Szkoła Życia cz. 3

Coś zasyczało, a potem w uszy ukłuło kilka potężnych trzasków.
Następnie robotyczny kobiecy głos beznamiętne ogłosił wyrok.

Pociąg linii Intercity z kszzzblszzzzz do kssznyowa jest opóźniony o czterdzieszzzz minut. Za opóźnienie pociszz przpraszzzzzzmy.

Przez chwilę na peronie panowała cisza, a kiedy kilkadziesiąt mózgów w końcu rozszyfrowało wiadomość, rozległy się jęki.
Jakiś gołąb nasrał na kostkę brukową tuż obok mojego buta.
– Idę zajarać – mruknął Szary. Machnął ręką kiedy spróbowałem iść za nim do tunelu.
– Waruj – usłyszałem.
Spojrzałem na gołębie gówno. W mojej relacji z Szarym miałem mniej więcej tyle praw, co ono.
Usiadłem na kostce i oparłem się plecami o wypchaną do granic walizkę. Głęboki oddech. Spróbowałem pójść w potęgę pozytywnej myśli i wypunktowałem po cichu wszystkie zalety mojego aktualnego położenia.
Zaczęły się wakacje.
Jadę na urlop.
Jedzie ze mną Szary.
Beztroska, sączenie piwka, grille.
Szary.
Ucieczka z miasta i oddychanie lasem na brzegu jeziora.
Mówiłem już, że jadę z Szarym?
Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem, bo przecież wszystko było nowe, Szarego nie widziałem od czasu akcji w parku, a teraz nagle jedziemy na wspólne wakacje? Jak para zakochanych?
Po prostu napisał do mnie: „Kiedy masz urlop?”
Urlop miałem za tydzień od tamtej chwili. A potem już poszło.

Kszzzz…. Pociąg….szzzz…

Z komunikatu zrozumiałem, że pociąg jakoś nadrobił połowę opóźnienia, doprawdy cud, i niedługo wjedzie na tor szzzzzty przy peronie kszzzim. A Szary nie wracał.
Żeby czymś zająć mózg, jeszcze raz sprawdziłem bilety, założyłem i zdjąłem okulary przeciwsłoneczne jakieś pięć razy a potem pooglądałem w necie śmieszne pieski.
Poruszenie. Zryw terkoczących o kostkę walizek. Pokazywanie palcami.
Jedzie.
I faktycznie, w oddali w gorącym jak kisiel powietrzu migotało już żółte światełko.
Szary nie wracał.
Nie odbierał telefonu, numer zajęty. Tymczasem pociąg już hamował z niemiłosiernym piskiem.
Zszedłem do tunelu i zupełnie losowo wybrałem drogę w lewo. Tunel wychodził bezpośrednio na ulicę i to tam się paliło czekając na pociągi.
Przy popielnicach stał jakiś menel dopijający najtańsze piwo, paliło dwóch chłopaków wyglądających na zawodowych wojskowych i kobieta o twarzy zniszczonej stresem i z ciemnymi odrostami w blond włosach.
Przebiegłem całą długość tunelu, jednocześnie próbując się dodzwonić do Szarego i nasłuchując co mówi przez megafon kobieta-robot.
Przeszybowałem przez główną halę dworca, wypadłem przed budynek i rozejrzałem się. Tłum ludzi łażących we wszystkie strony, monotonny szum walizek na betonie, a w oddali podświetlana fontanna wyrzuca z siebie bryzgi wody, odstraszając spragnione gołębie.
I nagle znajomy głos. Szary zawsze mówił trochę tak, jakby się nie wyspał albo właśnie przebiegł dziesięć kilometrów. Chyba że był podniecony. Wtedy brzmiał jak skurwysyn.
Ale teraz opierał się plecami o kolumnę, tyłem do mnie, i rozmawiał z kimś przez telefon zupełnie innym tonem. Znałem ten ton. Tak mówią młodzi kolesie rozmawiając ze swoimi dziewczynami. Udają milszych niż w rzeczywistości, czasem są wręcz słodcy, a wszystko dlatego, że mają nadzieję zaruchać.
I Szary rozmawiał z kimś używając tego właśnie tonu.
– Ale pamiętaj jaka jest umowa – powiedział– Nie zapomnij, bo będę zły.
Dałbym wiele, żeby podsłuchać jeszcze trochę, ale nasz pociąg mógł uciec w każdej chwili. Podszedłem i zamachałem ręką, dając znak że czas iść.
Kiedy mnie dostrzegł, w jego oczach zaszła zmiana, uśmiech zgasł.
– Dobra, muszę kończyć, bo to gówno się przytelepało.
Nie chciałem wnikać, czy mówi o pociągu, czy o mnie.
Kiedy dotarliśmy na peron, ludzie dopiero zaczynali wlewać się do wagonów, nerwowi, spięci, przestraszeni że wsiądą w zły pociąg albo ktoś zajmie im miejsce. Trwało to za długo, szło za wolno. Przez szklane zadaszenie dworca wpadało gorące czerwcowe słońce.
– Ja pierdolę – jęknął Szary.
– Chyba nieczęsto jeździsz pociągami – ucieszyłem się.
– No i gdybyś nie był takim pierdolonym biedakiem, to bym nie musiał. Kurwa, dorosły, a auta nie ma.
Skwitował to soczystym splunięciem pod nogi. Odruchowo spojrzałem w dół. Białe AF1 za kostkę były na swoim miejscu. Spojrzałem też na białe skarpety z czarnym logo Nike, na szczupłe, ale twarde, opalone łydki, na znikające pod szortami uda, luźną szarą koszulkę na ramiączkach z żółtym napisem PROSTO i na czarną czapkę z daszkiem. Ramiona miał dokładnie takie, jak trzeba. Ani chude, ani przesadnie przytyrane.
Zdziwił mnie srebrny łańcuszek na szyi. Wcześniej go u niego nie widziałem. Może po prostu byłem zbyt zaabsorbowany patrzeniem na inne rzeczy. Kurwa, gdyby on wiedział, jak mnie podnieca. Sama jego obecność przyprawiała mnie o ciarki i potęgowała napięcie, aż zasychało w ustach. Nie mogłem się doczekać następnej ostrej akcji, bo że jakaś nastąpi, byłem pewien.
– Ile to będzie jechało? – skrzywił się i znowu splunął.
– Jakieś pięć godzin.
– Ile!?

≈≈≈

Przedział był pusty. Zajęliśmy miejsca przy oknie naprzeciwko siebie i zaczęło się wiercenie w fotelu.
– To ci starczy na tydzień? – wskazałem na jego niezbyt wypchany plecak, który normalnie nosił do szkoły. Gdzie walizka? Przecież jechaliśmy na wakacje.
– Hubi nosi te same rozmiary. Wezmę ciuchy od niego
– A da ci?
Uśmiechnął się podle.
– On ma tyle tych szmat, że jak jakąś wezmę to nawet nie będzie wiedział, że to jego. Zresztą nawet jak będzie wiedział, to nic nie powie.
– Taki z niego fan mody?
– Nie – Szary machnął ręką i wyciągnął z kieszeni gotowego skręta – On wszystkiego ma dużo.
– Jego rodzicom aż tak się powodzi? – zainteresowałem się. Dziwne, jak mało się wie o tych wszystkich podopiecznych których widujesz codziennie przez 10 miesięcy.
– Powodzi? Powiedzmy, że jak go spytasz ile kosztuje bilet na tramwaj, to nie będzie wiedział, czy bardziej trzy, czy trzydzieści.
Kiwnąłem głową. W zasadzie to jechaliśmy nad jezioro do letniego domu rodziców Niezgody więc owszem, musieli mieć pieniądze. Co prawda krępowała mnie wizja nocowania tam, ale to Szary wszystko zaaranżował. Nie było sensu się wtrącać. Może po prostu należy się cieszyć okazją i ładną pogodą. Nawet podróż pociągiem zapowiadała się nieźle. Spojrzałem w korytarz, po którym wciąż kręcili się ludzie. Tłukli się walizkami i nerwowo zerkali na bilety.
– Byłoby fajnie mieć cały przedział dla siebie, ale szansa mała – westchnąłem.
– Nieważne – odpowiedział Szary – Jestem od rana nieźle podjarany i opierdolisz mi w tym pociągu kutasa, choćbyśmy mieli włazić na dach.
Zrobiło mi się cieplej. Co odpowiedzieć na taki tekst? Zaprzeczyć? Po co. Przecież chętnie to zrobię. Siedziałem naprzeciwko Szarego i wzrok sam co jakiś czas błądził w stronę jego szortów. Wiedziałem, co się pod nimi kryje. Może to dlatego, że sam byłem nieźle napalony, ale autentycznie czułem, że Szary też. Czułem, że jaja ma pełne i chce mu się ruchać. Może zdradzały to jakieś subtelności w jego ruchach, może ton głosu? A może to tylko moja własna wyobraźnia.
– Z kim rozmawiałeś przez telefon? – powiedziały moje usta, choć wcale tego nie planowałem.
Pytanie mu nie podeszło.
– Żadnych pytań. Twój ryj jedzie tym pociągiem w innym celu.
Spodobało mi się, jak bardzo nie chce odpowiedzieć.
– Łaaadnie proszę, ten jeden raz – nie dawałem za wygraną.
I to był błąd. Nim zdążyłem zareagować, Szary uniósł nogę i wjechał mi buciorem w krocze, nacisnął mocno i boleśnie, przyszpilił mnie do fotela i nie puszczał.
– Przeproś – syknął, naciskając nieco mocniej, ale nie miałem już gdzie uciec.
– Przepraszam! – wypaliłem błyskawicznie, przerażony jak każdy facet gdy coś zagraża jego jajom.
Ledwie dostrzegalny ruch wystarczył żeby wysłać mnie na wyższą orbitę bólu. Podeszwa bezlitośnie mnie miażdżyła, wstrzymałem oddech i próbowałem się nie popłakać.
– Przepraszam, błagam, proszę…
Szary splunął, porcja gorącej śliny trafiła na mój ryj.
Nacisk zelżał.
Nie podnosząc wzroku, otarłem łzy i ściekającą po nosie melę. Płakanie z bólu zadanego przez tyle młodszego gościa było cholernie podłą sprawą.
– No – powiedział już zadowolony Szary – To teraz buzi na zgodę.
Air Force podjechał wyżej. Podeszwa zaszurała o moja brodę. W nozdrza uderzył znajomy zapach ziemi, potu i młodego samca.
Musnąłem ustami biały materiał. Potem kątem oka dostrzegłem stojącego w drzwiach przedziału typa. Odtrąciłem buta i wyprostowałem się w fotelu. Kurwa! W takim momencie!? Już byłem naładowany i z pełną erekcją, nawet mimo obolałych jaj.
Typ bez słowa zarzucił plecak na półkę i zajął miejsce przy drzwiach. Był może niewiele starszy od Szarego. Wyglądał na grzecznego studencika. Ciekawe co taki studencik sobie myśli, gdy w jego przedziale dorosły facet liże znoszone buciory jego rówieśnika.
Szary patrzył na niego spode łba, wyraźnie niezadowolony. Obracał w palcach nieodpalonego skręta.
– Ej, ziomek – zawołał – Jest w tym pociągu ten wagon, gdzie dają szamę? Jak to się nazywa?
– Wars – podpowiedziałem.
– Chyba jest – odparł trochę speszony chłopak.
– To idź sobie strzelić piwko – Szary mówił spokojnie, ale tonem dresa z bramy, pytającego czy nie masz za dużo zębów.
– Nie rozumiem – chłopak parsknął nerwowym śmiechem – Co?
– Gówno. Zasuwaj do warsa i wróć za pół godziny.
Studencik parsknął jeszcze raz, spojrzał na mnie wzrokiem wystraszonej sarenki, potem na Szarego, potem znów na mnie.
Cisza się przedłużała, aż biedak skapitulował. Złapał plecak i wystrzelił z przedziału jakby go ktoś gonił.
– No – zadowolony Szary przeniósł wzrok na mnie – To teraz do roboty.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Szary rozstawiał ludzi po kątach jak suki, nawet przypadkowych. Biła od niego aura absolutnego alfy. Byłem pijany podnieceniem.
Pociąg szarpnął i ruszyliśmy w drogę. Przedział był nasz.
– W końcu, szmato. Cały dzień czekałem.
Bucior podjechał mi pod twarz i zawisł w powietrzu.
– Zdejmuj go.
Mój kutas dostał kolejny mały strzał podniecenia.
Ostrożnie rozwiązałem, czując się jak saper rozbrajający bombę. Chwyciłem z obu stron przy kostce i pociągnąłem. Chwila siłowania się, dotykania ciepłego adola i jeszcze cieplejszej stopy Szarego i zszedł. Od razu uderzył mnie ostry zapach soxa, który zresztą natychmiast wylądował na mojej twarzy.
– Oprzyj się wygodnie cwelu i delektuj się.
Posłusznie oparłem głowę i pozwoliłem, by wilgotny, gorący sox zakrył mi całą twarz. Zacząłem wdychać zapach alfy. Każdy kolejny oddech był czystą rozkoszą, a moje bokserki zrobiły się mokre. Zamknąłem oczy, rozluźniłem się i po prostu się delektowałem, tak jak mi kazał.
– Pomyśl sobie, jak będą ładnie pachnieć za kilka dni – powiedział Szary i syknęła otwierana puszka.
Wątpiłem, czy wytrzymałbym jeszcze intensywniejszy zapach, ale pewnie nie będę miał żadnego wyboru. Zasady gry okazały się bardzo proste.
– Zdejmij mordą – nakazał Szary, kiedy już się znudził bezczynnością – A zarysuj mnie zębem, to ci go kurwo wybiję.
Zrobiłem, jak chciał. Ostrożnie złapałem w zęby brzeg i pociągnąłem, powoli odsłaniając stopę.
– Wsadź go sobie w gacie.
Teraz też posłuchałem. Miałem przed oczami spoconą stopę alfy jebiącą tak samo jak i sox. Długa, wąska w pięcie i szeroka w palcach. Przepiękna. Oczywiście natychmiast spoczęła mi na pysku i zaczęła go masować.
– Otwieraj.
Paluch wsunął się w usta więc powitałem go miękkim dotykiem języka. Oblizał i zacząłem ssać. Nigdy wcześniej nie miałem w ustach czyjejś stopy, ale przy Szarym czekało mnie wiele pierwszy razów.
– Opierdolisz mi teraz stopy pierwsza klasa. Nie hamuj się, pracuj mordą.
Tak zrobiłem. Wylizałem po kolei wszystkie palce, wpychałem język między nie i wysysałem gorzko-słony smak, czując że teraz sam jebie jak stopy mojego alfy. Wpychał we mnie palce na siłę, a ja pozwalałem się tak gnoić, czując że jeszcze trochę i dojdę bez dotykania się.
– Teraz tylko brakuje, żeby mi ktoś robił gałę – poskarżył się Szary biorąc łyk piwa – Myślisz, że ten koleżka wróci?
Gira Szarego była już totalnie mokra od śliny, tak samo jak mój ryj. Siedzenie naprzeciwko i zadowalanie go w ten sposób było magiczne. Spokojnie mogłem to robić całą drogę nad jezioro.
W końcu jednak stopa opadła na podłogę. Domyślałem się, czemu.
Szary wyręczył mnie o tyle, że sam wyciągnął kutasa i po prostu czekał aż klęknę.
– Pamiętasz, jaka jest umowa?
Kiwnąłem głową.
– Umowa jest taka, że jesteś moim lachociągiem. Więc ciągnij. Powoli.
Rzuciłem się na niego z przesadnym entuzjazmem więc dostałem liścia w ryj. Podziałało. Grzecznie oblizałem mokrą, słoną główkę, a potem wpadłem na genialny pomysł wylizania Szaremu spoconych jaj. Popijał piwo z zamkniętymi oczami i pozwolił m robić swoje. Lizałem i ssałem mu te wielkie jaja, a potem oblizałem całego kutasa. Brałem go w usta, powoli jeździłem językiem po napletku i wypełniałem przedział głośnymi mokrymi mlaskami.
Skończył nagle, bez żadnego ostrzeżenia. Po prostu nagle usta wypełniła mi ciepła, słodkawa sperma. Strzałów było dużo, a ja oczywiście wszystko połknąłem. Na koniec delikatnie oblizałem kutasa z resztek, wiedząc że by sobie tego życzył.
Spojrzałem w górę. Alfa był zadowolony.
– Weź to – wskazał na swojego Air Forca – Spuścisz się w niego.
Co!? Pozwoli mi zaspermić swojego buta? To jakiś podstęp. Najpierw mi każe to zrobić, a potem mi za to wpierdoli. Ale przecież muszę się słuchać, nie?
Sięgnąłem po najacza i wyjąłem sprzęt. Był cały mokro i się kleił. Byłem na skraju orgazmu.
– No dawaj – Szary się zniecierpliwił – Wsadź tam fiuta i strzelaj.
Wsunąłem się w nadal gorącego Air Forca, materiał otarł się o główkę i natychmiast targnęły mną dreszcze. Jęczałem.
– Tak szybko? – zadrwił – No, uznam to za komplement. Oddaj mi skarpetę.
Założył mokrego soxa na stopę a potem – kurwa! – nasunął pełen mojej spermy but jakby nigdy nic. Jego stopa dosłownie pływała w zawartości moich jaj. O kurwa. Tego nie przewidziałem. Natychmiast mi stanął, choć ledwo co się spuściłem.
– No – Szary posłał mi zadowolony uśmieszek – To będzie długa podróż.

≈≈≈

Miasteczko miało kuriozalną nazwę, w stylu tych mazurskich. Zapomniałem ją sekundę po wyrzuceniu biletu do kosza.
Dworzec wyglądał na nieremontowany od czasu ostatniej wojny. Właściwie nazywanie tego dworcem było nadużyciem. Ot stary budyneczek z czerwonej cegły, okna zabite dechami i rozlatująca się wiata nad pojedynczym peronem. Wokół bujny las i podziurawiona asfaltowa droga. Żywej duszy.
– Kurwa – tylko tyle miał do powiedzenia Szary.
Właściwie, cóż mogłem dodać? Oto znaleźliśmy się na absolutnym wygwizdowie, słońce zaczęło już się chylić ku zachodowi, a w telefonie miałem zero kresek zasięgu.
Przynajmniej było ciepło.
– Czyli co, czekamy? – zagaiłem żeby jakoś rozluźnić atmosferę.
– Czekamy – zgodził się i splunął na krawężnik – Lepiej żeby się kurwa pospieszył.
Szary był zły, bo wypił wszystkie piwa i skończył mu się tytoń. Albo wkurwiało go coś innego, ciężko powiedzieć. Usiadł pod budynkiem i standardowo zaczął coś grzebać w telefonie, a ja postanowiłem dać mu spokój.
Niecały kwadrans później usłyszałem silnik. Auto zahamowało ostrzej niż to konieczne. To był jakiś starszy model mercedesa. Na tyle stary, że pewnie znowu był sporo wart.
Szyba zjechała w dół. Wychyliła się głowa kierowcy. Nawet z daleka było widać jak śnieżnobiały jest rząd tych idealnie równych zębów.
– Panowie zamawiali podwózkę? – zapytał ucieszony Niezgoda.

≈≈≈

– Daleko? – zapytałem siedzącego przede mną Huberta. W lusterku odrzucił mnie spojrzeniem zielonych oczu.
– A jakiś kwadransik. A co, ma pan chorobę lokomocyjną?
– Nie mam – pokręciłem głową. Pytanie na miejscu, bo droga była niemiłosiernie wyboista i rzucało nami na wszystkie strony. Siedzący obok Huberta Szary rozlewał na siebie piwo z puszki i siarczyście przeklinał przy wszystkich większych dziurach.
– I może już nie mów mi per „pan”, Hubert. Po tym co robiliśmy, chyba możemy przejść na ty – dodałem lekko zawstydzony.
– Nieee, ja tak nie umiem – zaśmiał się Niezgoda – Przepraszam.
W samochodzie pachniało trochę benzyną, ale głównie perfumami chłopaka. Były subtelniejsze niż u Szarego, mniej samcze, bardziej zniuansowane. Do tego miał na sobie opinającą zieloną koszulę z rozpiętym kołnierzem i okulary przeciwsłoneczne nasunięte na czoło. Króciutkie włosy chyba dopiero co strzyżono. Wyglądał całkiem szykownie. Nie bez podstaw byłoby pytanie czy to dlatego, że ma pieniądze, czy może jest gejem.
Niewiele gadali z Szarym. Właściwie to sprawiali wrażenie, jakby za sobą nie przepadali. Może umknęła mojej uwadze jakaś mała spinka, zanim wsiedliśmy do merola. W zasadzie, Hubert nie pasował do paczki. Wydawał się lepiej wychowany i łagodniejszy. Zawsze uśmiechnięty, szarmancki wobec dziewczyn.
– Masz, w końcu na urlopie jesteś – niespodziewanie ręka Szarego wysunęła się do mnie z puszką piwa. To był chyba pierwszy ludzki gest, jakiego od niego doznałem.
Przyjąłem z wdzięcznością i złapałem zawleczkę. Piwo eksplodowało mi na twarz, koszulkę, spodnie, siedzenie samochodu i szybę, za to Szary eksplodował śmiechem.
– Jebany tępy kundel – niemal płakał ze śmiechu, zadowolony ze swojego żartu – Ktoś ci chyba potrząsnął.
Wytarłem twarz w koszulkę i wyssałem resztkę napoju ulatującego z puszki. Chłopcy za to sprzeczali się o zalane piwem siedzenie i bezpieczeństwo jazdy. Hubert zachowywał się jak rozsądny dorosły, a Szary jak Szary.
Po drodze Hubert ostrzegł nas, gdy mijaliśmy ostatni sklep. Właściwie to był jedyny sklep w okolicy i słup graniczny cywilizacji. Dalej był już tylko las i droga do jeziora.
Szary poszedł po fajki.
My zostaliśmy w aucie, rozkoszując się świeżym letnim powietrzem i szumem liści dębu, pod którym zaparkował Niezgoda.
– Odważny pan jest – chłopak przerwał przedłużającą się ciszę.
– Bo się nadal z wami zadaję? – zgadłem.
– Bo chce pan siedzieć sam na sam z Szarym.
Jego ton sugerował, że to oczywiste. Tylko co właściwie uważał za oczywiste?
– Nie rozumiem.
– No… – zawahał się. Nie dlatego, że nie wiedział co powiedzieć. Zastanawiał się, czy powinien.
– Proszę, Hubert – podszedłem go, domyślając się, że zwroty grzecznościowe działają na niego jak wytrychy.
– Ale to tak między nami – Niezgoda przestał mówić do lusterka, odwrócił się do mnie i mówił dalej.
– Wszyscy wiemy, że Szary… No czasem mu odjebie.
– Odjebie?
– Dokładnie, no wie pan, że…. – przerwał, spojrzawszy w prawo. Drzwi merola otworzyły się z paskudnym skrzypnięciem i wsiadł mój ogier. Szary.
Po skroni spływała mu kropla potu, którą najchętniej bym zlizał. Każdy jego ruch, każde spojrzenie i każde słowo kipiało młodym testosteronem, sprawiał wrażenie gotowego się napierdalać albo ruchać. Idealny młody jebaka. I co z tego, jeśli czasem mu odjebie? Przecież nie zrobiłby mi krzywdy.
Kiedy pod kołami zachrzęścił żwir, a my ostro ruszyliśmy w stronę domu Niezgodów położonego z dala od cywilizacji, zastanowiły mnie dwie rzeczy.
Po pierwsze, chyba byłem totalnie zauroczony w Szarym. Czułem się z tym jak nastolatek.
Po drugie, kiedy już zostaniemy tam we dwóch, bo Hubert wróci do miasta, będę z Szarym sam na sam i cokolwiek będzie się działo, nikt, ale to nikt nic nie zobaczy ani nie usłyszy.

To naprawdę był koniec świata.
W miarę jak zjeżdżaliśmy na coraz bardziej dziurawe i zarośnięte drogi, zacząłem podejrzewać, że wywożą mnie do lasu, a tam zgwałcą i zabiją. Za każdym zakrętem czaiło się jeszcze więcej gęstych zarośli i wysokich traw, a jedynym budynkiem jaki minęliśmy był jakiś zrujnowany folwark.
– Kiedyś były tu i wsie, ale wojna rozpieprzyła – wyjaśnił Hubert, niepytany.
Po wielu, wielu zakrętach i dziurach, skręciliśmy ostro w lewo, w dół, a potem jeszcze ostrzejszy zakręt rzucił mną o drzwi. Auto stanęło, ale przez chwilę widziałem tylko chmurę kurzu. A potem zaczął się zza niej wyłaniać niezły obrazek.
Równiutko przystrzyżony intensywnie zielony trawnik prowadził wśród ławeczek i zadbanych drzewek do dwupiętrowego domu, wcale nie wyglądającego na wakacyjny. Potrzebowałbym pewnie kilka dożywotnich pensji nauczyciela, żeby w ogóle móc o czymś takim marzyć.

– Kupiliśmy go za grosze i wyremontowaliśmy.
Szary parsknął śmiechem, ale nic nie powiedział. Nie musiał. Podobnie jak on, pochodziłem z rodziny bez kasy. I podobnie jak Szary, wyczułem w tym zdaniu trzy kłamstwa. Po pierwsze, to nie kupiliście, tylko twoi starzy kupili, Hubercie. Po drugie, to nie wy wyremontowaliście, tylko zrobiła to jakaś ekipa Ukraińców albo miejscowa bieda. I po trzecie, to domów nie kupuje się za grosze.
– Dobra, nie musisz się już zmywać na tę swoją imprezę? – jęknął Szary ale uśmiechnął się do Huberta, żeby nie wyjść na przesadnego skurwola. Hubert nie odwzajemnił uśmiechu.
– Muszę was oprowadzić. Pokazać gdzie są korki i tak dalej.
– Nie musisz.
Hubert już nic nie powiedział, wyłączył się jak grzeczny robocik. Stracił jakiekolwiek zainteresowanie w dalszym byciu z nami i ruszył do auta.
Szary chyba wszystkich traktował jak swoje dziwki. Cała sytuacja od razu postawiła mi pałę i mogłem klęknąć na miejscu, byle zadowolić młodego alfę.
Znowu zawarczał silnik, światła reflektorów padły na obudowane drewnem ściany domu. Dopiero teraz ogarnąłem, że robi się już ciemno.
Odprowadziliśmy auto wzrokiem do tunelu drzew i krzaków. Dopiero gdy hałas silnika był ledwie słyszalny, ruszyliśmy do domu. W rękach Szarego zdzwoniły klucze.

≈≈≈

Było już ciemno. Po tafli jeziora niosły się odległe dźwięki pluskających ryb, a w zaroślach grały świerszcze. Pachniało starym drewnem pomostu i wilgocią. Szary podał mi skręta, a sam zamknął oczy i po dłuższej chwili wypuścił gęstych dym. Zajebało blantem. Wziąłem małego buszka i oddałem. Potrzebowałem obu rąk, żeby, zgodnie z życzeniem alfy, masować mu stopy. Spoglądałem na leżące obok Air Forcy i wetknięte w nie przepocone soxy. Jeszcze niedawno nie robiłyby na mnie wrażenia, a teraz chciałem wsadzić nos głęboko w znoszonego adola. Chciałem chłonąć zapach mojego młodego skurwola. Chciałem żeby na to patrzył i macał się po kutasie.
Ale nie. Siedzieliśmy grzecznie w ciszy, paląc blanta i popijając piwo. Wiedziałem, że zegar tyka i w końcu Szary się mną zajmie i to czekanie wcale nie było takie złe.
– To zabawne, że jeszcze kilka tygodni temu byłeś dla mnie tylko jednym z wielu uczniów – pozwoliłem sobie zbezcześcić ciszę letniej nocy swoim zjaranym paplaniem.
Skupiłem się bardziej na palcach stopy Szarego, długich i smukłych, przyjemnie grzejących mi dłonie, nieźle jebiących potem po całym dniu w pociągu. Próbowałem je wylizać, ale mi nie pozwolił.
– Ja cię od zawsze miałem za pedała – wyznał szczerze, jak to on – Wiedziałem, że prędzej czy później będziesz się dla mnie kurwił. Przecież jak ty się na mnie zawsze gapiłeś.
– Nie gapiłem – zaprzeczyłem z uśmiechem.
Było mi dobrze. Leżeliśmy w ciszy nad jeziorem, z dala od cywilizacji, w krwi płynęły promile i thc. A do tego mogłem do woli macać stopy zajebistego ogiera.
– Nie? – spojrzał na mnie z miną bez wyrazu – Ja pierdolę. I na chuj kłamiesz? Jesteśmy tu tylko we dwóch.
Nic nie powiedziałem. Nie było sensu.
– Ty jesteś jak każda taka ciota. Wypierasz się chuj wie po co, zamiast się cieszyć że masz kogo zadowalać. Zamiast się kurwa brać do roboty, to ciągle jakieś opory. Nie bądź taka pizda.
Splunął i wziął z puszki potężny haust piwa.
– Gapiłem się – przyznałem – Chyba po prostu nigdy nie sądziłem, że jesteś takim bystrym typkiem. No i…
– Zamknij mordę – przerwał miv– Masz masować, a nie pierdolić kocopoły. Nie przytargałem cię tu żeby się kumplować ani na wakacyjny romans. Jesteś tu po to żeby mi opróżniać jaja pedale. Nic więcej.
Nawet gdybym chciał coś odpowiedzieć, nie zdążyłbym. Gdzieś za nami rozległy się hałasy i zapłonęły światła, tak że obaj się odwróciliśmy i patrzyliśmy co jest grane. Z maleńkiego pomostu do domu było pewnie ze sto metrów, więc zobaczyliśmy tylko obrys podjeżdżającego auta. Warkotowi silnika akompaniowały wulgarne polskie rapsy, takie których nigdy nie zrozumiem i nawet nie będę próbował. Muzyka zaatakowała mocniej, kiedy otworzyły się drzwi.
– Impreza przyjechała – ucieszył się Szary.

≈≈≈

Jak się czuje mysz wrzucana do terrarium zamieszkałego przez węża? Mniej więcej tak jak ja wówczas. Tylko węży było więcej niż jeden.
Siedzieli przy stole w salonie na piętrze i rżnęli w pokera przekrzykując te chujowe polskie rapsy, pijąc wódę z kieliszków i paląc papierosy.
Ja stałem z boku i robiłem za kelnera. Przynosiłem popitę, nalewałem wódę i wycierałem stół gdy coś rozlali.
– Kurwa, teraz to macie przejebane – zapewnił Tomczyk. W jego wielkich umięśnionych łapskach karty wydawały się malutkie, jakby wersja dla dzieci. Twarz wykrzywiał mu bolesny grymas, znaczący zapewne że intensywnie myśli. Tomczyk był fatalny w holdena, bo po pierwsze lewie ogarniał zasady, a po drugie zawsze głośno się chwalił, gdy miał dobrą kartę. Mimo to, dobrze się na niego patrzyło. Był młody i przytyrany, ale nie jakoś przesadnie. Silny i pewny siebie jebaka.
Siedzący po jego lewej Mierzwa wypadał lepiej. W przeciwieństwie do Tomczyka, miał jeszcze przed sobą niewielki stos zapałek. Mało mówił i nie pokazywał emocji, poza uśmiechami kiedy polewałem mu wódę.
Niezgoda siedział przy stole sztywno i grał jak rasowy dżentelmen. Miał spędzić noc w mieście, a tymczasem przywiózł tu kolegów. Nie podobała mi się ta niespodzianka. Chciałem spędzić ten weekend z Szarym, a miałem przed sobą bandę podpitych młodziaków którzy już raz pokazali, co potrafią ze mną zrobić. Dlatego polewałem wódę często. Miałem nadzieję, że odpadną.
Szary wydawał się niezainteresowany grą. Miał najwięcej zapałek, najlepiej z nich blefował i podejmował największe ryzyko i jakimś sposobem zawsze mu się udawało. Nie mieli z nim szans, tylko jeszcze o tym nie wiedzieli.
– Dawaj lej – Tomczyk wskazał na swój pusty kieliszek – Zapierdalaj do lodówki po nową.
Wyjąłem kolejną butelkę czystej i obszedłem stół, nalewając wszystkim oprócz Szarego. Szary nie pił wódy. Wolał swoje ukochane browary w puszce.
– Kurwa, do pełna – poprawił mnie Tomczyk. Wyrwał butelkę i dopełnił kieliszek, przy okazji oblewając stół.
– Chujowy jesteś kurwa, bezużyteczny – warknął i złapał mnie za koszulkę. Pociągnął i wylądowałem na kolanach – Dawajcie, gramy, a ten kurwa niech opierdala gały! – roześmiał się na koniec dumny ze swojej błyskotliwości.
– To może ciekawiej – włączył się Mierzwa, zadowolony że w końcu coś się dzieje – Niech nam ssie pod stołem i będziemy zgadywali komu.
Śmiejąc się, spojrzeli na Szarego. Nie przyznaliby tego między sobą, ale potrzebowali jego zgody. Może nie był tak silny jak Tomczyk ani tak elokwentny jak Niezgoda, ale był alfą. Moim alfą. Poczułem dumę i ostrą erekcję w gaciach. Fakt, że Szary swobodnie rozporządzał moją mordą i decydował czy będę ssał jego kumplom, czy nie, był jak policzek, ale i w chuj mnie jarał.
Przyjrzałem się stołowi. Był okrągły, ciężki, z litego drewna. Niski, ale na czworaka powinienem bez problemu się zmieścić i skryć pod narzutą.
Szary posłał mi znudzone spojrzenie.
– Nurkuj.
Zdążyłem jeszcze zobaczyć, jak wszyscy czterej sięgają w dół i rozpinają spodnie, a potem posłusznie wsunąłem się pod blat, gdzie było zaskakująco wiele przestrzeni. Było tu niemal kompletnie ciemno, a zza długiej niemal do podłogi narzuty wystawały buciory, łydki i krocza czterech pokerzystów. Trochę jebało przepoconymi skarpetami. Ostatnio ten zapach na dobre rozgościł się w moim życiu.
Bez trudu rozpoznałem białe Air Forcy i szczupłe opalone łydki Szarego. Ucałowałem te jego piękne adole jakbym się witał z dawno niewidzianymi przyjaciółmi.
Po lewej od nich były jakieś czarne najki do biegania które nosił Tomczyk. Łydy miał umięśnione, a w kroku, z tego co pamiętałem, niezłą bestię. Sięgnąłem dłonią i trafiłem prosto na twardniejącego gnata.
– Dobra, a o co gramy? Przecież nie o zapałki – zauważył Mierzwa.
Przez chwilę się naradzali, a ja w tym czasie chwyciłem pałę Tomczyka i ostrożnie wsunąłem się między nogi byczka. Nie widziałem jego kutasa, ale doskonale czułem zapach, a po chwili słonawy smak. Ledwo zmieściłem całą żołądź. Zacząłem robić mu gałę, gwałtownie i intensywnie, żeby jęknął i wydał się przed kumplami. Tomczyk wiercił nogami, ale zachował spokój. Twardy zawodnik.
Tymczasem chłopcy nad stołem doszli do porozumienia. Szary podsumował ustalone zasady:
– Czyli jak się któryś wyda, że ma ssanego, to odpada i ostatni który zostanie ma prawo wybrać kto z nas czterech będzie się musiał przylizać z cwelem.
Śmiechy.
Traktowali całowanie ze mną jak obciachową karę, choć dla mnie będzie to zajebista nagroda, niezależnie od tego z kim. Tak łatwo przychodziło im poniżanie mnie. A ja tylko coraz ostrzej się napalałem. Dotarło do mnie wtedy, że to jedyny raz, kiedy mam kontrolę. Tylko od moich ust zależy kto wygra. Miałem wybór.
Przeniosłem się w lewo. Wzrok przyzwyczaił się już nieco do ciemności więc dobrze widziałem dumnie wyprężonego penisa między udami Mierzwy. Czekały na mnie też drobne gładziutkie jaja. Zabrałem się za ich wylizywanie, chłopaka przeszedł dreszcz, nogi się napięły, a kiedy wessałem jaja do mordy i pociągnąłem, jęknął. Nad stołem rozległy się śmiechy, bo Mierzwa przegrał.
– Jemu już nie ssij cwelu – poinstruował mnie Szary, a potem chłopcy wrócili do gry w pokera, jakby nigdy nic.
Przyszedł czas na Szarego. Nie mogłem dopuścić, żeby wygrał, bo wtedy na pewno nie miałbym szansy się z nim przylizać. Który z kolegów z największym prawdopodobieństwem wytypuje jego? Kto powinien wygrać?
Na szczęście, ssałem mojemu alfie już tyle razy, że wiedziałem co lubi. Wiedziałem że jak wezmę głęboko w gardło i podławię się wystarczająco długo, Szary nie wytrzyma. Kochał mnie dławić i teraz miało to się obrócić przeciwko niemu.
Objąłem go za łydki tak czule, jak tylko potrafiłem, nazbierałem ślinę i powoli pochłonąłem twardego, gorącego kutasa. Mógłbym przysiąc, że w kształcie i smaku jest dużo lepszy od tamtych. To był gnat tylko dla mnie, w końcu byłem osobistym lachociągiem Szarego. Starałem się o tym pamiętać, gdy nadszedł odruch wymiotny, gdy poleciały łzy, gdy kutas odciął tlen. Nadziałem się na niego, na brodę naciskały mi jaja, a ja walczyłem. Nagroda byłaby wykurwista. Przylizać się z Szarym? To mogła być jedyna taka szansa. Ta świadomość w jakiś dziwny sposób pomagała, jeszcze chciwiej docisnąłem się do krocza. Starałem się odlecieć wyobraźnią gdzieś indziej. Pomyślałem o kilkudniowym zaroście Szarego, który widziałem tylko raz i mi się spodobał. O małym znamieniu za jego lewym uchem. O bliźnie po oparzeniu na prawej kostce.
Wyczułem, że jego ciało nagle się spina. Kutas zapulsował i sperma poszła prosto w gardło, a Szary nie zdołał zachować pokerowej twarzy.
– Kuuuurwa – jęknął po drugiej stronie blatu, głosem pełnym ulgi i zadowolenia. Pozostali się roześmiali, ale Szary i tak był w niebie.
Teraz się zaczęło. Nawet nie przełknąłem dobrze, rzuciłem się na Tomczyka. Działałem odruchowo, liczyło się tylko to, że wokół mnie czekają młodego kutasy i pełne jaja. Byłem po to żeby ich zadowalać więc dokładnie to zrobiłem. Wylizałem Tomczykowi jaja i pałę jak automat. W głowie miałem tylko jedno – doprowadzić go do spustu. Zadowalać samców.
Tomczyk jęknął, nie dał rady i pozostali znowu wybuchli śmiechem.
– Hubi wygrał – oficjalnie zakomunikował Mierzwa.
Śmiali się, ale ja nie przestałem. Zacząłem walić Tomczykowi oblizując główkę, a on nie powalczył już długo. Bez ostrzeżenia zalał mi twarz, a końcówkę udało mi się połknąć. Sperma obficie pokryła cały mój ryj, czułem jak ścieka, gorąca i lepka.
– O kurwa, jebany umie robić loda – pochwalił Tomczyk, a ja błyskawicznie rzuciłem się na kutasa Mierzwy i zacząłem go opierdalać wciąż z ustami pełnymi spermy Tomczyka. Jęczałem i pracowałem mordą, brudząc mu spodenki ospermionym ryjem, a moja lewa ręka sama sięgnęła w stronę Niezgody. Zacząłem na zmianę ssać im i walić, miotać się niezdecydowany między dwoma kutasami, a oni już bez oporów ostro jęczeli. Najzabawniejsze, że doszli jednocześnie. Ładunek Mierzwy przyjąłem w usta i połknąłem, a w tym czasie z lewej strony doszedł Hubert, trafiając mi na twarz, kark i na koszulkę.
Kiedy już wygramoliłem się spod stołu, ledwo łapałem oddech. Twarz miałem w spermie, sperma płynęła mi do gardła i zdobiła podkoszulek. Pachniałem czterema kutasami i byłem z siebie bardzo, bardzo zadowolony. Oni za to patrzyli wyczekująco i wszyscy oprócz Szarego wstali, podekscytowani.
No tak. Teraz moja nagroda.
– O kurwa, ale pedał jebany – uradował się Tomczyk – Hubert jak mi go każesz całować to ci wjebię – ostrzegł.
Hubert się uśmiechnął i spojrzał na mnie z mieszanką podziwu i rozbawienia. Teraz wszystko zależało od niego.
Czekaliśmy na wyrok.
– No i kogo by tu wybrać – Niezgoda bawił się naszą niepewnością, a mnie było już wszystko jedno. Chciałem lizać się z nimi wszystkimi, aż staną im chuje, a potem zeżreć jeszcze więcej spermy. Odjebało mi, byłem w jakimś szale.
– Weno, kurwa, Hub,, bo na zawał zejdę – jęknął Mierzwa, krzywiąc się z obrzydzenia na samą myśl, że musiałby mnie dotknąć.
Hubert obdarzył wszystkich po kolei przelotnym spojrzeniem. Uśmiechnął się nieładnie. Już wybrał.
– Nooo!? – Tomczyk tez już nie dawał rady.
– Szary – padło najpiękniejsze słowo, jakie kiedykolwiek słyszałem. Tak! Kurwa, tak! Niezgoda wiedział! Zrobił mi ten prezent!
Szary siedział przy stole tak jak przedtem, ani drgnął. Podczas gdy jego kumple wcześniej wychodzili z siebie, a teraz ryknęli triumfalnym śmiechem, on tylko patrzył.
– No dawaj!
– O kurwa, ale ohyda!
– Śmiało, Szary!
Zacieszali się jak dzieci, pijani i podjarani do granic możliwości.
Szary milczał.
Spojrzał na mnie, napił się piwa i wstał.
Tamci ucichli.
Szary do mnie podszedł.
Czas zwolnił.
Jego spojrzenie świdrowało mnie na wylot. Był tak kurewsko przystojny, tak zajebisty. Nawet teraz nie stracił ani odrobinki z pewności siebie.
Położył mi rękę na karku, przycisnął usta do moich ust, języki poszły w ruch, poczułem smak piwa, fajek i jego śliny, zamknąłem oczy i odleciałem w kosmos. Całował absolutnie zajebiście, zdecydowanie, ale czule, samczo, jak ktoś, to wie czego chce. Gładziłem go po króciutkich włosach i rozkoszowałem się każdą jebaną milisekundą, modląc się żeby to nigdy nie ustało.
Ale musiało ustać. Wargi się rozłączyły.
Wróciłem do rzeczywistości. Pozostali trzej darli z nas łacha i ryczeli jak zwierzęta.
Miałem to w dupie.
Patrzyłem w oczy Szarego, a on patrzył w moje.

Wesołych Świąt, chłopcy.

10 thoughts on “Szkoła Życia cz. 3

  1. zawsze się jaram tymi opowiadaniami jak napalony szczyl, chociaż masz po prostu dobre “pióro” i zgrabnie piszesz. w tej części mi czegoś zabrakło, jakbym te wszystkie rzeczy już wcześniej przeczytał, brakuje tu jakiejś nowości i eksploracji nieznanego. tak czy siak, czekam na kolejną część 🙂

  2. już kiedyś pisałem, że masz talent i nadal podtrzymuje to zdanie. Tylko częściej bym prosił o teksty.

  3. Wspaniały prezent na święta!
    Opowiadanie zajebiste, z kut@$@ kapało!
    Czekam z niecierpliwością na kolejną część 🙂

  4. Dziękuję za kolejną część, jak zwykle super się czytało! Mega mi się spodobała ta akcja że spustem w buta! No i konkurs pod koniec też fajna sprawa 😉 mam nadzieję, że jeszcze ładnie użyją swojego “pana” nauczyciela xd

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *