie, zapomniałeś jak się wita Pana w domu? – warknął – Jestem głodny.
Nie zareagowałem.
– Co się z tobą kurwa dzieje?
Miał na sobie czarny dres adidasa i lekko obcisłą koszulkę, podkreślającą szerokie ramiona. Na nogach czarne naje i bielutkie soxy. Był zjawiskowy. I wkurwiony.
– Wezmę prysznic i kolacja ma czekać na stole, szmato – nakazał i udał się do sypialni.
To był ten moment. Choć pozornie siedziałem beztrosko na kanapie, cały się spiąłem. Zobaczymy, kto tu jest górą – myślałem.
Wrócił bardzo powolnym krokiem. Słyszałem każde zetknięcie adoli z podłogą, puk, puk, puk. J jego oddech, inny niż zwykle.
– Co to ma znaczyć? – zapytał lodowatym tonem. Gdy spojrzałem mu w oczy, już wiedziałem, że to nie był dobry pomysł. Przeszarżowałem.
– Pytam się o coś, kurwo jebana! – warknął.
Dasz radę – myślałem – Nie bój się.
Ale on nie tracił już czasu na gadanie. Złapał mnie za włosy i zawlókł siłą do sypialni. Po drodze potknąłem się i wyjebałem, ale mnie podniósł, boleśnie katując mi łeb.
– Co to kurwa jest!? – wskazał na swoje łóżko. Na białej pościeli widniała wielka żółta plama. Mój mocz. Nie mogłem się nie uśmiechnąć.
– Bawi cię to pedale jebany? Takie to kurwa śmieszne!? – wrzeszczał mi do ucha – Zlizuj to! – rzucił mnie na łóżko, a ja nadal się śmiałem. Nie wiedział, że kiedy wcześniej odlewałem się na jego łóżko, robiłem to w pozycji na psa. Nieźle mnie wytresował.
Skoczył na mnie i zaczął okładać po twarzy, każde słowo oddzielało kolejne uderzenie.
– Skończ… się… kurwo… śmiać!
Napluł mi prosto w ryj i kopnął tak, że spadłem na ziemię, a potem kopnął znowu i jeszcze raz. Nie celował, więc dostawałem po dupie, żebrach, rękach.
– Głupi pies, tak ci się chciało jebania, że się buntujesz?
– Tak! – zdołałem wycedzić.
– To kurwa dostaniesz swoje jebanie – zapewnił i w końcu dał mi odsapnąć – Sam się prosiłeś – dodał i jeszcze raz, na poprawkę, splunął na mnie.
– Do budy kurwo! A spróbuj się zawahać choćby na ułamek sekundy, przysięgam że cię zapierdolę.
Nie oszczędzał mnie. Cały obolały, jakoś zebrałem się na czworaka i powoli podreptałem do swojego pokoju. Przez całą drogę szturchał mnie nogą albo uderzał w tył głowy.
– Pierdolony – mruknął do siebie – Teraz masz nieźle przejebane. Wiesz, co właśnie odjebałeś?
– Co odjebałem? – odparłem z przekąsem. Podobało mi się jak się pienił. Fakt, że wszystko mnie boli, tylko bardziej mnie podjarał. Dopiąłem swego.
Nie odpowiedział. Wskazał palcem na mój pokój i zamknął za mną drzwi na klucz. Zostałem sam w ciemności, usłyszałem tylko że Pan wychodzi.
Czemu i gdzie poszedł? Gdzie to obiecane jebanie? Nie było sensu zgadywać. Byłem jednak wdzięczny za ten czas na odpoczynek. Skuliłem się na posłaniu i z ulgą stwierdziłem, że nic nie boli mnie na tyle mocno, by się niepokoić. Czy mój plan zadziałał? Wkurwienie Mastera do tego stopnia sprawi, że będzie chciał się na mnie wyżyć za pomocą penisa? Jeśli tak, to czemu sobie poszedł? Co się teraz ze mną stanie?

Odpowiedź nadeszła jakiś czas później, może godzinę, może dwie. Usłyszałem głosy, a chwilę później drzwi mojej budy się otworzyły. Poraziło mnie światło, ale dostrzegłem trzy sylwetki, dwie łyse głowy i dresy. O kurwa.
Niewiele więcej dane mi było zobaczyć, bo jeden z nich zawiązał mi na oczach jakąś opaskę, a potem siłą wyprowadzili mnie z budy do salonu. Potykałem się, a oni ciągnęli mnie za ręce to w lewo, to prawo, zupełnie nie wiedziałem jak mam się poruszać, aż w końcu z hukiem wylądowałem na podłodze.
– Podoba się? – usłyszałem głos Pana, ale nie pytał mnie. Pytał tych pozostałych dwóch.
– Pedał to pedał – odpowiedział twardy, spokojny głos. To był głos kolesia, który rozmawia z drugim na siłowni o mułach. To był głos idealny do opowiadania o popijawach z ziomkami i suce z dyskoteki, do pytania czy masz kurwa jakiś problem. I to był głos mojego oprawcy.
– Fajnie wygolona – dodał inny. Ten brzmiał na cwaniaka, takiego co dużo mówi, ale większość zmyśla albo nie da się tego słuchać. Ale nie wpadł tu na pogawędkę.
Wyciągnęli mi ręce nad głowę i związali. Mocno, nie miałem szans się wyswobodzić.
– Jak się jebana szarpie – zakpił Twardy.
– Macie go rozejabać – zawyrokował Pan, a mnie przeszedł dreszcz – Rozjebcie mu gardło i pizdę. Ma płakać i błagać.
Ktoś parsknął śmiechem, a mnie złapano za mordę tak, że musiałem ją otworzyć i w moich ustach wylądowała szczodra porcja gorącej meli.
– Smacznego kurwo.
Nawet nie zdążyłem podziękować, bo natychmiast zapchał mnie kutas. Wjechał ostro, po jaja, aż zapiekły mnie oczy, a opaska od razu zwilgotniała od łez. Skurwysyn trzymał mi pałę w gardle przez dziesięć bardzo długich sekund i żadne szamotanie nie pomagało. Chciał mnie udusić fiutem, śmierć godna suki.
– Pooddychaj sobie kurwo – powiedział dobrotliwie i wyjął fiuta.
Łapałem powietrze jak ryba wyrzucona z wody i nagle zacząłem się krztusić, bo w gardle lądował mi mocz. Koleś szczał mi na ryj nawet kiedy walczyłem o oddech, mało się nie dusząc.
– Otwieraj kurwo – nakazał i złapał mnie mocno jak w imadło. Znowu gorąca struga leciała do ryja, a ja połykałem, modląc się żeby dał mi choć odrobinę odpoczynku.
Ledwie przełknąłem ostatni łyk, ktoś odchylił mi głowę na bok i znowu miałem w gardle fiuta. Ale ten był chyba mniejszy i po prostu zaczął mnie jebać, nie dławił. Ślizgał mi się w mokrych od szczyn ustach i gardle, łoniaki drapały mnie w twarz, a do tego wszędzie unosił się zapach jaj.
Gdy jeden z nich ruchał mnie w usta, drugi chyba uklęknął z drugiej strony bo zacząłem dostawać po ryju z kutasa. Odbijał się od mokrej skóry z plaśnięciem, czekając na swoją kolej do gardła. Nie miałem już siły otwierać ust i próbowałem jakoś się uwolnić, ale tylko przyspieszył jebanie i dostałem cios po jajach aż się zatrząsnąłem. Spodobał mu się ten pomysł. Na moim kroczu wylądowało coś twardego i zimnego i nie miałem wątpliwości że to podeszwa buta. Urabiał mnie powoli, coraz mocniej, bawił się moim bólem, a ja mogłem tylko pojękiwać z kutasem w ustach. Wsuwał się raz za razem, jakby nigdy miał nie skończyć. Tymczasem masowanie krocza butem zaczęło mi się podobać. Drażnił mi penisa, aż cały się wyprężyłem, ale to był błąd bo zaraz dostałem kopniaka. Chcieli mnie karać, a nie sprawiać frajdę, ale chyba nie docenili jaka wyposzczona suka im się trafiła.
– Podoba ci się to kurwo? – usłyszałem Pana – Zobaczymy.
Nagle miałem wolne usta.
Ktoś złapał mnie za penisa, zsunął napletek i pierdolnął z całej siły, a ja zawyłem.
– Suce niepotrzebny kutas – zauważył ten z głosem cwaniaka i znowu mi zajebał, a ja się skuliłem na tyle, na ile mogłem.
– Gnoju jebany, chciało ci się kutasa, to dostaniesz – powiedział Pan. Nagle ktoś zerwał ze mnie opaskę. Stał nade mną. Mój Master. Patrzył na mnie w taki sposób, że przez krótką chwilę walczyłem z odruchem ucieczki.
– Rozpierdolimy cię – obiecał i trącił mnie butem po pysku. Dostałem też kolejny cios w kutasa, po policzkach poleciało jeszcze więcej łez.
– Poleruj – Master przycisnął swojego Nightgazera do moich ust. Zacząłem lizać, a w tym samym czasie ktoś zaczął mnie masturbować. Szybko i mocno.
– Nie, zaraz dojdę… – zaprotestowałem.
– Liż szmato – napomniał Master. Rozsmarował mi po twarzy błoto z podeszwy i splunął na koniec – Ale masz brudny ryj. Ale zaraz coś zaradzimy.
Złapał mnie za włosy i podniósł, zaprowadził do kibla i rzucił na kolana. Z pomocą swoich gości wcisnął mi łeb do muszli klozetowej i spuścił wodę. Gdy złapałem oddech, ociekając wodą, zostałem zaprowadzony z powrotem do salonu i rzucili na kolana. Kazali się wypiąć na psa, ale nie było to łatwe ze związanymi rękoma.
Przez chwilę nic się nie działo, tylko nade mną łazili, jak wilki nad jakąś wyjątkowo pojebaną sarną, która sama się prosiła o taki los. Wtedy pojawił się Pan, w ręku trzymał mojego czarnego vansa. Wyciągnął półtwardego fiuta i zaczął szczać, aż but był pełen.
– Dobra, trzeba go wydoić – powiedział i od razu jeden z dwóch obcych klęknął przy mnie i zaczął mnie znowu masturbować.
– Dawaj suko, spuszczaj się – powiedział twardym głosem. To ten z ogromnym kutasem, który mało mnie nie udusił. Położył vansa pełnego szczyn tuż pode mną i niewiele było trzeba, żebym poleciał. Strugi spermy płynęły i płynęły, lądując w moim vansie, mieszając się ze szczynami Pana. Jęczałem jak ostatnia szmata, szczęśliwy że ten koszmar się kończy. Ledwie mogłem ruszać żuchwą. Byłem zakatarzony i zapłakany, ciężko mi się oddychało.
– No to teraz zaczynamy zabawę – powiedział Master, głosem pełnym radości.
– Co? – wysapałem.
Tamci dwaj trzymali mnie siłą w pozycji na psa, a Pan klęknął przede mną i spojrzał mi w oczy.
– Wiesz jaka jest najlepsza nagroda dla prawdziwej suki? Jebanie na sucho zaraz po spuście. Zresztą sam zobaczysz, kundlu.
Serce zabiło mi szybciej. To się nie mogło dziać, miałem już dość, nie chciałem więcej kutasów, a zwłaszcza w dupie. Zaspokoili moje sucze ciągoty i najbardziej na świecie chciałem wrócić do budy na posłanie. Nie byłem już napalony.
– Rozejebię ci to cipsko – zapewnił.
Wstał i przeszedł za mnie, za moje pole widzenia, a potem złapał mnie mocno za biodra.
– Nie, proszę, już będę grzeczny. Najgrzeczniejsza suka jaką miałeś, przysięgam! – wiłem się, ale trzymało mnie trzech kolesi.
– To dla twojego dobra, kurwo – usłyszałem tylko i dostałem ostrego klapsa. Potem rozchylił mi pośladki i nacisnął. Chwilę celował, naparł i…
– Aa! Kurwa! – załkałem gdy się wbił, ale to nic nie dało. Szarpnąłem się ale tylko zabolały mnie ręce i włosy, bo któryś mnie za nie trzymał.
Zaczęło się męczenie dupy, jebanie w którym nie miał nic do powiedzenia, a moje jęki tylko ich nakręcały. Kutas Pana rozpychał się we mnie i opornie posuwał się do tyłu i przodu, bez żelu, bez śliny, bez litości. Nie był to znajomy ból przechodzący w przyjemność.
– Masz co chciałaś, szmato – syknął i uszczypnął mnie w tyłek, jakby mało mi było bólu.
Zapłakany, starałem się rozluźnić, dać mu skończyć, marzyłem tylko o odpoczynku, o wolności. Ale nic z tego, brał mnie coraz szybciej, a dziura piekła żywym ogniem.
Nagle któryś z osiłków jakby sobie przypomniał i docisnął mi głowę do ziemi, aż wypiąłem się jeszcze mocniej.
– Napij się kurwo – powiedział i wcisnął mi ryj do vansa ze szczynami i spermą.
– Pij!
Posłusznie chłeptałem, jedynie cicho pojękując z bólu, wciąż jebany w dupę.
– A teraz mi powiesz, cwelu, jak kochasz kiedy cię Pan jebie. Już!
– Kocham – wycedziłem z trudem, płaczliwym złamanym głosem.
– Nie wierzę ci szmato – ścisnął mnie za jaja aż pobielało mi przed oczami.
– Kocham być jebany, dokładnie to mi się należało Panie. Dziękuje za kutasy w dupę i mordę! Jestem jebanym cwelem!
– O to chodzi – mruknął zadowolony.
– Już się nie szarpie – zauważył osiłek o głosie cwaniaka i nagle mnie puścili. I tak już nie miałem siły się bronić. To było za dużo. Miałem ślinę, błoto, mocz i spermę na ryju, związane ręce i rozepchaną bolącą dupę. Nie mogło już być gorzej.
Ruchanie skończyło się i przewrócili mnie na plecy. Pan przykucnął mi nad twarzą i zaczął szybko się masturbować.
– Kurwa musi się zdrowo odżywiać – powiedział w momencie, w którym do ust strzeliła mi sperma. Dużo, bardzo dużo spermy.
– Nie połykaj – zagroził. Ściągnął białego soxa i wcisnął mi go do ryja. Potem wziął swojego Nightgazera i przywiązał mi go do twarzy, żebym poczuł jak pięknie jebią.
Twardy zajął pozycję za mną, zarzucił sobie moje nogi na ramiona jakby nic nie ważyły i nakierował pałę na moją dupę. Zaczął szczać.
Strumień leciał mi na brzuch, jaja, znowu twardego penisa i tyłek. Część lądowała w środku zmęczonej, rozepchanej dziury z charakterystycznym dźwiękiem.
– Ja tam wolę z poślizgiem – wyjaśnił kolegom.
A potem zapakował we mnie pałę i od razu zabrał się za rytmiczne ruchanie, wyciskając mi z tyłka resztki moczu. Teraz moje jęczenie było przytłumione, miałem zajęte usta i zakryty butem ryj.
Pan pochylił się nade mną z przyjaznym uśmiechem.
– Napompujemy ci dupę spermą, a potem ją z ciebie wyciśniemy żebyś mógł ją wypić. Jak ci się to podoba?
Próbowałem odpowiedzieć, ale mogłem tylko wydawać jakieś piskliwe stłumione dźwięki.
– Oczywiście najpierw znowu cię wydoimy, żeby przypadkiem nie sprawiało ci frajdy picie takiego rarytasu – dodał Master.
Z oczu znowu poleciały mi łzy.
– A jak już skończymy, to pojedziemy na wycieczkę do lasu. Przywiążemy cię pedale jebany do drzewa, wypijemy parę browarów i napoimy cię szczynami. A potem spędzisz tam noc, sam.
Obserwował mnie jakbym był jakimś dziwnym rodzajem zabawki, a nie człowiekiem.
– Zniszczę cię, szmato – powiedział cicho, niemal czule.

Podobało się? Zostaw komentarz, zmotywujesz mnie do pisania.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *