Szkoła życia cz. 2

Po skroni spływała mi kropla potu.
W gabinecie panowała duchota, a wentylator na biurku z dnia na dzień radził sobie coraz gorzej i na obecnym etapie właściwie nie było sensu go uruchamiać. Dawał więcej hałasu niż ulgi. Za plecami słyszałem pokrzykiwania z boiska, gdzie Marek prowadził lekcję w-fu.
Spojrzałem w rozbiegane oczy Malinowskiego. Próbował, owszem, ale te próby były daremne jak praca mojego wentylatora.
– Last week I was play football with my friends…
– Miałeś użyć past continuous, Przemek – poprawiłem, starając się chociaż udawać, że mi zależy. Nie zależało. Malinowski nie chciał i nie potrafił się nauczyć nawet głupich podstaw programowych. Miał widać w głowie ciekawsze rzeczy. Ciężko go za to winić.
– I was playing… football with my friends… at the evening…
– In the evening.
I tak to szło. Uczniowie nie zdają sobie z tego sprawy, ale kiedy tak siedzą przed nauczycielem na konsultacji, głęboko zażenowani własną niewiedzą, nauczyciel też jest zażenowany. Ale trzeba to jakoś przetrwać więc nie przerywałem chłopakowi, a sam błądziłem myślami w rozmaite rejony.
Jeszcze tylko tydzień. Tydzień dopinania spraw, a potem te zwierzęta będą miały dwa miesiące wakacji. Nie będę musiał ich oglądać, ani słuchać. Pojadę nad morze albo do brata w góry. Odpocznę, zapomnę, zaliżę rany.
– Next day I was go to cinema…
Przestałem go poprawiać. Po co? Nie zaliczył na lekcji, nie zaliczy i na konsultacji. A to była przecież ostatnia szansa. Co miałem robić? Przepuścić go do następnej klasy i męczyć się dalej? To może go udupić i poczuć się jak gnida? A przecież wystarczyło, żeby choć raz otworzył zeszyt albo podręcznik. Doceniłbym nawet najmniejszy wysiłek z jego strony. Wszystko na nic.
Czułem jak podkoszulek lepi mi się do pleców. Najchętniej skoczyłbym do basenu albo wziął długą kąpiel w wannie, z książką i zimnym piwem. A Malinowski pewnie marzył, żeby uciec z gabinetu i dołączyć do kumpli na boisku. Było po 16, komu chciałoby się tu jeszcze siedzieć.
– Dobra, słuchaj Przemek – przerwałem mu litościwie – Jak pewnie wiesz, nie jest najlepiej.
Teraz wyglądał jak sarna złapana w sidła.
– Ale poradziłeś sobie z past simple więc ci zaliczę. Trójka.
Ulgę chłopaka dało się wyczuć w powietrzu. Nie spodziewał się, że mu się uda. Ja też nie.
Przyjąłem podziękowania i zapewnienia, że w przyszłym roku to już na pewno się podciągnie i zostałem sam.
Gabinet nie był duży, ale i nie było tu zbędnych gratów. Ot, solidne biurko i dwa fotele z obu stron. Kiedyś było to pomieszczenie socjalne, ale wybłagaliśmy u dyrektora, żeby dał je nam na gabinet. Czasem trzeba zostać po godzinach albo pogadać z uczniami w cztery oczy. Albo po prostu uciec i mieć chwilę dla siebie. Nie każdy, tak jak Marek, ma luksus posiadania własnego kantorka z całym tym sportowym pierdolnikiem: piłkami, szarfami, ciężarkami i bóg wie czym jeszcze.
Już nie gorące, a ciepłe popołudniowe słońce padało przez okno na białe ściany. Przyjemnie.
Byłoby przyjemniej, gdyby nie skręcało mi żołądka. Wiedziałem, kto jeszcze ma się dziś pojawić na ustne zaliczenie. Ustne zaliczenie – tekst jak jakiś tytuł pornola. I trochę się bałem, że ten żarcik może wcale nie jest daleki od prawdy. Złapałem łyk kawy i wtedy drzwi się otworzyły.
Ostrożnie je za sobą zamknął i stanął przed biurkiem. Z twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Śmierdziało od niego papierosami i piwem.
– Siadaj, Dawid – wskazałem fotel.
– Szary – poprawił mnie.
– Dobrze. Siadaj, Szary.
Rozsiadł się wygodnie i bezceremonialnie zaczął coś przeglądać na telefonie. Byłem dla niego jak powietrze.
Przyjrzałem mu się nieco, bo dawno go nie widziałem na lekcjach. Właściwie, to od czasu… wycieczki.
Miał te same krótkie, może nawet krótsze włosy, te same bladoniebieskie, jakby wyprane z koloru oczy, choć jeszcze bardziej podkrążone, niż zazwyczaj. Na lewej brwi niedogojony strup. Wpadł na drzwi, czy czyjąś pięść? W jakiś dziwny sposób ta ranka do niego pasowała. Miał przecież męską, pociągłą twarz, zakończoną szczęką zwężającą się w kształt trójkąta. Nadawało mu to wygląd sportowca, którym zresztą był. Jeśli wierzyć Markowi, mojemu koledze wuefiście, Szary doskonale grał w nogę. Pasowały mu nawet lekko odstające, spiczaste uszy i płaski, ale długi nos. Dzięki temu miał w sobie coś z lwa. Diablo przystojny młody skurwiel.
– Mam tu twój sprawdzian, którego niestety nie zaliczyłeś, ale chcę go omówić – zacząłem grzebać w papierach żeby znaleźć właściwy arkusz pośród morza dwój i trój.
– Spójrz -wysunąłem do niego kartkę, ale w ogóle się nie zainteresował. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął paczuszkę.
– Co ty robisz?
– A nie widać? – mruknął. Wyjął filtr i bibułkę, otworzył paczkę z tytoniem pueblo.
– Skręcasz szluga? – nie wierzyłem.
– Brawo, bardzo pan domyślny – mruknął, skupiony na pracy.
– Nie możesz tu palić – ostrzegłem.
W końcu zaszczycił mnie spojrzeniem.
 – Pan nie pali we własnym gabinecie?
– Jest wspólny, a nie mój. I nie, nie palę tu.
– Ale ja zapalę – oznajmił i wrócił do skręcania.
– Słuchaj, gdyby to ode mnie zależało, to bym ci pozwolił, ale dyrektor…
– Ale z pana pizda – wszedł mi w słowo.
Cisza.
Chciałbym go skarcić, ale to nie wchodziło w grę. Nie widziałem go ani razu odkąd spędziłem pół nocy w tym cholernym domku w lesie. Kiedy ostatnio się do mnie odezwał, kazał mi ssać kutasa, a ja to zrobiłem. Po takiej przygodzie standardową relację uczeń-nauczyciel mogłem sobie darować.
Nie wiedziałem co robić. Szary mówił, że pobawią się mną przez tę jedną noc i dadzą mi spokój. Wyglądało na to, że mówił prawdę. Teraz wystarczyło przetrwać ten kwadrans w gabinecie i będę miał go z głowy na całe dwa miesiące.
– Dawid, musisz…
– Nie muszę – posłał mi bezczelny uśmieszek – To ty musisz, typie. Musisz mi zaliczyć ten sprawdzian.
– Nawet nic nie napisałeś na kartce! – oburzyłem się.
– To napisz za mnie.
Szary spojrzał z zadowoleniem na skręconego papierosa i włożył go do ust.
– Nic nie będę za ciebie pisał – miarka się przebrała. Płynnym ruchem zabrałem papierosa i machnąłem do małego plastikowego kosza przy biurku. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
– Dzisiaj przyszedłeś na odpowiedź ustną więc słucham. Przygotowałeś po angielsku opowieść o planach na wakacje?
Parsknął, niezadowolony.
– Na wakacje nie. Ale mogę panu opowiedzieć coś ciekawego z jednego wyjazdu do lasu.
Udałem, że nie słyszę. Podsunąłem mu jego sprawdzian z wielką jedynką zapisaną czerwonym cienkopisem.
– No i ? – wzruszył ramionami.
Westchnąłem. Powoli odzyskiwałem rezon. Bądź co bądź, Szary był uczniem i zachowywał się jak uczeń.
– Jeśli nie spróbujesz choć trochę, to nie będę mógł cię przepuścić – wyjaśniłem.
Chłopak strzepnął z ramienia nieistniejący pyłek. Pewnie podpatrzył to na jakimś filmie.
– Chcę czwórkę na koniec roku – powiedział.
– Czwórkę? – otworzyłem szerzej oczy – Chłopie, ty olałeś ten przedmiot.
Zastygł, wyglądał jakby podejmował jakąś decyzję.
– Czyli co?- zapytał w końcu.
– Czyli jutro masz ostatnią szansę. Przyjdź na odpowiedź z tego, co miałeś przyszykować na dzisiaj.
– Aha.
Wstał niespiesznie i udał się do drzwi, powoli, zamyślony.
– Mogę tylko dodać jedną rzecz? – poprosił, łapiąc już za klamkę i uchylając drzwi. Byłem już prawie wolny.
– Proszę bardzo.
Chłopak się uśmiechnął i skinął głową, wołając mnie.
Zdziwiony, wstałem i podszedłem. Chciał mi wyszeptać na ucho jakiś sekret?
Stanąłem tuż obok. Teraz lepiej czułem zapach fajek i piwa. A także potu.
– No? – ponagliłem.
Zatrzasnął drzwi i pchnął mnie z całej siły. Uderzyłem plecami o ścianę i osunąłem się na podłogę. Szary dopadł mnie i złapał za dekolt podkoszulka.
– Co ty sobie wyobrażasz, śmieciu? – syknął – Ssiesz mi kutasa, a potem chcesz dyktować warunki?
Patrzyłem mu w oczy i nie śmiałem choćby pisnąć. Nie drgnąłem. Dopiero po chwili zacząłem znowu oddychać. Miałem nad sobą pięść uniesioną do ciosu.
– Ale…
– Ryj, kurwo! – ryknął, a ja poczułem na twarzy mgiełkę śliny.
Nagle, jakby się opanował.
– Nie będę cię bił, bo nie jestem prymitywny jak Tomczyk.
Puścił mnie i stanął prosto, całkowicie nade mną górując. Patrzył w dół skrzywiony, jakby oglądał coś obrzydliwego.
Milczałem. Gapiłem się na skrawek opalonego ciała widoczny w przerwie między gumką bokserek i koszulką. Pamiętałem dobrze jego płaski brzuch i ścieżkę krótkich włosków biegnących od pępka w dół. Pamiętałem zarysowaną umięśnioną klatę i silne ramiona. Pamiętałem nawet słonawy smak jego kutasa.
– Zrobimy tak – zaczął tłumaczyć, jednocześnie unosząc stopę. Ujebany, szarawy, niegdyś pewnie biały bucior z logo Nike spoczął mi ciężko na brzuchu. Wytarł we mnie podeszwę, Nie miałem odwagi zaprotestować.
– Dasz mi czwórę na koniec roku, bez dyskusji. Bo jak nie dasz… – bucior zsunął się płynnie w dół, niebezpiecznie nacisnął na jaja i penisa, zabolało, aż podskoczyłem.
– …to wywieszę w całej szkole zdjęcie twojego pedalskiego ryja z kutasem w środku. Kapewu?
Pokiwałem głową i znowu spojrzałem na Nike. Przesunął się w górę, po mojej piersi aż pod samą twarz. Poczułem odór mocno znoszonego buta.
– Liż – rozkazał.
– Co?!
Uniósł nieco nogę i klepnął mnie podeszwą w twarz.
– Liż go.
Nie wierzyłem. Nigdy nie kręciły mnie takie rzeczy i w życiu bym nie pomyślał, że mogły kręcić Szarego. Może tylko chciał mnie pognębić, może to go wcale nie podniecało.
– Nie lubię takich klimatów – próbowałem się bronić.
Bucior wjechał mi na twarz i boleśnie docisnął do podłogi.
– Przysięgam ci, kurwo, że jak teraz nie posłuchasz, to zabiorę ci komórkę i wyślę twoje lachociągowe popisy do całej listy kontaktów.
Puścił mnie i doczołgałem się pod ścianę, oparłem o nią głowę, patrząc w górę, w jego śmiertelnie poważne oczy.
– Ostatnia szansa – powiedział, kładąc mi znowu najacza pod twarzą – Liż.
Oddychałem szybko, spociłem się, serce waliło. Ale nagle uzmysłowiłem sobie, że mi stoi. I to mocno. Widok i zapach tego najacza, poniżenie i rozkazy coś we mnie uruchomiły, ale nie było teraz czasu na analizowanie.
Ostrożnie, delikatnie przytknąłem usta do czubka buta. Poczułem chłodny, gorzko-słony dotyk tworzywa.
– Wąchaj. Głęboki wdech, kurwo.
Zaciągnąłem się posłusznie. Ostry zapach potu młodego samca zakręcił mi w głowie. Przycisnąłem usta i na próbę przejechałem językiem. Smak był odrzucający i wspaniały zarazem.
 – Rozkoszuj się, to dla ciebie nagroda. Nie walcz z tym – słyszałem z góry. Zamknąłem oczy i wtuliłem twarz w jebiącego buta, łasiłem się do niego, czując że chcę więcej i więcej. Nie kontrolowałem tego. Język sam zaczął szukać nieregularności i szparek w tworzywie, z których można wylizać i wyssać najdrobniejsze cząsteczki smaku i zapachu mojego dominatora. Wpadłem w trans i gabinet wypełniły mokre dźwięki pracy mojej mordy.
– Poleruj go… Dobrze – wyszeptał Szary i nie musiałem patrzeć, by wiedzieć że chłopak masuje się po kutasie.
Delikatnie chwyciłem stopę Szarego w kostce i przycisnąłem do siebie ten cudownie jebiący rarytas. Pozwoliłem mu podsuwać buta pod ryj z każdej strony i posłusznie ssałem. Twarz miałem mokrą od śliny i brudną od nagromadzonego przez lata noszenia pyłu.
– Do czysta, kurwo – wyszeptał podsuwając podeszwę. Zerknąłem w górę, na twardego kutasa wystającego ze spodenek chłopaka, na jeżdżącą po nim szybko łapę. Na ekstazę wypisaną na twarzy Szarego. Teraz już mi odjebało. Złapałem buta oburącz i zacząłem z całych sił wpychać język w każdy rowek, w każdą nierówność, jeździłem po podeszwie tak mocno, że było to słychać, a język zaczął parzyć.
Szary pchnął mnie i wylądowałem na plecach. Mokry od śliny najacz zaczął masować mi twarz, a ja wsunąłem rękę w bokserki i zacząłem sobie walić pojebanie mokrego i twardego kutasa.
– Tak planowałeś tę konsultację, kurwo? – zapytał, nie przestając przyciskać mi buciora do policzka – Planowałeś opierdolić mi Air forcy?
Nie do końca wiedząc po co, otworzyłem szeroko usta i Szary natychmiast to wykorzystał. Wepchnął we mnie czubek najacza, wciskał dalej, jakby chciał mi zmiażdżyć żuchwę. Ból, smak błota i zapach młodego jebaki doprowadziły mnie do ostateczności, a kiedy usłyszałem kilka urywkowych wdechów, a na twarz poleciały mi gorące strugi, sam też doszedłem. Nie dbałem o to, gdzie się spuszczam. Sam za to miałem na twarzy ładunek spermy Szarego, którą ten skurwiel wcierał teraz we mnie. Po chwili jednak się opanował. Dał mi spokój. Spojrzał tylko z góry i uśmiechnął się, zadowolony.
– Nie masz najmniejszego pojęcia, w co się wpierdoliłeś, typie – powiedział w końcu – Daj portfel.
Nie zdołałem oponować. Po prostu sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem. Wyrwał mi go i przewertował zawartość. Nie wziął pieniędzy, za to splunął do środka i rzucił mi nim w ospermioną twarz.
– Wpadnę do ciebie wieczorem. Adres znam. Nara.
Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem.

≈≈≈


To dziwne uczucie, przygotowywać się do seksu, którego wcale nie chcesz uprawiać. Goląc dupę i jądra, czułem jakbym trochę gwałcił sam siebie, robił coś wbrew swojemu ciału. Patrzyłem w lustro, w swoje zielone oczy i było mi dziwnie. Tak, jakby to Szary narzucał mi swoją wolę za pomocą moich własnych rąk. Powiedział że wpadnie i było dość oczywiste, jaki będzie cel tej wizyty. Nie będziemy przecież układali puzzli. Choć wcześniej mówił o naszej relacji, że to będzie tylko jednorazowa zabawa w domku w lesie, okazało się to ściemą. Razem z kumplami z paczki wykorzystał mnie, nagrał, a teraz bawił się w szantaż. Trzymał mnie na metaforycznej smyczy, i to krótkiej.
Więc się przygotowałem. Ogoliłem, wymyłem i założyłem jockstrapy.
Najgorsze było to, że przez cały czas miałem lekki wzwód. Byłem podniecony tym oczekiwaniem. Jarało mnie, że jakiś małolat może w każdej chwili wpaść do mieszkania i mnie wyjebać, zrobić ze mną co mu się tylko podoba. Jarało mnie tym bardziej, że jeśli zacznę stawiać jakikolwiek opór, ten gówniarz jednym kliknięciem w smartfonie może zniszczyć mi życie. Pociłem się z nerwów i mimowolnie głaskałem twardniejącego penisa. To nie miało żadnego sensu, to było popierdolone. Ale działało.
Czekanie powoli stawało się męką. Dziewiętnasta, dwudziesta, dwudziesta pierwsza. Zacząłem podejrzewać, że tylko chciał mnie nastraszyć. Wcale nie zamierzał przyjść. Ta myśl jednocześnie przyniosła ulgę i rozczarowanie. Ulgę, bo jednak byłem wolny. Rozczarowanie, bo przez cały wieczór jaja pompowały mi w krwiobieg testosteron i zacząłem myśleć fiutem. Chciałem się jebać. Na tyle, że otworzyłem butelkę wina i uruchomiłem grindra. Skoro już jestem gotowy, to czas kogoś zaprosić.
Wtedy, jak na życzenie, zadzwonił domofon. Dźwięk wydawał się rodzić bezpośrednio w mojej głowie. Uderzyło mnie ciepło. Podszedłem niepewnie, a cała odwaga i napalenie nagle wyparowały. Podniosłem słuchawkę.
– Złaź na dół – usłyszałem krótko. Poznałem głos.
Błyskawicznie założyłem wygodne dresowe szorty, adidasy i bluzę z kapturem. Na zewnątrz nadal było ciepło więc pewnie bluzę i tak zdejmę. Złapałem też butelkę wina.
Przed wyjściem, raz jeszcze stanąłem przed lustrem. Skupione spojrzenie zielonych oczu, zacięta mina, trochę było po mnie widać, że na coś czekam. Wiadomo na co.
– Będzie dobrze – powiedziałem typowi z lustra i ruszyłem do windy.

Szary opierał się z pełną nonszalancją o ścianę i ćmił resztkę skręta. Otaczała go delikatna woń tytoniu i marihuany. Choć było, ciepło, miał na sobie szara bluzę i długie jeansowe spodnie, z tych luźnych, które kiedyś nosiły wszystkie ziomale. Obdarzył mnie obojętnym spojrzeniem, ale uśmiechnął się, gdy zobaczył wino.
– Plus jeden byczku – odparł.
-Co?
– Gówno. Jest tu jakaś ławka?
Ławka była. Na moje osiedle składało się kilka bloków tworzących zwarty pierścień, a w środku tego pierścienia jakiś mądry urbanista dwadzieścia lat temu zaplanował mały park. Były drzewa, place zabaw, alejki, gęste krzaki, polanka i dużo, dużo ławek. W ciepłe wieczory jak ten, co jakiś czas zza zakrętu wyłaniały się sylwetki, żarzyły się odległe pety i wybuchały pijane chichoty.
Przez dłuższą chwilę łaziliśmy milcząc, a ja sam już nie wiedziałem czy chłopak szuka jakiejś idealnej ławeczki, czy po prostu ma ochotę połazić. Z drugiej strony, było ciepło, a w powietrzu dało się czuć pewne napięcie zwiastujące burzę. Burze są fajne.
– Może tutaj? – wskazałem w końcu ławkę przyjemnie schowaną pod nisko wiszącymi gałęziami wierzby. Stojąca obok latarnia rzucała z góry rozproszone światło nadające miejscówce nieco intymnego charakteru. Ze śmietnika przy latarni wysypywały się puste paczki po czipsach i butelki po piwie.
– Idealnie – zgodził się Szary i usiadł na oparciu ławki, buciory dając na siedzisko. To były te same Air Forcy, które miałem w mordzie ledwie kilka godzin wcześniej. Wydawały się czyste. Na ich widok zaczął mi stawać.
– Fakt, ładne sobie poradziłeś, pedale – Szary najwyraźniej wiedział, że gapię się na jego buty – Chcesz dopucować trudno dostępne miejsca?
Skwitował pytanie śmiechem więc uznałem, że to tylko żart. Poza tym był zjarany, co nie? Ja na przykład nigdy nie jestem napalony po trawie.
– Czemu tu jesteśmy? – zapytałem nieco rozluźniony kolejnym łykiem wina. To było Bordeaux, cierpkie, ale o głębokim smaku i do tego mocne.
– Wnętrza są nudne. Lubię posiedzieć na zewnątrz – Szary wzruszył ramionami i wyciągnął z kieszeni bluzy swoją torebeczkę z tytoniem i resztą zestawu. Jak zahipnotyzowany patrzyłem na pracę jego dłoni. Palce wiedziały co robią, i choć Szary patrzył, to wydawał się być zatopiony w myślach. Kręcił automatycznie, z wprawą jaką nabywa się po setkach albo i tysiącach powtórzeń tego samego procesu. Podobało mi się to.
– Skręcisz mi?
Nie odpowiedział, ale zaraz skończył formować, polizał bibułkę (ten moment kręcenia fajek, kiedy koleś lekko wysuwa język i liże papierek, zawsze cholernie mnie jarał) i po chwili wręczył mi idealnie skręconą fajkę. Poczekałem, aż skręci sobie następną i zapaliliśmy.
Dym przyjemnie łaskotał, a w parku było cicho i dało się słyszeć granie świerszcza. Słyszałem też jak spala się bibułka na papierosie Szarego, kiedy się zaciągał. Sam nie wiem czemu, ale wyobrażałem sobie jak dym wypełnia mu usta, a potem trafia do płuc, skąd nikotyna krwiobiegiem dotrze do receptorów w mózgu i sprawi, że Szaremu po prostu jest przyjemnie.
I nagle zrozumiałem, skąd u mnie takie myśli – w skręcie, który dał mi chłopak, było trochę trawy. Na tyle mało, że nie wyczułem zapachu, ale wystarczająco dużo, żeby podziałało. Zaśmiałem się do siebie, zaskoczony że bezwiednie dałem się ujarać małolatowi.
Zrywał się coraz silniejszy wiatr. Było jasne, że czas wracać do domu, bo zmokniemy, bo za kilkanaście minut będzie tu napierdalało złem. Powietrze miało elektryczny smak.
– Pewnie sobie myślisz, że przyszedłem żeby cię ruchać, co? – chłopak zaskoczył mnie pytaniem. Spojrzenie miał całkiem bystre, nie wyglądał wcale na zjaranego.
– No, w zasadzie to na początku tak zakładałem – przyznałem głupio.
– No i miałeś rację. Klękaj.
Mimo wiatru, wydało mi się, że temperatura podskoczyła o kilka stopni.
To nie był żart.
Spokojnie wstałem z ławki i stanąłem przed Szarym.
Obserwował mnie znad niedopalonego fajka, a w jego oczach zobaczyłem coś znajomego.
Kutas stwardniał mi momentalnie, organizm pompował w niego krew pełną parą.
Klęknąłem przed tą ławką, tak po prostu, na asfaltowej ścieżce, a chłopak usiadł niżej, żebym mógł wygodnie sięgnąć ustami tam, gdzie mam sięgać.
Czy jemu też już stał?
Szary sprawnie rozpiął spodnie i mimo półmroku zobaczyłem odznaczający się kształt pod białym materiałem.
– Wąchaj – polecił i zaciągnął się niedopałkiem, mrużąc oczy.
Nachyliłem się i poczułem na policzkach ciepło jego ciała, silny zapach perfum, zapach świeżości, młodego faceta, wysyłany światu sygnał: robię to, co chcę. Zapach fajek i piwa, trawy, pianki do golenia. Przytknąłem nos do ciepłego materiału i poczułem piorunującą mieszankę spoconych jaj, stojącego, śliniącego się kutasa i moczu. Dobrze znany zapach, który mówi ci, że za chwilę będziesz miał fiuta w mordzie i to tylko kwestia kilku chwil.
Zaciągnąłem się głośno i mocno, a łapa Szarego docisnęła mnie do jego krocza.
– Wąchaj pedale, zaraz wysmaruję ci kutasem ryj i cały będziesz tak jebał.
Z wielką przyjemnością! Łasiłem się całą twarzą, dociskałem, wystawiłem język i wilżyłem i tak już mokre bokserki.
– Jebany – ucieszył się – Zaraz jakiś twój sąsiad wyjdzie z psem i zobaczy jakiego pedaliona ma za ścianą.
Miał rację, istniało ryzyko bycia przyłapanym, ale jakie to ma znaczenie, kiedy kutas zajebistego typka jest tuż obok twojej twarzy i aż się wyrywa żeby zapchać ci gardło?
Złapałem za brzeg bokserek i zsunąłem je, wyciągnąłem na wierzch twardą pałę i gładko ogolone wielkie, obwisłe jaja Szarego. Syknął, ale nie sprzeciwił się więc zabrałem się do ich wylizywania. Ostro dawały potem, bo nosił te ciepłe jeansy. Może robił to celowo, może chciał, żebym miał co niuchać?
– Bierz do ryja, śmieciu jebany. Szkoda czasu.
Nie czekał. Złapał mnie za włosy i nadział na kutasa. Manewrował, szukając wygodnej pozycji i po chwili płynnie wjechał niemal po gardło. Napluł mi na ryj, wytarł w to kutasa i znowu wpakował w usta. Pałę miał twardą jak kamień. Chwilę poruchał, ledwie zdążyłem zacząć się rozkoszować, a on znowu wyszedł, posłał porcję ciepłej śliny na mój ryj i znowu zaczął pakować w gardło. Bawił się tak bez oporów, używał mnie i czasem klepał po policzku, aż mu się znudziło.
Puścił i w końcu mogłem złapać porządny oddech. Mój aktyw tymczasem schował ociekający śliną sprzęt i znowu, nad podziw celnie, splunął mi w twarz.
– Już chyba wystarczająco pokazałem, że jak się nie będziesz słuchał, to masz przejebane, co? – posłał mi złośliwy uśmieszek.
– Masz zdjęcia i filmy – przyznałem, nadal łapiąc oddech.
Zaśmiał się.
– Obaj wiemy, że na chuj mi te filmiki. Ty i tak zrobisz, co powiem.
– Dlaczego tak uważasz? – zapytałem zdziwiony, że tak ładnie mnie przejrzał.
– Głupi nie jestem. Jak mnie widzisz to ci się oczy świecą. Widać, że zrobisz wszystko.
– Nie wszystko – zaprotestowałem.
– Póki co.
Spojrzałem na niego uważniej. Kim był ten młody koleś? Jakim cudem znał mnie lepiej niż ja sam? Jakim cudem zmusił mnie do robienia tych wszystkich rzeczy? Jego ślina ściekała mi po twarzy i kapała z brody na chodnik.
Szarzyński. Nie doceniłem go. To był diablo sprytny gość. Gość, który wie jak działają ludzie i umie to wykorzystać. A do tego jest napalony na jebanie mnie. Przystojny i wysportowany młody cwaniaczek. O co więcej mógłbym prosić?
– Potrzebuję pedała – wyrwał mnie z zamyślenia – Takiego, co będzie mi zadowalał gnata kiedy chcę i jak chcę. Zainteresowany?
Jego spojrzenie sprawiło, że przeszły mnie ciarki. Propozycja nie do odrzucenia.
– Tak! – wyrwało mi się – Będę twoim… pedałem.
Szary zmarszczył brwi.
– To nie będzie tak, że jak masz ochotę, to przychodzisz. To będzie tak, że na skinienie palcem klęczysz przy pale i błagasz o spermę. Nie zadajesz pytań. Tak?
– Tak! – gorliwie pokiwałem głową, a w bieliźnie poczułem silny wstrząs i ciepło.
– Będziesz mnie kurwo zadowalał w każdy możliwy sposób. A mam dużo pomysłów.
– Chętnie je poznam.
– Poznasz – zapewnił – I to szybko. A póki co, idź do sklepu po browary. Niedobre to wino.
Powstrzymał mnie, kiedy próbowałem wytrzeć twarz.
– Masz iść z omelaną mordą. Niech wiedzą, że już do kogoś należysz, śmieciu.
– Ale przecież…
– Zamknij mordę – dostałem podeszwą w twarz i przewróciłem się na plecy. Z tej pozycji Szary wyglądał jak prawdziwy alfa. Lewa stopa drgała, rwała się żeby mi poprawić.
– Jeszcze coś chcesz dodać? – zakpił i splunął, tym razem koło mojej głowy.
– Nie – jęknąłem.
– Esa. To zapierdalaj.

Poszedłem i przez całą drogę nie wierzyłem, że to wszystko dzieje się naprawdę. Czy ja właśnie stałem się zabawką własnego ucznia, dwudziestoletniego chłopaka z głową pełną pomysłów na wykorzystywanie mnie? To brzmiało absurdalnie, ale mój kutas chyba w to wierzył, bo ani na chwilę nie przestawał zwilżać mi jockstrapów.
Wszedłem do sklepu osiedlowego jakby nigdy nic. Nie było innych klientów, a ekspedientką była młoda dziewczyna pracująca tu od niedawna. Spytała co podać, spojrzała zdawkowo, potem spojrzała jeszcze raz, żeby się upewnić, że jej się nie przewidziało. Do jej sklepu przylazł na oko trzydziestoletni koleś z twarzą całą mokrą od śliny i jakby nigdy nic poprosił o cztery piwa. Udało jej się jakoś to zignorować, ale pomyliła się, wydając resztę.

Gdy wróciłem, Szary dopalał skręta. Rzucił nim we mnie, uskoczyłem i zdusiłem w sobie krzyk oburzenia. W końcu to on tu rządził.
-No pokaż, co tam masz – wyciągnął rękę po jednorazówkę. Wyjął puszkę i zawleczka ustąpiła z sykiem niezadowolenia.
– Może być? – zapytałem trochę speszony. Nie wiedziałem co mam mówić i robić. To była dla mnie zupełnie nowa sytuacja, nie znałem reguł gry.
Szary beknął i posłał mi zadowolony uśmieszek. Wyglądał na pijanego. Spojrzałem na butelkę po winie. Pusta. Wyjebał to na raz? Kurwa, pewnie zaraz straci przytomność.
Ale on tylko się gapił i popijał piwo, wyraźnie z siebie zadowolony. Wyglądał jak tysiąc innych dwudziestolatków z osiedla marnujących wieczorem czas pod blokiem. Ale nie był taki jak oni.
– Wypinaj się – rzucił.
– Co?
Pijany czy nie, doskoczył błyskawicznie. Nie zdążyłem się uchylić, ani nawet ogarnąć co się dzieje. Lewa strona szczęki wybuchła bólem.
– Zapamiętaj sobie cioto – Szary lekko zatoczył się do tyłu – Za każdym razem, jak powiesz „co” tak jak teraz, dostaniesz w mordę. Tak?
– Tak, rozumiem – jęknąłem, masując obolałe miejsce. Nie było tak źle, ale ostatni raz ktoś mnie tak uderzył prawie dwadzieścia lat temu.
– No. To wypinaj dupę.
Lekcja podziałała. Nie powiedziałem zakazanego słowa, tylko niepewnie, kompletnie speszony, podszedłem do ławki i odwróciłem się tyłem do chłopaka.
– Oprzyj się porządnie i wypnij dupę – poinstruował.
Usłuchałem, oparłem się rękami o oparcie ławki, a on pociągnął łyk piwa.
– Opuść spodnie.
Posłusznie odsłoniłem nagie pośladki.
– O kurwa, nie masz gaci? – Szary wybuchł śmiechem – Niby taki wstydliwy, a kurwa, łazi z dupą gotową do jebania.
Nie tłumaczyłem mu, czym są jockstrapy. Może wcześniej żadnych nie widział. Złapał mnie za pośladki, ścisnął i uszczypnął. Jęknąłem ze strachu i zadowolenia. Ze strachu, bo nie wyobrażałem sobie dawania dupy w tym parku, w którym w każdej chwili ktoś znajomy mógł się wyłonić zza zakrętu. Z zadowolenia, bo zajebisty młody ogier macał mnie po dupie. Nie wiedziałem co myśleć, ale mój penis wiedział aż za dobrze. Boleśnie napierał i pulsował. Jaja miałem wypełnione po brzegi i wprost marzyłem o kutasie głęboko w sobie.
Szary szarpał mnie za pośladki, rozchylił je i odnalazł palcem to, co go interesowało.
– Wygolony – skomentował, wcale nie zdziwiony. Najwyraźniej nie byłem jego pierwszym „pedałem”.
– Specjalnie dla ciebie – mruknąłem, zadowolony że jego palec masuje mnie po dziurze.
– Ty kurwo – splunął po mistrzowsku prosto między moje pośladki. Nastąpił ten dobrze znany moment, kiedy aktyw rozsmarowuje poślizg wokół dziury. Oczekiwanie i ekscytacja tuż przed jebaniem zawsze doprowadzają mnie do szału, więc cicho zajęczałem. Nie mogłem się powstrzymać.
– Zamknij mordę, bo sąsiad cię usłyszy – dostałem ostrego klapsa. Przyjemnie zapiekło.
– Wyruchaj mnie – poprosiłem, odwracając się i patrząc jak żłopie piwo, skupiony na moim tyłku.
– Zamknij pizdę! – syknął.
Potem wszystko stało się szybko. Szary zdjął Air forca i zdzielił mnie nim po dupie, a potem złapał mnie za włosy i pociągnął głowę do tyłu.
– Otwórz ryj – usłyszałem tuz przy uchu. Dyszał ciężko, a jego oddech śmierdział tytoniem i browarami.
Otworzyłem i natychmiast spróbowałem zamknąć, ale Szary i tak bezceremonialnie coś wepchnął.
– Tylko spróbuj to wypluć, kurwo – warknął.
To był biały sox, którego jeszcze przed chwilą miał na sobie Szary. Materiał był przyjemny w dotyku, ale jebał niemiłosiernie. Smród potu i znoszonego buta były niemożliwie intensywne, a usta wypełniał mi powoli gorzko-słony smak.
– Ssij tego soxa, kurwo – nakazał i posłuchałem, zacząłem miętosić materiał językiem, próbowałem ssać, choć przecież Szary nie mógł wiedzieć, czy to robię, czy nie. A jednak, chciałem być posłuszny, chciałem go zadowolić i być jego pedałem. Ta myśl kompletnie mnie rozjebała, zacząłem jęczeć i kręcić dupą, napięcie stało się nie do zniesienia.
– Tak ci się chce kutasa? – zakpił i złapał mnie za biodra. Kutas wszedł gładko, szybko, był przecież cały mokry od mojej śliny.
– Ale masz rozciągniętą pizdę, poszło bez rozgrzewki – usłyszałem.
Chciałem odpowiedzieć, chciałem przyznać, że lubię grube kutasy i dilda i dlatego moja dziura jest taka wytrenowana. Ale mogłem tylko jęczeć i nasycać się smakiem i zapachem jego soxa. Mogłem tylko mocniej wypinać dupę i rozkoszować się gorącym młodym kutasem wjeżdżającym we mnie raz za razem. Szary jebał mnie powoli, solidnie, chcąc czerpać frajdę z każdego ruchu, z dziury zaciskającej się wokół jego pały, z wilgotnych dźwięków kiedy wsuwał się po jaja.
– Lubisz spermę w dupie, pedale? Lubisz?
Sox w mordzie stłumił moją odpowiedź więc pokiwałem głową. Tak, lubię spermę w dupie. Kocham ten moment, kiedy koleś wtłacza we mnie całą zawartość jaj i jeszcze przez chwilę dopycha. Lubię sobie wyobrażać, jak te kilku ostatnich pchnięć kutasa spienia spermę wewnątrz mnie, ubija ją.
Nagle pisnąłem, czując niespodziewane mokre zimno. Odwróciłem się. Szary wylał mi na dupę resztę zawartości puszki i wyrzucił ją. Teraz moja dziura i jego kutas były mokre od piwa i Szary przyspieszył. Zaczął mnie jebać szybko, ostro, ewidentnie chcąc się spuścić. Moja dupa brała go wydając głośne mokre mlaśnięcia, a ja waliłem sobie coraz szybciej i w końcu wystrzeliłem. Cały się trząsłem i wyłem w mokrego od śliny soxa, a Szary dalej mnie jebał, raz za razem wpychał kutasa i z każdą chwilą był bliżej. Ostatnie ruchy były tak silne że przewrócił mnie na ławkę, ale nawet wtedy trzymał za biodra i dopychał kutasa.
– Ściśnij mi jaja, kurwo!
Zadziałałem automatyczne, na oślep sięgnąłem do tyłu i odnalazłem pełne spermy jądra. Nie kontrolowałem się, ścisnąłem z całej siły. Ostatnie ostre pchnięcie i Szary zaczął pompować we mnie spermę. Wydawał z siebie gardłowy dźwięk, dziki, męski, na granicy bólu i rozkoszy. Kręcił biodrami, czułem jak jego pała się we mnie rozpycha, ciągle pulsując w rytm kolejnych strzałów. Orgazm miał długi i intensywny.
Dopiero po dłuższej chwili Szary doszedł do siebie. Puściłem jego jaja, a on się ze mnie wysunął. Bolało mnie tak wiele miejsc na ciele, że nawet nie chciałem myśleć o jutrze. Właściwie to w ogóle nie chciałem myśleć. Padłem na ławkę, byle jak podciągając przy tym spodenki. Dupę miałem przemoczoną.
Natura wokół nas wariowała, silne wiatrzysko gięło gałęzie i porywało tumany piachu. Burza była już prawie nad nami.
Szary wyrwał mi z ust soxa, o którym jakimś cudem kompletnie zapomniałem. On za to założył go z powrotem na stopę, co mnie trochę podjarało, a potem założył Air forca. Spojrzał w niego, gdy zagrzmiało. Potem na mnie.
– Ktoś ci kazał się ubierać? – zapytał chłodno i syknęła kolejna puszka.
– No… skończyliśmy…
– Kończymy kiedy ja tak powiem, psie. Zdejmuj spodnie i na ziemię, na czworaka.
Teraz, po orgazmie, jego polecenia upokarzały z podwójną mocą. Już nie chciałem się słuchać. Przecież zabawa już się skończyła!
– Masz pięć sekund – zagroził.
Podziałało jak magia. Zdjąłem spodenki, ukazując całkowicie przemoczony przód jockstrapów i mokrą od spermy i piwa dupę. Potem już mniej chętnie przybrałem pozycję na pieska, a Szary stanął za mną. Przycisnął buta do mojej biednej, wyruchanej dupy.
– Wylej z siebie to mleczko – nakazał.
Za bardzo się bałem, żeby oponować. Spiąłem się, zrobiłem co chciał. Czułem jak z dziury wylatuje cała sperma, którą dopiero co we mnie wtłoczył.
– Pojemnik na spermę – usłyszałem.
Potem Szary stanął tuż przede mną. Spojrzałem w górę, w zimne, bladoniebieskie oczy.
– Jedz.
Jego Air force był cały w spermie, którą dopiero co z siebie wylałem. Nie wierzyłem, że to się dzieje. Nie wierzyłem, że Szary nadal chce mnie gnoić. Przecież obaj doszliśmy. Miałem dosyć.
– No, pokaż, że jesteś grzecznym pedałem – o dziwo, w głosie chłopaka usłyszałem jakąś nutę sympatii. To już nie był bezwzględny rozkaz. Chciał mnie zmotywować.
Znowu spojrzałem w górę i tym razem dostrzegłem lekki uśmiech. Ciepły, nie złośliwy.
– Zliż, piesku – powiedział cicho.
Serce znowu zaczęło bić jak szalone, a penis z wolna twardniał. Niby jeszcze się wahałem, ale już wiedziałem, co będzie dalej. Po co to odwlekać?
Nachyliłem się, maksymalnie wysunąłem język i zacząłem czyścić buta.

Na chodnik zaczęły spadać pierwsze ciężkie krople deszczu.

Ktoś ma ochotę na trzecią część? Zostaw komentarz i zmotywuj mnie do pisania dalej.

6 thoughts on “Szkoła życia cz. 2

  1. Słów mi brak! To jest mega, naprawdę uwielbiam Twoje teksty.
    A już ta akcja z lizaniem air maxów… cudo! Fajnie też pokazałeś jak nastek poniża nauczyciela chociażby z tym wysłaniem go z ozdobą na twarzy do sklepu 😉
    Mam nadzieję, że napiszesz kolejną część! Zawsze jest mi bardzo, bardzo dobrze 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *