Glina cz. 5 – koniec

Dzień 360

Właściwie zapomniałem już jak wyglądało moje życie przedtem. Pamiętałem szczegóły, ale całość, ten niekończący się cykl pracy, odpoczynku i desperackich poszukiwań jakiejś rozrywki – to było wieki temu. Teraz wszystko było na swoim miejscu. Wiedziałem co i kiedy robić, miałem swojego alfę, którego mogłem zadowalać ile dusza zapragnie, a on – choć nie mówił tego wprost – zdawał się doceniać moje wysiłki. Byłem teraz spokojniejszy, pogodny, jakby ktoś wyłączył guzik stresu. Kutas Szymona w gardle magicznie naprawiał cały mój świat. Musiałem tylko być posłuszny.
I byłem. Także w dniu, w którym Szymon wrócił z siłowni bardzo zadowolony. Szeroki uśmiech, dołeczki wyeksponowane, bicepsy napompowane wysiłkiem. Pachniał potem i samcem, musiałem go zniuchać zanim w ogóle zdjął buty i zdołał mi przekazać dobrą wiadomość.
– Ostatnia przeszkoda za nami – powiedział zadowolony.
– Jaka przeszkoda? – nie rozumiałem tego dziwnego entuzjazmu.
Szymon wyjął z butelki zimną wodę i wydoił pół butelki, a potem rozsiadł się na kanapie. Naturalnie zająłem swoje miejsce na kolanach przy jego kroczu. Obwąchałem je i wyczułem, że już mu staje.
– Powiesz mi? – poprosiłem z uśmieszkiem i złapałem jego kutasa w zęby. Gorący, spragniony ust, naładowany spermą.
– Jeśli ładnie poprosisz.
Objąłem ustami główkę i nadziałem się, powoli, aż po jaja, a potem trzymałem, nie dbając o oddech i skręcający się żołądek. Podławiłem się tak kilka razy, aż trochę pojęczał. Miałem wrażenie, że dzięki Szymonowi nie tylko dupę, ale i gardło mam rozjebane i gotowe przyjmować fiuty dowolnej wielkości. Podnieciła mnie ta myśl, ale penis oczywiście miałem zamknięty w klatce, pod dresem, więc nawet nie mogłem dostać porządnej erekcji. Cena wolności.
– Nie musisz już kombinować z tą swoją pracą – powiedział w końcu.
– Nie rozumiem – przyznałem. Lubił, kiedy udawałem głupią, naiwną suczkę. I ja też lubiłem myśleć, że moje miejsce jest na kolanach a nie w biurze.
– Nie będziesz już musiał brać urlopów, pracować zdalnie z domu i zasuwać do biura. Jutro składasz wymówienie i siema – wyjaśnił zadowolony.
To dopiero nowina.
– Ale skąd będę miał hajs? Znalazłeś mi lepszą pracę?
Uśmiechnął się i uderzył mnie kutasem w twarz.
– To jest twoja praca – powiedział.
– I kocham ją, ale muszę zarabiać – zaprzeczyłem.
Pogłaskał mnie po głowie, jak jakieś głupiutkie stworzenie.
– Nakręciłem nieźle dzianego skurwysyna i teraz nie musimy się już martwić takimi sprawami.
– Nakręciłeś?
– Miesiące urabiania, ale jebany jest już mój. Mogę go doić z dowolnej ilości hajsu. A to oznacza, że ty stajesz się moją kurwą na pełen etat. Z domu wyjdziesz tylko z moim pozwoleniem.
To oświadczenie zadziałało jak liść w ryj. A wiec stało się – ostatnia niteczka niezależności, jedyne co mi pozostało mojego. Moja praca. A teraz już mogłem równie dobrze zniknąć dla świata i po prostu służyć. Już zawsze. Bo tak – mieszkanie sprzedałem. Moim domem był dom Szymona i musiałem w pełni akceptować reguły, jakie tu panowały. A było ich wiele. Większość, oczywiście, kręciła się wokół jego kutasa i mojej dziury.
– Jesteś grzecznym chłopcem? – wyrwał mnie z zamyślenia.
– No pewnie!
– Zaszczekaj.
– Hau, hau.
– Musisz to potrenować. Rozbieraj się i kładź na plecach.
Zsunąłem dres i koszulkę i posłusznie przyjąłem pozę uległości u jego stóp. Odsłonięty brzuch, rozchylone nogi ukazujące wygoloną cipkę i zamknięty na kroczu chastity. Gdybym mógł, zamerdałbym jeszcze ogonem.
Wstał i spojrzał w dół już bez uśmiechu. Teraz co innego mu było w głowie.
Szybko zrozumiałem co. Zaczął na mnie szczać.
– Myj się – nakazał i zacząłem nacierać się ciepłym moczem. Twarz, brzuch, ręce, uda, aż w końcu dupa. Wsunąłem kilka palców i jęknąłem. Wiedziałem jak lubi, kiedy zabawiam się przy nim dziurą.
Cały mokry, oddychałem ciężko patrząc jak Szymon jedzie na ręcznym. Szybko poleciał i cała sperma wylądowała na mnie. Większość na brzuchu.
Wytarł fiuta w moją koszulkę i chwilę patrzył, jak leżę w żółtej kałuży, jak klatka na moim penisie pulsuje.
– Zostań – nakazał – Muszę coś załatwić, a jak wrócę, masz dalej tak leżeć.
– Tak jest!

Dzień 392
Godzina 1:46

Zabawa trwała w najlepsze, choć trochę już się przerzedzało.
Pierwsi goście przyszli do nas, tzn. do Szymona, po 21, a teraz, gdy dochodziła już druga, sporo zabrało się do domu. A i tak mieszkanie pękało w szwach, gwar rozmów zagłuszał muzykę, a alkohol lał się strumieniami. Na balkonie palono blanty i papierosy.
Szymon nigdy nie przedstawiał mnie swoim znajomym, aż do tego wieczoru. Zaprosił mnóstwo osób, twierdził że to bez okazji. Przyszli faceci i dziewczyny, niektórzy w wieku Szymona, inni bliżej mojego. Przedstawił mnie jako swojego kuzyna spod Poznania. Przynajmniej imię zostawił mi prawdziwe.

Godzina 20:00

– Będziesz ubrany na służbowo – oznajmił mi Szymon kilka godzin wcześniej. Dobrze wiedziałem co ma na myśli. Zapiął mi klatkę na kutasie i kazał ubrać białe jockstrapy, pięknie ukazujące moją wyćwiczoną dupę. Oczywiście na to wrzuciłem jeansy, a na górę koszulę. Szymon najwyraźniej wolał nie chwalić się naszą relacją.
– Opowiesz mi coś o swoich znajomych? – poprosiłem, gdy leżeliśmy na kanapie. Szymon nadal miał fazę na konsolę, choć teraz odpalał ją rzadziej. Jednak tym razem, nie mając nic do roboty przed przyjściem ludzi, zdecydował się ponapierdalać w tekkena. W to też nie był mistrzem, ale już wiedziałem, że nie warto mu to uświadamiać. Obserwowałem po prostu, jak dostaje bęcki, raz za razem. Miał na sobie granatowy ortalionowy dres adidasa i białą koszulkę na ramiączkach. Szczególnie kusiły mnie jego pachy. Od rana jeszcze nie wziął prysznica i walił samcem.
– Mam pomysł – oświadczyłem.
– Tak? Jaki?
Uśmiechnąłem się chytrze.
–Wydaje mi się, że jeśli będę bardzo ostrożnie lizał ci kutasa, to nie utrudnię ci grania.
Teraz to on się uśmiechnął. Trafiłem w dziesiątkę.
– No dobra, suniu. Do roboty.
– Musisz tylko ściągnąć koszulkę.
Westchnął niezadowolony, ale w końcu spełnił prośbę. Pokazał gładką, wyrzeźbioną klatę i piękny brzuch. Z każdym oddechem ta idealna konstrukcja unosiła się, ukazując warstwę twardy mięśni. Zjawiskowy.
Zsunąłem się w dół, między jego nogi, ignorując na razie stopy i skupiłem się na brzuchu. Pocałowałem na próbę nad pępkiem. Potem obok i zacząłem całować po trochu całe podbrzusze.
Szybkie spojrzenie w górę – Szymon nadal walczył, nic sobie ze mnie nie robiąc.
Spojrzenie w dół – kutas już budził się do życia i twardniał pod opinającym dresem. Musi jeszcze poczekać.
Poszedłem w górę i zacząłem ssać mu sutki. Tego już nie mógł ignorować, jęknął. Gdy lekko ugryzłem, docisnął mi głowę do swojej klaty. Czułem jak twardy kutas Szymona napiera mi na brzuch.
Uniosłem prawą rękę, pozwolił mi wbić ryj prosto pod pachę i zaciągnąć się zapachem samca. Potem poszedł w ruch język. Wylizałem do czysta, otumaniony, złapany w potrzasku. Teraz i ja miałbym niezłą erekcję, ale klatka skutecznie ją hamowała.
– Bierz się za fiuta – zniecierpliwił się i wcisnął mi głowę do swojego krocza.
Polizałem twardą pałę przez dres, ścisnąłem na niej wargi. Była gorąca i gotowa.
Ostrożnie sięgnąłem pod spodnie i bokserki, powoli go uwolniłem. Stanął wyprężony tuż przed moimi ustami. Czułem jaki bije od niego żar
Na próbę oblizałem główkę. Była słona, niewymyta, a do tego czułem silny zapach jaj. Postanowiłem, że trzeba je również uwolnić. Były ogolone, wielkie, miękkie i aż prosiły się o wzięcie do ust. Wylizałem je, zacząłem ssać i po kolei brać w usta i pociągać. Odrobina słodkiego bólu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Bawiłem się tak jeszcze chwilę, ale nie chciałem zaniedbywać kutasa. Przejechałem ustami po całej długości, aż drgnął, a potem chciwie połknąłem główkę. Zacisnąłem wokół niej usta najmocniej jak potrafię i lizałem. Szymon jęknął i cały się napiął, ale pozwolił mi robić swoje.
Zebrałem dużo śliny i ustami rozprowadziłem po całym kutasie. A potem powolutku, płynnie, nadziałem się na niego gardłem. Wchodził coraz głębiej, aż napotkał opór. Wtedy nacisnąłem mocniej, mocniej, aż gardło się otworzyło i cały fiut, aż po nasadę, wylądował w moim gardle, uniemożliwiają mi oddychanie. Targnął mną odruch wymiotny, ale wytrzymałem. Jęki Szymona dodawały mi sił. Jeszcze trochę, dasz radę. Dławiłem się, po policzkach płynęły łzy, twarda pała tkwiła w przełyku.
Z głośnym mlaśnięciem cofnąłem głowę. Kutas był czerwony i mokry. Spływała po nim ślina.
–Kładź się – usłyszałem. Szymon nadal grał, ze swoją wielką pałą na wierzchu. Posłusznie położyłem się na podłodze na plecach. Twarz na wszelki wypadek podstawił na wysokości jego stóp. I słusznie. Zdjął je ze stołu i położył mi na głowie. Pozwoliłem sobie zaciągnąć się zapachem, oblizać podeszwy. Possałem jeden, drugi, trzeci palec. Otworzyłem szeroko usta i teraz stopy same znajdowały sobie drogę do polerki moim językiem. Słono–gorzkie, wielkie, wpychały mi się w mordę, napinały od środka policzki, a ja cierpliwie lizałem i dawałem się męczyć. Zamknąłem oczy.
Palce jednej stopy zaczęły mocno pakować mi się w usta, szukały drogi do gardła, a druga stopa opadła na szyję i zaczęła mnie przyduszać. Odruchowo próbowałem się poderwać, ale zaraz się poddałem. Ucisk na szyi i smak upokorzenia świetnie do siebie pasowały.
W końcu mnie uwolnił.
– Chodź tu – powiedział – Rozbierz mnie.
Szymon odłożył pada na stolik i pozwolił mi zsunąć sobie dres i białe slipy. Kutas i jaja w całej okazałości.
– Tylko się nie spuść z radości – ostrzegł i osunął się na kanapie, uniósł nogi i położył mi je na barkach, odsłaniając nie tylko jaja, ale i dupę. Niemożliwe!
– Wiesz co robić. A zbliż tam tylko palucha, to cię zapierdolę.
Gdy tylko pierwszy raz, prawie rok temu, zobaczyłem ten tyłek przez szorty na siłowni, oblizałem się. Zastanawiałem się jak wygląda nago i co skrywa się między pośladkami. Nawet nie śmiałem marzyć o ich posmakowaniu.
A teraz czekała przede mną otoczona krótkimi czarnymi włoskami ciasna dziurka. Niemożliwe, żeby ktokolwiek kiedykolwiek przy niej majstrował. Wyglądała dziewiczo.
Powietrze wypełnił zapach potu i dupy. Kutas boleśnie atakował klatkę, a jaja miałem pełne i nabrzmiałe. Nieśmiało dotknąłem pośladków Szymona, pogłaskałem je, rozchyliłem i zbliżyłem usta do jego dziury. Dotknąłem czubkiem języka, na próbę. Słono–gorzki smak życia cwela. A potem dostałem szału, przycisnąłem mordę z całej siły i polerowałem jakby od tego zależała cała moja przyszłość. Głośne jęki Szymona, męskie, twarde, tylko mnie bardziej podkręciły. Czyściłem mu dupę najlepiej jak umiem, co chwila upominając się, że nie wolno mi choćby dotknąć palcem.
Nigdy bym nie przestał, gdyby nie odepchnął mnie nogami. Upadłem na podłogę, potrącając stolik.
Szymon zerwał się z łóżku, rozchylił mi nogi i wpakował mi wąską końcówkę pada w dupę. Została tam, tkwił we mnie.
Szymon za to złapał za drugi pad i spojrzał w telewizor. I nagle wstrząs. Pad zaczął wibrować w mojej cipie, mocno i gwałtownie, za każdym razem kiedy jedna z postaci w tekkenie otrzymała cios od drugiej. Brrrrrr. Brrrrrr, gadżet pieścił mi dupsko raz za razem, a ja jęczałem, powoli wypełniając klatkę śluzem z suczego fiuta.
– Zamknij mordę, bo sąsiedzi! – krzyknął i wpakował mi swoje bokserki. Znowu smak i zapach potu. Wpakował mi je całe i zakneblował dłonią. Pad wibrował mi w dupie, a mordę wypełniał smak samca.
Nie mogłem tak dłużej, dotykałem się desperacko po klatce, ale nie mogłem dać sobie więcej przyjemności.
– Starczy – uznał nagle Szymon i wstał – Za godzinę przyjdą ludzie. Idę pod prysznic.
Zostawił mnie samego na podłodze, ale nie wyplułem bokserek. Chciałem wyssać cały smak i zapach.

Godzina 2:24

Wykorzystując chwilę, wślizgnąłem się na pusty balkon żeby pooddychać świeżym powietrzem. W mieszkaniu zostało już tylko kilku podpitych kolesi, których Szymon pewnie znał z siłowni. Wszyscy byli mniej więcej do siebie podobni – krótkie włosy, niezłe mięśnie, gadka głównie o odżywkach i jakichś wspominkach z zawodów. Normalnie bym mnie to interesowało, ale dziś byłem w dziwnym nastroju.
Patrzyłem sobie na nocną panoramę miasta i zastanawiałem się, czy po tamtej akcji z padem Szymon zwalił sobie pod prysznicem. Jeśli nie, to pewnie jeszcze mnie pomęczy po wyjściu ostatniego kumpla.
Mogłem tylko mieć nadzieję, że pozwoli mi dojść, bo jaja miałem pełne, każdy krok okropnie bolał.
Drzwi na balkon się uchyliły i wyszedł do mnie najładniejszy, po Szymonie, z obecnych. Był blondynem mojego wzrostu o bardzo łagodnych rysach twarzy. Krótkie włosy ułożył w coś w rodzaju czuba, ubrany był na sportowo, ale nie miał aż tyle mięśni co reszta. Wyciągnął papierosa i zapalił. Odmówiłem, kiedy chciał mnie poczęstować.
– Nie pijesz – powiedział. Tak zaczęła się nasza pierwsza wymiana zdań tego wieczoru.
– Nie lubię kaca – odparłem.
Tak naprawdę to chętnie bym dorwał drinka, ale Szymon zabronił mi dziś pić. Może miał w tym jakiś cel, a może zrobił to dla zabawy.
– Jak się nie pali, to kac nie jest taki zły – uznał blondyn – To jesteś kuzynem, tak?
– Tak – odparłem krótko. Koniec końców, nigdy nie lubiłem kłamać więc wolałem uciąć wątek jak najszybciej.
Chłopak wypuścił na balkon chmurę kwaśnego dymu. To był papieros, tylko skręt.
– Mogę? – zapytałem, dziwiąc się sam sobie. No ale kto nie lubi czasem zajarać?
Złapałem dwa porządne buchy i oddałem mu. Oczywiście się skaszlałem, ale blondas był na tyle miły że nie skomentował.
– Kurwa, wyszedłem z wprawy.
Zaśmiał się.
– Wiem, że nie jesteś żadnym kuzynem. Szymon powiedział mi prawdę.
Ups. Zesztywniałem. Prawdę?
– To znaczy? – zdecydowałem się pociągnąć go za język.
– Jesteście ze sobą – wyjaśnił chłopak – Wiem o Szymonie więc dla mnie to żaden szok. A ty jesteś całkiem niezły, jeśli chcesz znać moje zdanie.
Mimo wieczornego chłodu, zrobiło mi się cieplej. Penis znowu zaczął coś tam wyprawiać w klatce pod spodniami.
– Dzięki – udało mi się zachować spokój.
Blondas znowu się zaśmiał. Zauważyłem, że ma bardzo ładne, zadbane dłonie. Dziwne, bo nigdy dotąd nie zwracałem na to uwagi.
– Słuchaj – zaczął niespiesznie, jakby miał opowiedzieć jakąś przydługą historię – Jeśli masz ochotę, to możemy się zobaczyć w łazience za pięć minut. Wszyscy i tak są podpici, nikt się nie zorientuje.
Ho, ho. Blondas mnie podrywał.
– No, ale Szymon…
– Poszedł odprowadzić najebaną Ankę na ubera. Mamy chwilę – zapewnił mnie ze stoickim spokojem.
Dokładnie wtedy wszedł mi blant. Usta same mi się uśmiechnęły, a blondas wydał się taki miły, opanowany i delikatny.
– Nie mogę – uznałem jednak.
Zaśmiał się. Ładny miał ten śmiech, pasował do urody i zachowania. Wydawał się oazą spokoju, zupełnie inny niż porywczy Szymon.
– Nie powiem mu, nie pękaj. Poza tym i tak sam to zaproponował.
– Co zaproponował?
– Zacytować? Powiedział coś w stylu: „gdybyś chciał i Patryk się zgodzi, to możecie coś porobić”
Zmarszczyłem czoło.
– Tak powiedział Szymon?
Blondyn posmutniał.
– Jeśli nie chcesz, to rozumiem. Przepraszam.
Zgasił kiepa w popielniczce i otworzył drzwi balkonu.
– Czekaj! – zawołałem.
Spojrzał na mnie wyczekująco.
– Za dokładnie trzy minuty – poddałem się.
Teraz czułem się jak tajny agent. Musiałem pogadać z podpitymi chłopakami, całkiem zresztą sympatycznymi, a potem niepostrzeżenie zniknąć w łazience, gdzie czekał na mnie blondas. Nawet nie wiedziałem jak ma na imię. Gdybym nie był tak napalony po wcześniej akcji i gdybym nie zapalił blanta, na pewno by do tego nie doszło. Ale…
Drzwi łazienki były otwarte. Przywitało mnie uradowane spojrzenie blondyna. Zamknąłem za sobą zamek.
Łazienka była całkiem spora, kwadratowa. W jednym kącie kabina prysznica i umywalka, w drugim sedes. Obok kabiny, lustro na pół ściany, idealnie wymyte, przeze mnie, poprzedniego dnia. Na białych kafelkach niewielki czarny dywanik.
– Cześć – uśmiechnął się. Oczy miał półprzymknięte, uśmiech rozluźniony trawą.
– Cześć – odparłem. I nie bardzo wiedziałem, co teraz. Z Szymonem wszystko było jasne. Nauczyłem się wyczuwać, kiedy mogę przejąć inicjatywę, a czasem po prostu pozwalałem jemu działać. Blondyna nie znałem.
– Będzie ci wygodniej na kolanach – powiedział łagodnie, trochę rozbawiony. Zrozumiałem. Opadłem na dywanik, plecami oparty o ścianę. Widziałem swoje odbicie w lustrze naprzeciwko. Grzecznie klęczący szczupły przystojniak. Nie wyglądało to źle.
Blondyn podszedł do mnie i pozwolił rozpiąć sobie spodnie. Bokserki z logo supermena szybko zsunąłem do kostek i ukazał mi się przeciętnej długości penis. Żylasty i lekko wygięty w dół. Zupełnie inny niż Szymona. I pachniał inaczej.
– Śmiało – zachęcił mnie. Pogłaskał mnie po głowie. To było takie przyjemne. Oblizałem jego fiuta i już chciałem się brać za niewielkie jaja, ale mi nie pozwolił. Rękoma nakierował mnie z powrotem na pałę i pchnął. Wjechał mi w gardło szybciej niż bym przypuszczał, wysunął się, złapał oburącz za głowę i zaczął jebać, wchodził, wychodził, pakował się we mnie bez oporów, dławił i dociskał sobie moją głowę do krocza tak mocno, że bolało w gardle. Na nic znaki protestu i spływająca mi po brodzie ślina, na nic błagalne łapanie tchu. Pierdolił mnie tak do woli, aż w końcu pchnął tak mocno że uderzyłem głową o ścianę i znowu zaczął jebać, wysuwając całego kutasa tylko po to żeby zaraz uderzyć mnie jajami w brodę. Ślina leciała mi na koszulę, łzy piekły i szczypały, a on stękał i pakował mnie dalej. Jeszcze kilka ruchów, zanim zdążyłem otrzeć łzy, zanim złapałem porządny oddech, i gorąca porcja spermy zalała mi ryj. Była wszędzie, a blondas jeszcze rozsmarował ją kutasem i wklepał, jakby aplikował mi krem na noc. Wytarł sobie chuja o mój kołnierzyk i schował.
Gdy w końcu doszedłem do siebie i zdołałem otworzyć oczy, spojrzałem pytająco w górę.
– Niewiarygodne, że to wszystko kupiłeś. Ja pierdolę – zaśmiał się, splunął mi na twarz i wyszedł.

Godzina 2:30

Umyłem twarz i przemknąłem niezauważony do sypialni. Nikt nie zwrócił uwagi, a przynajmniej miałem taką nadzieję. Zacząłem na szybko wybierać nową koszulę. Zawsze mogę powiedzieć, że poprzednią zalałem winem. Niekoniecznie chciałem się chwalić, że jest brudna od spermy typa którego nie znam, no i mojej śliny skapującej z brody podczas gwałcenia mi gardła.
Zajrzałem do szafy i wybrałem gładką bordową koszulę. Szybka podmiana, zapięcie mankietów i coś mi nie pasowało.
Spojrzałem na drzwi do sypialni. Stali tam, czterej. Dwóch opierało się o framugę, dwaj pozostali po prostu zaglądali do środka. W sypialni było ciemno, a na tle światła z przedpokoju widziałem sylwetki, ale nie twarze.
Przeszedł mnie dreszcz. Coś było nie tak.
– I po co to zakładasz? – odezwał się któryś.
–Co? – wydukałem, pochylony nad łóżkiem, bojąc się ruszyć. Gdzie, do cholery, był Szymon?
– I tak zaraz zdejmiesz – powiedział drugi, rozbawiony.
– A co, idziecie już? – spróbowałem jakoś rozładować napięcie, ale tylko ryknęli śmiechem. Już wiedziałem. Czułem, co może się teraz stać. Ich postury, bezruch, to jak mnie obserwowali, dziwne zniknięcie Szymona – w tym wszystkim tkwiła odpowiedź.
– Słuchajcie…
Czterech podpitych, napakowanych testosteronem i siłownią samców ruszyło w mojej stronę. Nie spieszyli się, mieli czas. To mnie go brakło. Cofnąłem się o krok i następny, odbiłem się od łóżka.
– Nie, dajcie spokój, Szymon…
– Szymona nie ma – powiedział ten najbliżej mnie i złapał mnie za rękę. Szarpnąłem się, ale nie puścił.
Drugi złapał za drugą rękę i wyrywanie się straciło jakikolwiek sens, wiedziałem. Ale walczyłem.
– Spierdalaj! – warknąłem sam nie wiem do kogo i dostałem cios w brzuch. Przez chwilę miałem ciemno przed oczami, a potem, nie wiedzieć jak, leżałem na łóżku, przygwożdżony przez tamtych. Szarpnięcie, ból i guziki potoczyły się po podłodze, a ze mnie siłą zdarto koszulę.
Nie widziałem ich twarzy, ale słyszałem głośne oddechy i czułem na twarzy woń alkoholu.
– Podobno nie byłeś grzeczny – jeden z nich wyszeptał mi do ucha.
– Teraz to lepiej bądź – dodał drugi, między jednym a drugim chichotem.
Kurwa, co robić? Bronić się? Po co? Czekać aż Szymon wpadnie niczym rycerz w lśniącej zbroi i wszystkim im wpierdoli? Przecież on pewnie za tym wszystkim stał. A teraz czterech typów przygwoździło mnie i niewiele mogłem poradzić.
Trzeci odpiął mi spodnie i pociągnął. Wierzgałem nogami, ale nic to nie dało. Teraz miałem na sobie już tylko jockstrapy i klatkę.
– Patrz, o kurwa. On naprawdę chodzi w tym czymś na kutasie – zaśmiał się ktoś – Po co ci to? – teraz już spytał mnie.
Rozmawiaj z nimi, pomyślałem. Kup trochę czasu, a potem… potem chuj wie co. Gadaj.
– Szymon kazał mi nosić, to noszę – wyjaśniłem głupio. No i w końcu miałem co chciałem – pochwaliłem się jaka ze mnie szmata.
– No i dobrze. Kutasów to zaraz będziesz miał wystarczająco, twój jest do niczego nie potrzebny.
– Nie chcę – zaprotestowałem i znowu się szarpnąłem, ale tylko dostałem liścia w ryj. Na tyle mocnego, że pociekły łzy.
– Chcesz.
– Paweł, masz te kajdanki?
– No już, łap.
Chwilę się poszarpaliśmy, ale bolały mnie już mięśnie. Przewrócili mnie na brzuch i spięli ręce za plecami. No i tyle z bronienia się. Stałem wypięty i oparty brzuchem na łóżku. Teraz mieli moją dupę do dyspozycji. Od razu dostałem klapsa, a potem drugiego. Aż zadzwoniło mi w uszach od tego dźwięku.
– Jadę na ślinę – oznajmił chropowaty głos za mną. O ile kojarzyłem, należał do wysokiego łysego typa, największego z nich wszystkich. Szymon chyba poznał go na studiach, tak w każdym razie mówił. Splunął, ale trafił mi na plecy, w okolicach krzyża. Splunął znowu i tym razem poleciało idealnie na moją dziurę. Dzięki bogu.
Nie próbował mnie rozgrzewać, żadnego dotykania i palców. Trzy pary silnych rąk przyciskały mi głowę i plecy do łóżka, tak że ledwo mogłem oddychać, a czwarta para spoczęła mi na biodrach i zaczęło się. Nacisk, chwila oporu i ból.
– Aaa! Nie, powoli! – błagałem, ale ból tylko się wzmagał, a typy jeszcze mocniej przycisnęli mnie do łóżka. Kutas wjechał we mnie szybko, bez problemu, bo na szczęście byłem dość rozepchany po tylu miesiącach u boku Szymona.
Zaczęło się ruchanie. Łysol westchnął sobie głośno, gdy dobił jajami do moich pośladków i zaczął brać mnie w tej pozycji na wymuszonego, skutego kajdanami psa. Łapałem oddech ile mogłem, ale ucisk wcale nie pomagał. Boląca jebana dupa protestowała, nie chciała już go wpuszczać. Ale i tak wchodził, rozpychał się i sapał.
– Kurwa, chłopaki, ale luźna dupa – zdziwił się łysol, nie przerywając wysiłków. Moje jęki zagłuszyły jego następne słowa.
– Może mu zamkniemy ten ryj? – zaproponował któryś, chyba ten który wgniatał mi łeb w materac łóżka.
– No ale fajnie jak tak jęczy – nie zgodził się inny.
– Jak ładnie poprosisz, to damy ci spokój – wysapał łysol, ale jakoś nie przestał walić mnie w dupę. Porządnie już się rozgościł, było łatwiej. Trochę się rozluźniłem, kutas napierający na prostatę zaczął być przyjemny, ale nie wiedziałem co będzie dalej.
– Proszę – wyjęczałem – Dajcie mi spokój… Ciastek… Ciastek….
W nagrodę dostałem plaskacza w plecy, a kutas łysola wbił mi się chyba po żołądek. Zawyłem, znowu poleciały łzy i wsiąkły w prześcieradło. Nie wytrzymałem, jęknąłem i zacząłem cicho szlochać. Ale kutas dalej mnie penetrował, moja dupa dalej przyjmowała po jaja, a ręce przyciskały mnie równie mocno.
– Nie rycz, przecież to lubisz – pocieszył mnie któryś i na moim karku wylądowała porcja śliny.
– Ej, Mati, kończ i daj poruchać!
Łysol westchnął niezadowolony, ale ścisnął mnie mocniej za biodra i przyspieszył. Pierdolił mnie nie jak osobę, tylko jak dziurę do zalania. Chciał się spuścić i tyle go obchodziło. Klaskanie jaj o pośladki było coraz głośniejsze, zacisnąłem zęby i przestałem płakać. Zacisnąłem mocno powieki i pozwoliłem mu robić swoje. Szybko usłyszałem pojękiwania, a kilka ostatnich silnych pchnięć w dupę oznaczało, że sperma właśnie zalewa moje wnętrze. Zatrzymał się, złapał głęboki oddech i wyszedł z cichym mokrym dźwiękiem.
– O kurwa, ale dupa – pochwalił łysol Mati – Ale go ten Szymek wyjebał.
– Dobra, nie gadaj, dawaj teraz ja – powiedział inny i nagle miałem wolną głowę. Mogłem się obejrzeć i zobaczyć jak koleś ustawia się za moją dupą. Zdjął koszulkę i opuścił spodnie i bokserki w dół. W słabym świetle widziałem wypracowane mięśnie brzucha i ładną klatę. Nie wiedziałem jaką miał pałę, ale zaraz poczuję i się dowiem.
– Ja pierdolę, Mati, ale go załatwiłeś!
– To nie ja! On już taki był. Szymek go tak zrobił.
– Nooo, takiej pizdy to jeszcze nie widziałem. Cieknie.
– Tydzień bez spustu – wyjaśnił łysol.
Rozprawiali sobie o mojej dupie, a ja walczyłem ze sobą. Nie chciałem ryczeć, nie mogłem im dać tej satysfakcji. Cokolwiek zrobią, jeszcze im podziękuję. Opór tylko ich zachęcał.
– Ruchasz, czy nie? – zapytałem trochę niecierpliwie, a trochę płaczliwie.
– O! Patrzcie, jaki chętny się nagle zrobił – zawołał ten z tyłu. I spełnił moją prośbę. Wjechał i dobił do mnie jajami. Zaczęła się druga runda ruchania.
– Jaki luźny – poskarżył się typ – W takie coś to można pakować godzinami.
– Bo masz małego – dociął ten po mojej prawej.
– Spierdalaj! – na znak protestu, typ zdwoił wysiłki i zaczął mnie posuwać dużo mocniej. Nadrabiał rozmiar zapałem i działało, bo stękałem z każdym pchnięciem i musieli mnie trzymać mocniej.
– Dobra, chodź, wyczyścisz – zawołał łysol i podsunął mi pałę pod usta od drugiej strony łóżka. Klęknął na materacu i podniósł mi głowę za włosy.
– Nie, nie, nie chcę – próbowałem się wyrwać, ale bolało jak cholera.
– No dawaj, obliżesz, to przecież z twojej dupy – tłumaczył i przycisnął kutasa do mojej twarzy. Wierciłem się i odsuwałem, ale wtedy typ z tyłu pchnął mnie w dupę tak mocno, że krzyknąłem i Mati wykorzystał chwilę. Wjechał mi w gardło. Typ z tyłu pierdolił mnie tak zapamiętale że nabijał mnie gardłem na kutasa łysola. Smak dupy, spermy, śliny. Próbowałem wydać jakiś dźwięk protestu ale wyszło z tego tylko żałosne łkanie. Znowu łzy, a potem Mati uznał że też mnie porucha. Kutasy wpychały się we mnie na zmianę, jakby mnie odbijały, piłeczkę w ping ponga. Nadziewałem się dupą i gardłem, spróbowałem szarpnąć rękami, ale kajdanki i dwa pozostały typy mocno mnie trzymały. Byłem bez szans.
Mati złapał mnie oburącz za głowę i zaczął jebać w gardło. Cały się trzęsłem, ale nie miałem szans. Pierdolił mnie a łzy spływały na jego kutasa, jęczał i jęczał, aż doszedł, imponująco szybko. Smak dupy i spermy w ustach. A potem jeszcze inny, kwaśny, który już dobrze znałem. Odchyliłem głowę, ale teraz szczyny płynęły mi na twarz, włosy, szyję. Wokół mnie rosła mokra kałuża.
– Co ty odpierdalasz? – krzyknął ten po mojej lewej.
– Szymek nalegał, to go poję – wyjaśnił Mati – Pij albo żegnaj się z zębami, cioto!
Otworzyłem usta, zamknąłem oczy i pozwalałem szczynom zbierać się na języku, w ustach, a potem połknąłem. I kolejna porcja, i jeszcze jedna. Skończył. Opadłem na łóżko bez sił. Nawet nie zauważyłem, kiedy ten z tyłu przestał mnie jebać. Po prostu już tego nie robił. Czułem że coś wycieka mi z dupy na jaja i uda.
Właściwie, robiłem co do mnie należy. Obsługiwałem czterech samców dupą i ryjem, tak jak sobie tego zresztą życzył Szymon, mój właściciel. Ale miałem dość. Chciałem, żeby mnie puścili. Nie chciałem leżeć z wypiętą, rozjebaną cipą i ryjem w szczynach obcego kolesia.
– Dobra, już się nie rzuca, można go puścić – zdecydował ten po mojej lewej. I nagle byłem wolny. Na tyle, na ile można było mówić o wolności. Dalej nie mogłem ruszać rękami, nie mogłem też uciec.
Ten po mojej lewej ustawił się już za mną, gotowy do wtłoczenia mi kolejnej porcji spermy. Runda trzecia.
– O kurwa – jęknął – Nie, ja odpadam. Nie chcę wkładać w to dziursko.
Przeszła mnie fala zimna, oczy zapiekły. Napalony, pijany, ale wzgardził moją dupą, bo jest zbyt rozepchana i zaspermiona. Czyli zaszło to tak daleko. Upokorzenie zacisnęło mi się na gardle.
– No to strzel na niego – podpowiedział ten, który ruchał mnie jako drugi.
– No dobra… – zgodził się wybredny – Zachlapiemy ci pizdę spermą, chcesz?
Milczałem. Nie mogłem wydobyć z siebie ani słowa.
– Chcesz spermy!? – krzyknął i strzelił mi takiego klapsa, że zawyłem. Piekło jak diabli.
– Tak, poproszę – wycedziłem. Wtuliłem głowę w suchy fragment prześcieradła i starałem się oddychać głęboko.
– Poproś! – warczał tamten. Chyba potrzebował pomocy w zwaleniu.
– Proszę o zalanie cipy spermą – powiedziałem, chcąc żeby już to zrobił – Zalej mi rozjebaną pizdę!
– Oooo to chodzi – ucieszył się – Czemu jesteś taki rozepchany?
– Bo jestem dziwką i pchały mnie wasze wielkie kutasy!
– Lubisz takie wielkie pały, pizdo?
– Kocham! Mam dupę pełną spermy, dolej jeszcze swoją, proszę! Nakarm sukę! Dawaj mi spermę, chcę wszystko! Proszę!
Słyszałem jak wali wilgotnego kutasa i chyba nie tylko on.
– Dawajcie, zalejcie mi pizdę!
Zacząłem przeć i moja dupa wydała głośny, mokry dźwięk. Poczułem jak spływa po mnie potężna dawka ciepłego i mokrego płynu.
– O kurwa…
– Dawaj, wyciskaj to z siebie kurwo!
Napiąłem się mocniej i wypłynęła ze mnie fontanna, żałowałem że tego nie widzę, ale słyszałem ich jęki zachwytu. Nie spodziewali się takiego widowiska. Jęki się nasiliły i na mojej dupie i plecach zaczęły lądować kolejne serie nasienia. Strzelali i wyli, syczeli zadowoleni, aż opróżnili na mnie wszystko. Ktoś jeszcze wepchnął mi coś w dziurę, ale zaraz wyjął z głośnym chlupotem.
– Ale piździsko – nie wierzył łysol – Zapalcie światło to zrobię parę fotek.
Zrobiło się jasno, odwróciłem się i zobaczyłem jak cała czwórka stoi nade mną, wszyscy wpatrzeni w moją dupę w niemym podziwie. Mati robił sobie zdjęcia na pamiątkę.
– Dobra, impreza się skończyła – uznał któryś. Ten z krótkimi rudymi włosami. Poznałem po głosie, to on nie chciał mnie wyruchać.
Pozostali się zgodzili i wyszli z sypialni, gasząc za sobą światło. Może już nie chcieli na mnie patrzeć.
Nie ruszałem się. Bałem się podnieść, prowokować ich w jakikolwiek sposób. Odczekałem kilka minut, głęboko oddychając, słuchając jak się zbierają, aż w końcu trzasnęły drzwi.
Nadal leżałem. Nie miałem siły teraz się z czymkolwiek męczyć.
Otwieranie drzwi.
–Szymon? – zawołałem i spróbowałem się podnieść, ale zaraz ktoś pchnął mnie z powrotem na łóżko.
– Nie Szymon. Zamknij się i bądź grzeczny – powiedział znajomy głos Rudego. Wrócił po więcej?
– Jeszcze tylko szybka sprawa i dam ci spokój – zapewnił.
Poczułem jak wpycha we mnie kutasa, nawet nie patrzyłem. Nie bolało, sperma i rozepchanie zrobiły swoje. Ale nagle jego penis jakby we mnie urósł. Rosło ciśnienie. I nagle kapanie kropel na podłogę. Zrozumiałem.
– Sikasz mi w dupę – oznajmiłem beznamiętnie.
– Nie mogłem się powstrzymać, ale ani słowa nikomu, bo cię zapierdolę – ostrzegł.
Gdy wyjął fiuta, wypłynął ze mnie cały strumień szczyn i lądował z hałasem na panelach.
– Dobra, trzymaj się ziomuś.
Trzaśnięcie drzwi. Zostałem sam.

W końcu się podniosłem i z rękami skutymi na plecach podreptałem do łazienki. Prysznica wziąć nie mogłem, więc podniosłem ręcznik. Jeszcze tylko spojrzenie w lustro – plecy, dupa i nogi błyszczały się w świetle od spermy. Wytarłem, na ile mogłem i zacząłem się zastanawiać, gdzie Szymon trzyma kluczyk. Na pewno miał jakiś zapasowy.
W mieszkaniu było zimno. Otwarty balkon wpuszczał nocny chłód. Podszedłem żeby go zamknąć i podskoczyłem. Ktoś tam był. Oparty o barierkę, palił papierosa.
Szymon.
Od jak dawna tam stał? Przez cały czas? Co miałem teraz zrobić, podejść i podziękować?
– Cześć – zagadałem niemrawo z progu. Pierwszy raz widziałem, żeby palił. Wyglądał z fajką jeszcze seksowniej niż normalnie, o ile to w ogóle możliwe.
– Cześć – odpowiedział cicho, nie patrząc.
– Byłeś tu cały czas?
– Tak.
Skończyły mi się pomysły więc tylko stałem, a on palił. A kiedy skończył, odwrócił się i podszedł. Minął mnie jak powietrze. Nie pasowała mi ta dziwna obojętność. Chyba powinien być zadowolony, kolejny jego plan wypalił. Znowu mnie zgnoił i pokazał moje miejsce.
– Co jest? – zapytałem.
W końcu na mnie spojrzał. Oczy miał ciemne, nie uśmiechał się.
– To był test – powiedział, stojąc naprzeciwko mnie.
– Test na co? Czy dam się wyjebać czterem po kolei? Dałem. Jesteś zadowolony?
Przekrzywił głowę, trochę jak pies kiedy na ciebie patrzy i nie kuma, co do niego mówisz. A potem uderzył mnie w twarz, z pięści. Eksplozji bólu wtórował upadek na podłogę. Niezły huk.
– Kurwa, co ty…
– Zamknij pysk! – dopadł mnie, przygwoździł ciałem do ziemi i zacisnął łapę na moim gardle. Nie widziałem go jeszcze takim. Zaciśnięte zęby, oczy zmrużone z wściekłości. Co ja zrobiłem!?
– Co powiesz o swoim nowym koledze, blondynie? – powiedział lodowato.
– Co? On…
Ręka zacisnęła mi się gardle i nie mogłem wykrztusić ani słowa. Charknąłem tylko, próbując się tłumaczyć. Wierzgnąłem, ale nie miałem sił się bronić.
– On był testem – powiedział równie spokojnie i cicho – Sprawdzałem, czy jesteś wierny.
Ale przecież blondas powiedział, że mam zgodę Szymona! Przecież, kurwa, nie wiedziałem! Chciałem mu to wyjaśnić, ale nie mogłem ani mówić, ani złapać tchu. Płuca zmieniały się w kamień, czułem w oczach ogromne ciśnienie. Znowu poleciały łzy. Próbowałem mówić, ale nie mogłem.
– Chuj mnie obchodzi co ci mówił – Szymon czytał mi w myślach – To mnie masz słuchać i mi ufać, nie jakimś, kurwa, blondynkom!
Już nie chciałem tłumaczyć ani przepraszać. Chciałem tlenu, oddychać. Ręce miałem spięte za plecami, ciągnąłem ile sił, ale kajdanki były solidne. Uderzanie nogami o podłogę nic nie dało. Mogłem tylko charczeć i patrzeć w jego oczy.
– Chcesz się puszczać z każdym kutasem, to się puszczaj. Na chuj mi taki układ?
Mówił coś jeszcze, ale nie rozumiałem. Wydawało mi się, że za plecami Szymona pojawiły się jeszcze jakieś twarze, że ktoś coś krzyczy, coś dzwoni, ale potem zrobiło się ciemniej i nie widziałem już nic. Doszły mnie jeszcze słowa „nigdy więcej”. Odpłynąłem.

Dzień 420


Leżałem w swoim starym łóżku we własnym mieszkaniu i gapiłem się w ścianę. To cud, że udało się jej odzyskać.
Powinienem właśnie robić martwy ciąg albo robić tricepsy, ale dałem sobie spokój. Kolejny odpuszczony trening. Nie miałem już do tego serca ani motywacji. Nie chciało mi się szukać kumpla na siłownię, a kolejny trener nic by nie dał. Więc gapiłem się w ścianę, próbując nie myśleć.
Szymon zniknął z mojego życia tak szybko, jak się pojawił. Po prostu przestał się odzywać i odpowiadać na wiadomości. Nie otwierał drzwi mieszkania, nie widziałem go na siłowni. Zapadł się pod ziemię.
Zostałem sam, ze świadomością tych wszystkich rzeczy, do których mnie zmusił, do których chciałem być zmuszany.
A teraz go nie było. Nic mi po nim nie zostało. Żadna koszulka, szorty, dresy, bokserki, albo chociaż głupie, pierdolone soxy. Nic.

Podobało się? Zostaw komentarz, zmotywujesz mnie do pisania.

One thought on “Glina cz. 5 – koniec

  1. Jedno z moich ulubionych opowiadań z całego neta 😀 Często do niego wracałem, miło widzieć, że znów jest na Twojej aktywnej stronie.

    Szkoda, że przygoda z Szymonem się zakończyła. Naprawdę mega opisałeś trening ^^

    PS. Super, że znów strona działa, mam nadzieję, że będą inne opowiadania. Masz prawdziwy talent!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *