Szczęśliwy wieczór

Pamiętne gorące popołudnie sporo namieszało w moim życiu. Nie dlatego, że Dres skroił mi portfel i telefon. Zabawne, ale następnego dnia znalazłem oba fanty w skrzynce pocztowej. Znał mój adres, bo przecież miał dokumenty. Miło z jego strony. Żałowałem tylko, że nie zostawił swoich namiarów. Bardzo chciałem powtórzyć przygodę. Niezliczoną ilość razy tryskałem sobie na brzuch wspominając jego kutasa i twarz, głos, spojrzenie, uśmieszek.
Ale tryskanie na brzuszek nie wystarczało. Zacząłem patrolować tamte okolice w nadziei, że go namierzę – może mignie mi gdzieś na ulicy albo w oknie sklepu, może minę go na przejściu dla pieszych albo w knajpie. Ale nie, nie było go. Za to chcica wcale nie zamierzała czekać. Chodziłem napalony jak nigdy wcześniej. To musiało się skończyć bardzo źle, albo bardzo dobrze.
Jakieś dwa tygodnie po spotkaniu z Dresem, paląc fajkę pod sklepem, zgadałem się na grindrze do jakiegoś dwudziestolatka, który miał za dużo spermy w jajach i pilnie potrzebował pomocy. Dotąd raczej nie ustawiałem się na takie rzeczy, ale natura ubiegała się o swoje. Wziąłem adres, podjechałem pod blok (ładne osiedle z wielkim wewnętrznym podwórkiem, po autach widać że ludzie mieli kasę) i przypiąłem rower do stojaka. Coś mi mówiło, że nikt by go nie ukradł nawet bez kłódki. Zadzwoniłem pod numer 17 i domofon zaprosił mnie mało zachęcającym zgrzytem. Trzy piętra po schodach, pukanie do drzwi i ukazała się młoda, uśmiechnięta twarz. Nie pytałem o imię, bo to nie było wtedy najważniejsze. Najważniejsze było mieć jego kutasa w ustach. Byłem na głodzie i desperacko walczyłem o swoją działkę. Dlatego odmówiłem herbaty, kawy i szklanki wody i po prostu powiedziałem mu, że jest uroczy i że bardzo chciałbym klęknąć. Moja bezpośredniość zaskoczyła nawet mnie samego.
–Spoko, jak chcesz – mruknął speszony, a ja nie tracąc więcej czasu padłem na kolana, tak jak stałem w przedpokoju. Podszedł nieśmiało, a ja od razu zniuchałem jego krocze przez jeansy i rozpiąłem guzik. Czarne bokserki kryły niczego sobie kształt. Zacząłem je lizać i obejmować rosnącą pałę ustami, aż zupełnie stwardniała. Chłopak sam ją uwolnił i wyprężyła się przede mną wyzywająco. Spojrzałem mu w oczy, zobaczyłem jak się oblizuje i wiedziałem, co mam robić. Pomogłem sobie ręką, waliłem mu i ssałem główkę, a chłopak zaczął jęczeć jak na pornolu. Ciągnąłem z taką pasją i głodem, że poleciał bardzo szybko. Zalała mnie fala spermy. Całe usta, gardło, mało się nie zakrztusiłem. Faktycznie miał pełne jaja. Normalnie wyplułbym soczek, ale coś kazało mi połknąć. Coś wewnątrz mnie uznało, że należy mi się posiłek ze spermy młodszego typa i to nawet mój obowiązek. Skoro ciągniesz druta, to potem połykasz i nie robisz bajzlu. Proste. Poza tym sperma jest pyszna.
Podziękowałem mu i szybko zabrałem się z powrotem do roweru. I tak nie mielibyśmy o czym gadać, pewnie było mu to na rękę.
Nie zwaliłem, musiałem odczekać pod blokiem kilka minut, aż erekcja sama minie. Zwaliłem dopiero wieczorem, w łóżku. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie kutasa, którego ssałem ledwie kilka godzin wcześniej. Przypomniałem sobie smak spermy i zapach jaj, doszedłem prawie bez dotykania penisa.
Tak narodziła się sobotnia tradycja. Co tydzień jeździłem po mieście, najpierw w okolicach Dresa którego nie potrafiłem odszukać, a potem odpalałem grindra i obczajałem kolesi w pobliżu. Poruszając się na rowerze, mogłem szybko zmieniać swoją lokalizację i znaleźć się w pobliżu rozmaitych typów. Odzywali się różni, pisali że hej, co tam, kogo szukam i inne bzdury. Szukałem wśród nich odpowiednika mojego Dresa, ale gdzie im było do niego. Musiałem się zadowalać po prostu niebrzydkimi, pogadać chwilę i wpaść na szybkie obciąganie albo anal. Wyglądało to zawsze podobnie: wchodziłem do mieszkania, bez zbędnego ociągania klękałem i brałem do ryja, albo od razu w dupę. Zero sztywnej gadki i całowania się, bez romantycznej chujni. Nie tego mi było trzeba. Potrzebowałem kutasów i spermy, wszystko jedno z której strony mi ją tłoczyli.
Ale potem przyszła jesień i zrobiła się słaba pogoda. Nie jeździło się już tak świetnie, a nie zamierzałem szlajać się po całym mieście tramwajami. Musiałem albo siedzieć w domu i polować na grindrze, albo dać sobie spokój. To z jakichś powodów nie miało takiego uroku. Nie było w tym…. przygody? Adrenaliny?
Przestało mi zależeć. Nawet prężące się kutasy i jaja pełne spermy potrafią człowiekowi spowszednieć, jeśli nie są przyczepione do kogoś ciekawego. Wyglądało na to, że okres mojej letniej chcicy dobiegł końca i trzeba było znowu bawić się w grzecznego chłopca, myśleć o randkach i całej reszcie. W ramach pożegnania z niechlubnym rozdziałem mojego 25–letniego życia, umówiłem się ze znajomymi i poszedłem na miasto zalać palnik aż do odcięcia.

Obudziłem się grubo popołudniu, z bólem głowy, skurczami żołądka i innymi objawami kaca. Szybka kontrola – telefon i portfel na stoliku nocnym, spałem w ubraniu, ale nic nie zarzygałem. Czyli wszystko z klasą i umiarem. Świetnie. Wyjrzałem za okno – była niedziela, jeden z tych przejebanych późnojesiennych dni gdy hula zimny wiatr, po chodnikach i ulicach przewalają się brązowe liście, a chmury są ciężkie i ołowiane – niechybnie zaraz lunie. Dzień w sam raz na chlanie, ale chyba by mnie to zabiło.
Potem wszystko standardowo – tabletki przeciwbólowe, uzupełnianie płynów, kiepskie śniadanie i oglądanie seriali w łóżku na laptopie. Rozżalony pomyślałem, że kiedyś kacowanie było lżejsze.
Dopiero pod wieczór zajrzałem na facebooka. Kilkanaście powiadomień (odjebcie się ode mnie) i wiadomość od jakiegoś obcego kontaktu. Paweł F. Kto to kurwa jest Paweł F? 
Wiadomość brzmiała:

Siema. Jestem twoim kolegą spod garażów. Nie chcesz si spotkać? Potrzebuje troche hajsu.

Uderzyła mnie fala gorąca. Pierwsza myśl: głupi żart. Ale jaki żart, przecież nikt nie wiedział o tej akcji. Tylko ja i Dres. Paweł F. I chyba zwęszył łatwy zarobek, albo i zatęsknił za moim tyłkiem. Kto wie.
Napisał w nocy, czyli wiadomość przez cały dzień czekała aż ją zauważę. Być może Paweł F zdążył już się rozmyślić. Nie czekałem ani chwili dłużej:

Cześć. Fajnie, że piszesz. Stęskniłem się. Kiedy, gdzie, ile? I jak mnie w ogóle znalazłeś?

Teraz należało czekać. Najchętniej założyłbym buty i brudny, skacowany poleciał do Dresa z wywieszonym jęzorem. Kurwa, to był właśnie koleś który wiedział czego mi trzeba i jak się mną zająć. Prawdziwy samiec, żadna podróba w dresie na pokaz. Los uśmiechnął się do mnie po raz drugi. Teraz tylko żeby tego nie spierdolić.
Paweł F nie odpisał po minucie, pięciu ani piętnastu. Nie odczytał też wiadomości na facebooku. Może miał ciekawsze rzeczy do roboty. Pozostało mi oglądać dalej serial i kątem oka zerkać na diodę telefonu. Zasnąłem.

Ledwo zadzwonił budzik i otworzyłem oczy, złapałem za telefon. Tak! Odpisał!

Miałem twój telefon, pamiętasz? Obadałem jaki masz nick na fb. Sobota 19 pod ratuszem, 200. Pasi?

No kurwa, jasne że mi pasowało! Gdyby to ode mnie zależało, zaraz bym mu zaniósł te dwie stówy w zębach. Trochę bolał taki ubytek kasy, ale z drugiej strony – marzyłem o tej chwili dosłownie od miesięcy.

Super. Rozpoznasz mnie?

Odpisał od razu.

Haha no jasne. raczej sie pamięta typa z ktorym ma sie takie akcje. a wlasnie, co chcesz porobic tym razem?

Prawda stara jak świat – płacę więc wymagam. Mogłem sobie zażyczyć takiego traktowania, jakie mi odpowiada. A odpowiadało mi tylko jedno, tak naprawdę wiedziałem o tym od dawna. Siedziała we mnie jakaś podskórna wiedza i kiedy tak chętnie łykałem spermę obcych kolesi z grindra i nadziewałem się na ich kutasy, to robiłem to w jednym, jedynym celu – chciałem się upodlić. Chciałem się poczuć jak pojemnik na spermę, dziura do wyjebania. Ale to szybko przestało wystarczać, bo granice się przesuwają. Potrzebujesz więcej. Potrzebujesz konkretnej akcji, takiej że obudzisz się rano i złapiesz za głowę, bo sam siebie nie poznajesz, bo tym razem przesadziłeś, bo nie wiesz już kim i czym jesteś i co gorsza – chcesz więcej. Właśnie to chciałem porobić, ale jak to wytłumaczyć Pawłowi F, który chuja wie o takich sprawach? Jak to wytłumaczyć komukolwiek?

Chcę żebyś to ty robił ze mną wszystko co chcesz. Żebym się czuł jak cwel, suka, pies, kurwa, wszystko co najgorsze.

Pomyślałem sobie, że go spłoszę. To może być za dużo, ale z drugiej strony sam chciał sobie dorobić.

Dobra. czyli chcesz byc takim niewolnikiem?

Uśmiechnąłem się pod nosem.

Dokładnie.

Dobra ustalimy wszystko w sobote jak sie spotkamy. Elo

Już samo jego „elo” sprawiło, że mi stanął. Czekał mnie naprawdę ciężki tydzień. Był dopiero poniedziałek, a ja już miałem pełne jaja i bokserki na myśl o moim Dresie i sobocie.

◊ ◊ ◊

Tydzień dłużył się niesamowicie. Całymi dniami zerkałem na telefon czekając na wiadomość, ale Dres nie pisał, nie zamierzał gawędzić ze mną o pogodzie ani innych pierdołach. Chyba byłem dla niego tylko źródłem względnie łatwego dochodu.
Na szczęście, w końcu przyszła sobota. Była w miarę ciepła i nie padało, los mi sprzyjał. Spędziłem całe popołudnie na przygotowaniach. Dokładnie wygoliłem dupę, jaja i penisa. Zawsze kojarzyło mi się to z uległością i taki wygolony czułem się bardziej jak suczka. Alfageje zazwyczaj lubią gładkich, nie wiedziałem co na to Dres. Sporo czasu zajęło mi też wybranie ciuchów, układanie włosów i cała reszta tej gejozy przed lustrem, zupełnie przecież zbędnej bo nie szedłem na randkę. Szedłem do typa żeby mu zapłacić za gnojenie mnie. Nie musiałem go urzekać żartem ani urodą, bo o ile wiedziałem to wolał cycki i cipeczki, a nie napalonych uległych gejków.
Westchnąłem i wyszedłem. Pod ratusz dotarłem pieszo. Oczywiście, jak to w sobotę wieczór, było tam miliard ludzi i nie miałem pojęcia czy go rozpoznam, albo czy on rozpozna mnie. Usiadłem pod ścianą i zapaliłem. Papieros smakował bardzo dobrze, lepiej niż zazwyczaj. Może to napięcie dodawało mu smaku?
Czekałem. Zerkałem na przechodzących kolesi, ciągle zdawało mi się że idą w moją stronę. Nie szli. Zerknąłem na telefon. No i czekała wiadomość.

Ziomek podejdz do baru Kowadło siedze w ogrodku ale poczekaj az moi kumple pojda, oni już się zbierają

Kowadło? To było jedno z tych miejsc gdzie dają tanie shoty wódki i piwo 0,4 litra za piątaka. Dresowi chyba przeciągnęło się posiedzenie ze znajomymi i teraz miał nadzieję, że nie spierdolę ani się nie obrażę. Poszedłem. Do baru zbliżyłem się dyskretnie, kryjąc się w tłumie przechodniów, zerkając z ukosa czy nie siedzi tam Dres. Przy jednym stoliku jacyś głośni angole, rozprawiali o polskiej kuchni. Przy innym kilku najebanych Hiszpanów, typowe erasmusy. Dalej stary brzuchaty facio z równie brzuchatą żonką. A obok… bingo! Czterech młodych ziomeczków, z czego trzech w dresie, dwóch w czapeczce wpierdolce, a jeden w najach które dobrze pamiętałem. Pociągła, chuda twarz, szeroki uśmiech i dołeczki. Nie pamiętałem, żeby je miał, ale to na pewno był on. Rozprawiał o czymś z kumplami i głośno się razem śmiali. Palił fajkę. Palił ją fajnie, po męsku, szybko i mocno się sztachał, jakby to był blant. Może był.
Teraz trzeba było czekać, aż trzej kolesie sobie pójdą. Dopijali już piwa, ale be pośpiechu. Miałem ochotę podbiec i wlać im je w gardła na siłę. Bolały mnie jaja, kutas już stał i nieźle się ślinił. Wszystko to na sam widok mojego Dresa. Napisałem do niego:

spław ich, nie wytrzymam dłużej, jesteś zajebisty.

Ledwie kliknąłem „wyślij”, a Dres sięgnął do kieszeni i odczytał wiadomość na telefonie. Uśmiechnął się, ale krótko, tak żeby reszta nie widziała. O kurwa, może nawet trochę mnie lubił. Albo lubił jak się go chwali.
Z minutę później wstał i pożegnał się z kumplami. Wysoki szczupły dresik w czerwonej bluzie hoodie, czarnym dresie i pięknych białych najach. Zjawiskowy, chyba zacząłem się zakochiwać, bo poprzednio mi się tak nie podobał. Odszedł od stolika i ruszył przed siebie ulicą. Zaczepiłem go kilkanaście metrów dalej, żeby nie było jakiegoś przypału z tymi jego kumplami. Klepnąłem go lekko w ramię, obejrzał się i od razu mnie rozpoznał.
–O, siema – uśmiechnął się.
–Cześć – mruknąłem trochę zawstydzony, chuj właściwie wie czemu.
–Chodźmy gdzieś się jeszcze napić i pogadamy chwilę. Nie chciałem w Kowadle bo to chujowa knajpa, ale znajomi wybrali.
Poszliśmy do Gorącej, przyjemnego ustronnego miejsca w podziemiach kamienicy blisko Ratusza. Po drodze niewiele gadaliśmy, bo na ulicy było głośno i tłoczno. Dopiero w środku, gdy rozsiedliśmy się wygodnie i zamówiliśmy dwa piwa, zaczęła się gadka. A jak już wypiliśmy po dwa, zeszło na ciekawe tematy.
–Czyli chcesz być dzisiaj potraktowany jak taki frajer, tak?
Zaśmiałem się.
–No ale co to znaczy „jak frajer”?
Teraz to on parsknął śmiechem. Nie wiem ile browarów wydoił z kumplami, ale trochę mu siadły.
–To znaczy, że będę ci robił niemiłe rzeczy. No ale dla ciebie może i będą miłe, w końcu ciebie chyba rajcuje jak cię typ sprowadza do parteru, co?
Mówił tak spokojnie, powoli, z namysłem, ale była w tym jakaś nutka cwaniaka. Inteligencja to jedno, ale wychowanie i środowisko w jakim dorastałeś – drugie. Innymi słowy, Dres nie był głupi. Po prostu był dresem.
–Tu chodzi o to, żebyś mnie pocisnął, poniżał. Traktował jak psa, jeśli cię to akurat bawi. Zero granic, każdy pojebany pomysł przejdzie.
–Każdy? – otworzył szerzej oczy i uśmiechnął się. Znowu te jego dołeczki, o kurwa. Miałem mokro. Miałem ochotę wystrzelić z mojego krzesła i przyssać się do niego. Do jego ust, policzków, szyi, sutków, brzucha i kutasa. Wylizałbym i wyniuchał jego stopy, pachy i dupę. Czciłbym go jak boga, gdyby tylko zechciał.
–No, może w granicach rozsądku. Nic co zostawi ślady na ciele albo może skutkować ranami. Reszta, spoko.
Poprawił się na krześle i zaczął obserwować nieco uważniej.
–Że lubisz ostro się dawać to już wiem po ostatnim razie. Ale chodzi mi o to, jak daleko mogę… mam się posunąć.
Zdziwił mnie ten jego entuzjazm. Zacząłem nawet sobie myśleć, że jego jara opcja zabawy. Ale może po prostu był pijany i ciekawy o co w tym wszystkim chodzi.
–Może ustalmy jakiś znak. Jeśli podczas zabawy wypowiem ustalone słowo–hasło, to przerywamy. Będziesz wiedział że mam dość.
–O, spoko, dobry pomysł. Mądry ziomeczek z ciebie, hehe.
–To niech będzie że to słowo to „papryka”. Ale jeśli nie wypowiem hasła – kontynuowałem – To nawet jak będę jęczał i prosił żebyś mi dał spokój, to możesz to olać. Pierdol to, rób swoje i mnie ciśnij. Czaisz?
–No czaję – złapał ostatniego sztacha i zgasił kiepa – Idziemy? Jutro muszę wcześnie wstać, a czas ucieka.
–Chodźmy – zgodziłem się i wstałem, usiłując zamaskować fakt, że kutas stoi mi na baczność jak opętany. I wtedy wpadłem na najlepszy pomysł w życiu. Nigdy wcześniej ani później nie byłem aż tak błyskotliwy.
–Ej, słuchaj – zawołałem – Mam propozycję.
–Jaką?
–No… jeśli mi się będzie mega podobało i naprawdę porządnie się mną zajmiesz, to zapłacę podwójnie.
Albo mi się zdawało, albo dostrzegłem błysk w jego oczach.
–Chodź – ponaglił.

◊ ◊ ◊

Okazało się, że Dres zdążył się już przeprowadzić do zupełnie innej części miasta, na północny zachód od centrum. Poszliśmy pieszo, nie było to aż tak daleko.
–Chujowo się mieszka w blokowisku, ale za to mam święty spokój – wyjaśniał po drodze. Nie wytłumaczył już od czego miał ten spokój. Nagle się zatrzymał. Staliśmy w ciemnym podwórzu oświetlonym tylko słabym pomarańczowym światłem latarni. Słychać było jedynie elektryczne buczenie dogorywającej żarówki. Gdzieś za oknem na drugim piętrze starej kamienicy ktoś oglądał telewizję. Prócz tego ciemno i głucho.
Dres obserwował jakiegoś bezpańskiego kundla grzebiącego pod śmietnikiem po drugiej stronie podwórka.
–Sprawdziłem w necie co i jak się robi jak ktoś jest niewolnikiem – powiedział cicho, patrząc mi w oczy. Wyjął z paczki jednego papierosa i zapalił – Na przykład możesz robić za psa. Chcesz?
Uśmiechnąłem się żeby zamaskować speszenie. Właściwie nigdy nie szedłem w te klimaty.
–Chcę – odparłem zdecydowanie.
Dres rzucił zapalniczkę na trawę, kilka metrów dalej.
–No to aport – syknął.
–A jak ktoś zobaczy?
Roześmiał się.
 –To mu wpierdolę i też będzie mi aportował. No już, przynoś. Na czworaka idź, jak kundel.
Posłusznie przybrałem pozę i poczłapałem.
–Przynieś ja w mordzie – poinstruował.
Tak też zrobiłem, wróciłem do niego z zapalniczką w zębach.
–Dobry pies – pochwalił i odebrał zgubę. Wytarł ją ze śliny i piachu o moją twarz – Chodź za mną, ale po psiemu.
Podszedł pod mur w rogu podwórka, a ja dreptałem za nim jak wierna psina. Wtedy dres wyciągnął fiuta. Oblizałem się.
–Lać mi się chce po tych bronkach. Klęknij obok, ja będę szczał a ty pij jak z kranu.
–Dobrze – odparłem zachwycony. Porcja ciepłych szczyn, a mnie akurat z podniecenia zrobiło się sucho w ustach.
Koło mojej twarzy poleciał złoty strumień. Szczyny spływały po murku, ale część trafiała do moich ust, nachylałem głowę i chłeptałem jak pies, tak jak sobie tego zazażyczył.
–Od razu lepiej. A teraz zliż resztki, zawsze kilka kropel zostaje po sikaniu, sam wiesz.
Wziąłem pałę do ust i dokładnie oczyściłem z resztek moczu. Był pyszny i zaczął rosnąć.
–Dobra, dawaj do mnie, bo czas ucieka. Tylko jeszcze kupisz jakąś flaszkę po drodze.

◊ ◊ ◊

Gdy w końcu dotarliśmy do blokowiska, byłem skrajnie podniecony. Dres po drodze złapał mnie znienacka za tyłek i syknął mi prosto do ucha „ale cię dziś wypierdolę psie”. Nie wiedziałem kim był i skąd się wziął ten koleś, ale w tamtym momencie byłem gotów uwierzyć w przeznaczenie. Niestety nie mogłem mu o tym opowiedzieć, bo zakazał mi używać języka. „Psy nie mówią”, tak to uzasadnił. Szedłem więc z nim i wąchałem dym z jego fajek, bo mnie nie wolno też było palić.
Weszliśmy do klatki i wjechaliśmy windą na najwyższe piętro. Zamek nie chciał ustąpić i Dres nieźle się nabluzgał zanim weszliśmy.
–Rozgość się – powiedział i rzucił klucze na szafkę przy drzwiach. Poszedł do łazienki.
Mieszkanko jak każde inne, ani piękne, ani melina. Coś pomiędzy. Właściwie to była kawalerka. Niewielki przedpokój, osobna kuchnia i łazienka, jeden duży pokój robiący za salon i sypialnię. Duże łóżko, kanapa i wielki telewizor na szafie pod oknem.
–No co ty odpierdalasz? Mówiłem żebyś się rozgościł. To znaczy że masz się rozebrać, pedale – pouczył Dres.
Bez pośpiechu ściągnąłem bluzę, koszulkę, buty i spodnie, ale powstrzymał mnie, gdy chciałem zsunąć bokserki. Na razie miałem w nich zostać. Były białe więc wielka mokra plama była doskonale widoczna. Tak samo jak stojący twardo penis.
Dres nawet nie zwrócił na to uwagi. Podszedł do telewizora, do którego najwyraźniej podpięty był laptop. Odpalił go, poszperał chwilę i puścił pornola, oczywiście heteryckiego. Młoda dziewczyna miała się oddać napakowanemu łysolowi. Ja w tym czasie ułożyłem swoje ciuchy w kostkę na kanapie i starałem się uspokoić oddech i bicie serca.
–No – spojrzał na mnie – To czas zacząć zabawę piesku. Przynieś panu flaszkę z kuchni. No dalej, przynieś.
Mówił jak do psa, trochę rozbawiony, ale śmiał się ze mnie, a nie z sytuacji. Podobało mu się. Mi też. Szybko wróciłem do pokoju na czworaka z flaszką w mordzie. Ciężko było zmieścić.
Ledwie wziął ode mnie butelkę, strzelił mi potężnego liścia.
–Z gwinta mam pić? Przynieś szkło. No zapierdalaj.
Poleciałem już na nogach i przyniosłem dwa kieliszki.
–Myślisz, że będziesz pił? Haha, no może i będziesz, ale nie to. Na czworaka kundlu. A teraz czekaj. Zostań!
Chwilę czekałem na niego, sam, w bokserkach, w pozycji na psa. Podłoga z klepek była twarda i zimna. Dresik wrócił do pokoju ze sporym kartonowym pudełkiem. Ostrożnie położył je na kanapie, nalał i wypił szota. Nie miał już na sobie bluzy, tylko czarną koszulkę z białym logo nike na sercu. Od razu rzuciło mi się w oczy, że przytyrał od naszego poprzedniego spotkania. Wyraźnie urosły mu bicepsy, a i klata była jakaś większa. O kurwa, czyli w razie konieczności i tak zrobi co chce, jest dużo silniejszy.
–Chciałeś być upodlony, co? Nawet tego słowa użyłeś – uśmiechnął się z przekąsem – Odwróć się tyłem, pizdo.
Posłusznie zmieniłem pozycję, a on podszedł i położył ręce na moim tyłku. Szarpnął za bokserki, kilka razy, ostro piło mnie w jaja, ale nawet nie pisnąłem. Tymczasem coś zaczęło się dziać, metaliczny dźwięk. Obejrzałem się. Dres wycinał nożyczkami dziurę w moich boksach!
–Dobra, elegancki wywietrznik na dupę – ocenił swoje dzieło – Ja pierdolę, czy ty sobie wygoliłeś tyłek?
–Tak – przyznałem z dumą.
Rozchylił mi pośladki, poczułem między nimi chłodne powietrze.
–O kurwa, dziurę w dupie sobie wydepilowałeś. To już nawet nie pedał, tylko zdzira z ciebie. To trzeba być puszczalskim. Podoba ci się, że masz taką wygoloną pizdę?
–Tak, podoba mi się i to bardzo – przyznałem, wypięty, patrząc w tył, prosto w jego oczy. On za to patrzył to na pornola na telewizorze, to na moją dupę. W końcu rozchylił poślady i splunął. Czułem jak gorąca mela spływa mi po jajach.
–Chce ci się szczać?
–Tak – przyznałem, miałem pełen pęcherz odkąd weszliśmy do mieszkania.
Coś upadło na ziemię i zabrzęczało. Niewielka metalowa miska.
–Miałem kiedyś psa – usłyszałem za plecami – Trochę wiem o tresowaniu więc zobaczymy czy się nadajesz na dobrego pieska, czy tylko jesteś taki mocny w gębie a chuja potrafisz. Wiesz co się robi, jak pies nasika na podłogę?
–Bije się gazetą? – zgadywałem.
–Nie – zaśmiał się – Wyciera mu się w tym ryj, żeby się nauczył. Szczaj do tej miski i lepiej nie rozlej. I masz szczać jak kundel, jasne?
Przełknąłem ślinę. Ustawiłem się nad miską w pozycji na psa i uniosłem nogę.
–Co ty kurwa robisz?! – warknął i trącił mnie stopą aż upadłem – Tak sika pies. Ty jesteś przecież suką, co nie? Suką z wydepilowaną cipką. I sikasz jak suka. Już. Sikaj.
Przykucnąłem nad miską, starając się unikać wzroku Dresa. To było trochę za dużo. Nakierowałem penisa i zacząłem sikać. Strumień głośno uderzał w cienkie metalowe ścianki naczynia, a ja uważałem żeby dobrze celować. Udało się, ani kropli na podłodze.
–Ja pierdolę i ty za to płacisz – roześmiał się – Dobra, wsadź sobie palca w dupę.
Dresik usiadł na kanapie, a ja byłem odwrócony na psa, dupą w jego stronę. Posłusznie naśliniłem palec wskazujący i zacząłem masować się wokół dziury. Powoli, ostrożnie wsuwałem go głębiej i głębiej, pozwalając sobie na ciche pojękiwanie. Razem ze mną jęczała kobieta z pornola, którą zresztą miałem przed oczami. Łysol robił jej palcówę. Jak uroczo. O dziwo, zachęciło mnie to do wsadzenia sobie kolejnego palca.
–No ruchaj się, dawaj, dawaj, szmato – mruknął niezadowolony Dresik.
Usłuchałem. Paluszki przyjemnie drylowały dziurę, zacząłem kręcić tyłkiem i mruczeć jak kotka w rui, ale kiedy spojrzałem w tył, okazało się że Dresik ogląda telewizor, a nie mnie.
–Mmmmm, jak dobrze – wyrzuciłem z siebie i w końcu skupił na mnie uwagę. Oblizał się i wsadził łapę pod dres.
–Ślicznie, jęcz. Palcuj się szmato i jęcz, jak ruchana laska.
–Mmmm, tak jest… – mruknąłem i zacząłem konkretniej się zabawiać dziurą, ugniatając mokrego i twardego penisa. Coraz śmielej pojękiwałem, choć nigdy wcześniej nie miałem na to jakiejś zajawki. Ale teraz miałem dziurę w bokserkach za stówę i palce w dupie, a wszystko to obserwował przystojny dresik macający kutasa skrytego pod czarnym dresem.
–O kurwa, o tak… Twój kutas byłby lepszy niż moje palce – poskarżyłem się.
–Dostaniesz kutasa, pedale, nie martw się. I dostaniesz go w cipsko i do mordy na zmianę. Zobaczymy czy polubisz ten smak.
W odpowiedzi wysunąłem z tyłka palce i dokładnie oblizałem. Ręka pod spodniami dresa przyspieszyła. Zacząłem znowu się palcować, ale Dres podszedł i mi przerwał. Splunął mi na dupę i sam wpakował palucha, głęboko i szybko aż pisnąłem.
–Piszcz, piszcz, suko. I tak weźmiesz w pizdę. Wypinaj się kurwa!
Maksymalnie wyeksponowany, przyjmowałem w siebie dwa, a potem trzy palce. Zabolało, ale dres robił to w miarę umiejętnie.
–Jęcz kurwa, jęcz!
–Mmmm, tak, palcuj mi cipę, oooo…
–O tak, uwielbiam jak szmaty jęczą, na maksa mnie to jara, wyj suko!
Nadziałem się na jego palce i zamruczałem najładniej jak potrafiłem.
– O ty pedalska kurwo. Pięknie – komplement skwitował mocnym klapsem. Spojrzałem przed siebie, kobieta w pornolu opierdalała łysolowi laskę. Czy i mnie to czekało?
–Klękaj – nakazał Dres i wyjął coś z pudełka. Metalowe, świecące…o kurwa.
–Niby wystarczy obroża, ale z doświadczenia wiem że w kolczatce pies jest grzeczniejszy. No już, dawaj suniu.
Z wprawą nałożył mi kolczatkę, a potem bez słowa, jakby to było oczywiste, wyciągnął spod dresu sterczącego już kutasa. Wiedziałem co robić. Wziąłem do ryja i najpierw dokładnie wypolerowałem główkę i całe prącie, a potem po prostu połknąłem ile mogłem. Doskonały kutas, twardy i długi, nie za chudy i nie za gruby. Lekko owłosione duże jaja wisiały tak zapraszająco, że zacząłem je delikatnie ugniatać. Teraz to Dres zaczął mruczeć. Zmrużył oczy i pozwolił mi działać. Rozgrzewałem usta, połykałem coraz głębiej i czekałem na to, co musiało się stać.
Dres złapał mnie za włosy i splunął. Prosto na moją twarz.
–No to teraz to, co pokochasz suko. Lubisz być jebana w ryj?
–Kocham!
–Wyjebać cię w mordę?
–Tak, błagam!
–Mam cię udusić kutasem, bez litości?
–Tak!
–O ty kurwa! – warknął i jednocześnie zaczął mnie posuwać. Trzymał mnie za głowę i wsuwał kutasa jak w sztuczną cipę z sexshopu. Jak się broniłem, łapał za kolczatkę i wtedy musiałem ustąpić bo bolało jak skurwysyn. Jebał mnie miarowo, szybko, słuchając jak się krztuszę i walczę o oddech. Wszędzie było pełno śliny, a po policzkach poleciały mi łzy, za to Dres sapał i dalej miarowo mnie posuwał. A potem nagle z całej siły nadział na kutasa, naciskał i naciskał, aż gardło ustąpiło i wpuściło główkę jego pały. Dres wiedział jak to robić, prawdziwa rzadkość. Miał mnie nadzianego i wykonywał powolne, delikatne ruchy biodrami, kutas nieznacznie przesuwał się w ciasnej, gorącej przestrzeni a ja walczyłem z odruchem wymiotnym. Potem skończył się tlen, ale Dres nie zamierzał mnie puszczać. Jeszcze jedno pchnięcie, i jeszcze…
–Wytrzymaj – rzucił chłodno.
Kolejne pchnięcie. Palące płuca, oczy zalane łzami, dłonie zaciśnięte z całej siły na jego udach, usta i gardło zatamowane twardą gorącą pałą.
Puścił mnie i odrzucił do tyłu.
–Ścierwo – mruknął – Facet nie dałby się dusić kutasem. Żaden z ciebie facet. Jesteś pizdeczką. Co? Powiesz to? No mów.
Nie mogłem, bo wciąż łapałem oddech i wycierałem twarz ze śliny i łez.
–Mów kurwa! Masz się słuchać! – kopniak trafił prosto w jaja i znowu zalazłem się łzami, a dodatkowo wydarłem ryja.
–Co, boli? No to lepiej mów. Kim jesteś?
–Jestem pizdeczką…
–Głośniej.
–Jestem pizdeczką. Pizdeczka ze mnie, a nie facet.
–Pięknie – Dresik był zadowolony. Zaczął sobie walić, stojąc tuż nade mną – Mów więcej. Opisz jaka z ciebie pizda. Poniż się sam, mnie się nie chce.
–Jestem dwudziestopięcioletnią pizdą, płacę facetowi żeby mnie jebał i gnoił i jeszcze mi się to podoba.
–O tak… – Dresik odchylił głowę i przyspieszył ruchy na swoim kutasie.
–Mam wygoloną cipkę i jaja czyli jestem suczką, a nie facetem. Suczka chciałaby poczuć prawdziwego kutasa…Mmm….
Dresik oszalał. Łapa jeździła mu w górę i dół i wyglądało na to, że zaraz dojdzie.
–Wyjeb mnie, proszę – pisnąłem i położyłem się na plecach, rozchyliłem nogi prezentując wygoloną dziurę.
Dres zrzucił z siebie koszulkę i pokazał pięknie wyrzeźbioną klatę, smukły brzuch i silne ramiona. Potem zsunął spodnie i czarne bokserki. Jego kutas niebezpiecznie mierzył w moją stronę.
–Zerżnij mnie– ponowiłem prośbę.
Rzucił się na mnie, zerwał ze mnie bokserki i napluł sobie na dłoń. Rozsmarował na kutasie, a resztę na mojej dupie.
–Otwieraj cipę, szmato – rozkazał i wbił się płynnym, zadziwiająco celnym ruchem. Zawyłem, ale nie miałem jak się bronić. Podziwiałem jak z każdym ruchem mięśnie dresa tańczą pod skórą. Złapał mnie za nogi, uniósł w górę i oparł sobie na ramionach, tak żeby móc mnie jebać tak głęboko i szybko jak mu się podoba. Mój Dresik w końcu mnie pierdolił, a ja w końcu wyłem ze szczęścia zmieszanego z bólem. Kutas wbijał się raz za razem, dłonie podduszały mnie, biły po ryju i gniotły jaja, wykręcały suty. Pierdolone zwierzę.
–Rżnij mnie, o tak, dziękuję!
–Proszę bardzo szmato jebana. Zaraz ci się zleje w pizdę. Chcesz?
–Tak, proszę!
–O co?
–Zalej mi pizdę spermą. Błagam, nakarm głodną sukę! Czekałem na to miesiącami!
–Nikt cię tak nie umiał wyjebać, co?
–Nie! Ty jesteś moim dresem. Moim alfą, właścicielem, jebaką. Jesteś zajebisty – prawie łkałem, a każde słowo było najszczerszą prawdą.
–W nagrodę dostaniesz swoją spermę, suko – obiecał i nagle świat zawirował mi przed oczami. Kilkanaście szybkich i celnych uderzeń w prostatę i mój penis wystrzelił na wszystkie strony, zalał mnie i podłogę, zalał klatę Dresa. Ten jęknął głośno i wbił mi się w dupę z taką siłą, że przesunął mnie po podłodze. Konwulsyjne drgania i ręka zaciśnięta mi na szyi tak mocno, że nie mogłem oddychać. Dopiero po chwili się opamiętał, puścił.
–O kurwa… – westchnął łapiąc oddech – Nie wstawaj. Rozchyl nogi.
Posłusznie rozchyliłem, zziajany i zalany własną spermą.
–Teraz chce żebyś zrobił tak jak na pornolach. Creampie. Wyciśnij z siebie spermę.
Nie wierzyłem, że jeszcze mu mało, ale nie miałem wyboru. Przecież był bogiem. Napiąłem się i szybko poczułem jak wypływa ze mnie ciepły, gęsty płyn. Poczułem go na pośladkach, jak spływa na klepki podłogi.
–Oooo kurwa…. Zajebiście – Dresik uśmiechnął się szatańsko – Chyba nie dam ci jeszcze spokoju. Gotowy na drugi raz?
Oczywiście, że byłem gotowy. Przecież był moim bogiem.

Podobało się? Zostaw komentarz, zmotywujesz mnie do pisania.


One thought on “Szczęśliwy wieczór

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *