Balkon – cz. 2

Obudziłem się z lekkim kacem. Normalne, w końcu niedziela.
Zegarek pokazywał 9:42, za oknem świeciło już słońce, a mnie suszyło. Kurwa, kolejny dzień upałów. Miałem już dość, ile można. Klimat umiarkowany? Akurat.
Wydoiłem dwie szklanki lemo z lodówki i wróciłem do łóżka. W ramionach czułem wczorajszy trening. Dzień zapowiadał się bardzo średnio.
Zerknąłem w telefon i oczywiście czekało na mnie kilka wiadomości.
Kundel. Od pamiętnej akcji na balkonie minęły trzy tygodnie, a on przez te trzy tygodnie nalegał na kolejne spotkanie. Chciał więcej, rzucał wolne terminy, kiedy mógłby znowu wpaść do mnie albo zaprosić mnie do siebie, wszystko jedno gdzie, miejsce się nie liczyło. Chciał służyć. Potrzebował tego, tak jak każdy pies potrzebuje pana. Rozumiałem tę potrzebę, ale czas był zawsze nie taki, za dużo zajęć ma człowiek w dorosłym życiu.
Do kilku wiadomości dołączył zdjęcie kutasa w porannej erekcji i pytał, czy mam wolną niedzielę.
Westchnąłem i spojrzałem w okno. Właściwie to miałem czas, ale czy chce mi się dźwigać z łóżka? Czy jestem na tyle napalony, żeby coś robić? Jasne, że tak.
Przez te tygodnie sporo ze sobą pisaliśmy. Opowiadał mi, co go jara, czego próbował, a czego nie. Odwzajemniłem się tym samym. Siłą rzeczy, każdego dnia byliśmy na siebie coraz mocniej napaleni. To musiało wybuchnąć, kwestia czasu.
Skoczyłem pod prysznic, upichciłem jajecznicę i spytałem, czy jest w domu sam. Był.
O 11:34 siedziałem już na rowerze. Kundel mieszkał blisko, ledwie kwadrans pedałowania.

***

Osiedle było rozległe, deweloperzy powtykali bryły bloków gdzie tylko mogli i otoczyli je ogrodzeniami. Nie bez trudu udało mi się odnaleźć właściwy adres, słońce już nieźle prażyło więc dobrze było uciekać z ulicy. Domofon. Odezwał się jego przymilny głos. „Drugie piętro po prawej”. Denerwował się, dało się to usłyszeć. Oczywiście nie chodziło o strach, tylko o oczekiwanie. Mnie też już trochę nosiło. Dobrze pamiętałem poprzedni raz.
Mieszkanie czekało w końcu ciasnego korytarza. Nie musiałem pukać, drzwi otworzyły się same, niby za sprawą magii, wkroczyłem do jasnego wnętrza.
– Cześć – powiedziałem do szeroko uśmiechniętego kundla. Miałem wrażenie, że od progu rzuci mi się do adoli, albo że otworzy mi nagi, ale nie. Jakoś trzymał fason, choć doskonale wiedziałem, co mu chodzi po głowie. Miałem tak samo. Właściwie mógłbym od samego startu go gnoić, ale byłem ciekaw mieszkania. Zażyczyłem sobie oprowadzania.
To dziwne uczucie, być u kogoś pierwszy raz. Zwłaszcza, że to mieszkanie było wspólne. Kundel żył tu od lat ze swoim facetem, wszystkie przedmioty kupili lub w inny sposób zdobyli razem, razem je ustawili na półkach i na nie patrzyli. Jadali razem przy dębowym stole w kuchni i wylegiwali się na narożniku pośrodku salonu, przed którym wisiał telewizor i podłączone playstation. A ja teraz wkroczyłem w ten obcy świat z buciorami, dosłownie, bo celowo ich nie zdjąłem. Kundel gapił się na nie, wiedząc że już niedługo dostanie je do zabawy, ale zamierzałem maksymalnie przedłużać to oczekiwanie. Niech się kurwa do nich ślini.
Na regale za kanapą, na kilku półkach, masa książek. Sporo tytułów znałem, wszystkie dobre. Właściwie mogłem z dużą dozą prawdopodobieństwa zgadnąć, które należą do niego, a którego do jego faceta. Ten jego facet był tu obecny, wszędzie, w każdym kącie, nawet jeśli wyjechał w delegację do innego miasta. Podobało mi się obwąchiwanie jego terenu. Nigdy się nie dowie. Nie będzie wiedział, że dotykałem jego rzeczy i że zrobiłem kurwę z jego przystojnego chłopca. Coraz bardziej podobała mi się ta niedziela. Dobrze, że dałem się namówić, ale ja już tak mam. Kutas zawsze wie lepiej i mówi mi, co robić.
Otworzyliśmy piwa, które przytargałem w plecaku. Może i było przed południem, ale skoro i tak nie zamierzałem być dziś grzeczny, to co za różnica, czy dodatkowo ulżę sobie zimnym porterem?
Kiedy już zobaczyłem parter, weszliśmy po drewnianych schodach na górę. Tu dopiero się działo. Centralne miejsce na poddaszu zajmowało przestronne, wygodne łóżko z narzutą w kolorze butelkowej zieleni. W rogu pokoju domowe biuro z komputerem i milion kartek samoprzylepnych na ścianie wokół monitora. Któryś z nich amatorsko bawił się w najnowszym photoshopie. I jeszcze więcej książek. Komiksy. Ściągnąłem jeden z półki, usiadłem na skraju łóżka i zacząłem kartkować.
Mój gospodarz puścił jakąś subtelną ambientową nutę i usiadł przy biurku, żeby kręcić blanta. Twierdził, że zjarany robi się bardziej uległy. Jak dla mnie, to na trzeźwo też niespecjalnie stawiał jakikolwiek opór, ale czemu nie. Palić poszliśmy na antresoli, która była pewnie większa niż pół mojego mieszkania. Roztaczał się stąd widok na całe osiedle i horyzont ponad czubkami drzew pobliskich parków. W donicach zagracających cała antresolę rosły wszelakie chwasty. Zapaliłem szluga, kundel zajął się blantem i oprowadzał mnie, zatrzymywaliśmy się przy każdej roślinie, podawał nazwę i opowiadał co w danym badylu jest fajnego, a którego nie lubi, ale lubi ją jego facet.
Ja z kolei spoglądałem na niego, zaabsorbowanego, i dziwiłem się, bo zapomniałem już jaki z niego przystojniaczek. Miał na sobie sterane ortalionowe szorty i czerwony podkoszulek doskonale podkreślający szczupłość jego ciała. Pod pachami małe plamki potu. Gorący dzień. W sobie też obaj czuliśmy już niezły żar. W końcu dałem się tu ściągnąć, wiadomo, że decyzje podjął mój kutas, a nie mózg.
Wróciliśmy do sypialni na poddaszu. Zacząłem dalej kartkować komiks, a on usiadł obok mnie i było widać, że zrobił się miękki, wolniejszy, bardziej odprężony. Blancik mu wszedł.
– Zapomniałeś się przywitać z adolami – zwróciłem mu uwagę, patrząc w oczy – To bardzo niekulturalnie.
Nie potrzebował dalszej zachęty. Zgramolił się z łóżka, klęknął przede mną i zniżył się do samej podłogi, żeby pocałować oba najacze.
– Dobry pies. Masuj.
Klęknął sobie wygodniej, ostrożnie ujął moją stopę i zaczął łasić się do adola, na razie tylko dłońmi. Ugniatał je, mięśnie przedramion ładnie pracowały, zmęczona stopa była zadowolona z tej porcji czułości.
Patrzył mi w oczy. Intensywnie, czekając na więcej. No dobra, w sumie szkoda czasu na ceregiele.
– Liż.
Rzucił się jak pies spuszczony ze smyczy. Jego język natychmiast zaczął szorować najacza z każdej strony, przyssał się do niego, przymknął oczy i sapał, znowu, tak jak ostatnim razem.
– Zajebiście, kundlu. Podobają ci się takie adole? Tęskniłeś za nimi?
Kiwał głową, niezdolny mówić, zbyt zaabsorbowany zlizywaniem brudu z moich sneakersów. Przyciskał do nich ryj i chłonął ile mógł. Widać było, że jebany się stęsknił. Jak sam przyznał, przez te trzy tygodnie nie raz walił pamięciówę, wspominając ich zapach i smak.
– Ty kurwo – mówiłem, bo wiedziałem, że jego też to w chuj nakręca – Od tego jesteś, od polerki adoli.
– Tak jest, dziękuję – wymruczał zadowolony, gdy jakimś cudem w końcu się oderwał od wylizywania. Naprawdę kochał taką gadkę, żył dla takich chwil, a miał ich bardzo niewiele. Miał tylko mnie i tylko mi służył. Kurwa, jak ja lubię mieć do dyspozycji takiego pedała gotowego na wszystko, byle zaspokoić alfę.
– Dobry, kurwa, pies – bardziej pomyślałem na głos, niż zwróciłem się do niego – Sztachnij się.
Na stoliku nocnym przy łóżku czekał już wcześniej przygotowany poppers i dwa metalowe zaciski na suty, bo kundel nade wszystko kochał mieć je męczone. Bardziej od tego lubił może tylko wsadzać nosa w wilgotnego, gorącego adola. A najlepiej obie te rzeczy na raz.
Niuchnął sobie porządnie i podał mi buteleczkę. Znałem tę markę, nieźle trzepie, ale krótko trzyma. I zajebiście. To właśnie cenię w popku – dostaję pojebany strzał podniecenia, ale po minucie odzyskuję kontrolę i wszystko jest jak wcześniej. Aż do kolejnego niucha.
We łbie poczułem ciśnienie, krew szumiała w uszach, zajebiście, wchodzi, mmmm.
– Liż kurwo – podsunąłem mu nogę pod ryj i zabrał się za robotę. Wystawił język i zaczął konkretną polerkę.
– Mocno, wypierz tego adola w mordzie, psie.
Pomogłem, dociskając jego głowę do mojego adola za pomocą drugiej stopy. Wgniotłem go w najacza, czułem że jest cały mokry od tego głodnego ryja.
– Czekałeś na to, co? Czyść kurwa, dokładnie. Mocniej!
Robił co mógł, wpadł w szał, pojękiwał i wpierdalał tego najacza jak najlepszy łakoć. Czułem to wszystko na stopie w środku, było zajebiście. Nie ma lepszej rzeczy na kaca, niż taka ostra akcja na popersie i z typem o zerowym oporze.
– Jesteś zerem.
– Jestem zerem – potwierdził żarliwie, gdy już złapał oddech i trochę doszedł do siebie. I uśmiechnął się, na znak, że jest mu dobrze. Baaardzo dobrze.
Kazałem mu zdjąć koszulkę i walnąć się na wyrko. Oparł się wygodnie o ścianę, prezentując szczupłe, lekko umięśnione ciało. Wyglądał zajebiście. Miałem ochotę go lizać, ale umowa była na sneakową akcję i tylko to. Nie będę mu kurwa rozdawał gratisów. Zresztą adole w zupełności mu wystarczą.
– Załóż te wynalazki – wskazałem na leżące na szafeczce nocnej pomyślne gadżety do męczenia sutków. Takie dwa małe imadełka, które można do woli dokręcać i wiszą na sutku. Może to boleć tylko trochę, a może bardzo.
– Mocniej – rzuciłem swoje ulubione słowo w tego typu sytuacjach.
Dokręcił jeszcze troszkę, szeroko otworzył usta i zmarszczył brwi, gapiąc się gdzieś w przestrzeń za mną. Bolało, odlatywał. Zajebiście.
– Masuj sobie gnata – pozwoliłem i sam też nieźle się łapałem za kutasa przez spodenki.
Siedzieliśmy tak naprzeciwko siebie, gapiąc się sobie w oczy i macając po pałach przez dłuższą chwilę. Chciałem się w spokoju napatrzeć, może też sobie potem zwalę do migawki z tej chwili.
– Dobra, zobaczmy co masz ciekawego na tej konsoli.
Zeszliśmy na dół i rozwaliłem się z browarem na zaskakująco wygodnym narożniku, oparłem na nim też stopy. Kundlowi od razu kazałem zając pozycję przy nich. Niech klęczy i się ślini. Jeszcze nie dostał swojej nagrody, jeszcze nie wsadził nosa do wilgotnego adola. Po to tu przyjechałem. Podstępnie mnie tu ściągnął, kusząc swoim suczym pragnieniem.
– Jebany pies – skarciłem go za to i dalej przeglądałem gierki na konsoli. Wybrałem arkanoid w jakiejś oryginalnej pastelowo-kosmicznej odsłonie. Gra stara jak świat, ale fajna. Szło mi tak sobie, ale jak tylko poleciłem kundlowi lizać najacze, poczułem się dużo lepiej. Pozwoliłem mu po prostu się pobawić, nachłonąć na spokojnie smaku i zapachu, wciskać nos między język buta i soxa. Wreszcie poczuł pierwszy zapach potu i jebiącego środka buta.
– Rozwiąż.
Złapał za sznurówki i rozwiązał powoli, jakby otwierał prezent pod choinkę. W pewnym sensie dokładnie tak było, w środku była najlepsza zabawka na świecie. Moje stopy i zapach.
– Chcesz poniuchać?
– Bardzo – powiedział pijany z podniecenia.
– Zdejmij te spodenki.
Zsunął je od razu. Klęczał przede mną nagi, z tym swoim zajebistym ciałem, przystojną mordką i skrajnym napaleniem w oczach. Z pały ciągnęła się w dół gruba nitka śluzu. Sapał, czekał.
– Napluj na czubek adola.
Gęsta porcja śliny wylądowała gdzie trzeba.
– Teraz rozsmaruj tę melę kutasem.
Musiał wstać i śmiesznie przyklęknąć. Było mu niewygodnie, ale jego pała jeździła po mokrym i śliskim bucie, a widok był zajebisty.
– Teraz to zliż. Przynajmniej poczujesz smak jakiegoś kutasa.
Dostałem, czego chcę więc rozważyłem danie mu czegoś w zamian. W końcu się starał.
– Chcesz? – zdjąłem najacza i pomachałem mu przed nosem.
– Tak, proszę.
Rzuciłem butem daleko, pod same schody.
– Aport.
Dostrzegłem moment zawahania. Robił to pierwszy raz w życiu i coś w nim się zbuntowało, jakiś głos powiedział mu, że ludzie nie zapierdalają nago na czworaka żeby przynosić buty w mordzie. Ale ten głosik był bez szans. Typ podreptał grzecznie i wrócił z butem do narożnika, położył go przy mojej ręce, patrząc mi w oczy. Miałem już nieźle mokro w bokserkach i ledwie parę ruchów starczyłoby, żebym doszedł na ten widok. Zajebiście patrzyło się na to ciało i tę obsesyjną wolę służenia.
– Niuchnij popka.
Z ogromną chęcią, jak zawsze, złapał za buteleczkę i porządnie sobie wciągnął. Poszedłem w jego ślady. Trzymałem w ręku najacza, a on wbił w niego wzrok, dokładnie tak, jak pies patrzy na piłkę, którą mu zaraz rzucisz. Napięcie było niemożliwe, nieznośne, nie mógł dłużej czekać. Poppers wszedł i spotkał się z wypalonym blantem, jaja miał pełne, kutasa na baczności. Był cały mój, gotów na wszystko. Jak zajebiście, jak ja kurwa kocham takie akcje.
– Niuchaj – nakazałem, ale nie zdążyłem dokończyć, on już miał cały nos w środku. Chciwie wdychał, rozkoszował się jebiącym adolem, zacisnął oczy i mruczał. Dyszał, żeby wnętrze sneakersa było cieplejsze i bardziej jebało. Artysta przy pracy.
– Masz swoją nagrodę, kundlu. Tego kurwa chciałeś, nie? Mocniej się sztachaj.
Głębokie wdechy, ekstaza, absolutny odlot, najwyższa możliwa wkrętka.
– Myślałeś dzisiaj jak wstałeś, że dostaniesz pod ryj taki rarytas? Nie? No właśnie, też tak sądzę. Ale skoro już się tu fatygowałem, to teraz będziesz grzeczny. Ty śmieciu.
Niuchał i niuchał, nie było dla niego nic innego, a ja znalazłem sobie jeszcze inną zabawę. Drugą stopą zacząłem trącać mu stojącego, mokrego od śluzu kutasa i jaja. Gniotłem je, patrzyłem jak się krzywi, ale nie odrywa ryja od najka.
– Dobry pies – pochwaliłem i zabrałem mu zabawkę.
Przez chwile był oszołomiony, wyglądał, jakby sam nie wierzył co tu się odpierdala. Powietrze waliło adidasami, poppersem, potem i zapachem kutasów, bo swojego też już wyjąłem i waliłem.
Zajebista akcja, lepsza niż na pornolach czy tam tych półamatorskich filmach na onlyfans. Lepiej kręcić własne pornole, lepiej samemu się bawić, niż wzdychać do wyczynów innych. Prosta zasada: bez zbędnego randkowania i pierdolenia, że nie zależy nam na seksie. Oj, zależy. Zajebiście, kurwa, zależy. Nie tak dawno rozbawiło mnie zdjęcie na insta. Ktoś napisał na murze „życie jest krótkie, a jebać się chce”. Zaśmiałem się na to wspomnienie.
– Jest okej? – spytałem łagodnie, bo gość przez chwilę wyglądał jakby za mocno odleciał.
– Jest bardzo okej – uśmiechnął się jak diabeł. Zapomniałem już, że ma dołeczki. Kurwa, jak on mi się podobał. Jaki był zajebisty i posłuszny. Wygląd wglądem, ale taki poziom oddania kontroli to zajebista sprawa. Skąd ja mam w życiu tyle szczęścia? Jak ja trafiam na tych wszystkich uległych skurwieli?
Spojrzałem na zegarek i okazało się, że jakimś cudem minęły już dwie godziny od mojego przyjścia. Nie może być. Kiedy? Jak?
– Chodź zajarać.
Poszliśmy, choć on dreptał za mną na czworaka i na czworaka musiał wspiąć się po schodach. Pewnie nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie odpierdalał coś takiego, ale przy mnie pies ma się słuchać.
Wyszliśmy na antresolę. Słońce nieźle paliło, ale potrzebowałem szluga i chwili odpoczynku. Gnojenie typów to ciężka praca. Kto nie próbował, ten nie ma pojęcia, jak to męczy.
Nikotyna połechtała w płuca, on też zapalił swoje elektroniczne świństwo i milczeliśmy. Klęczał przy mnie, nagi, puszczał dymka i patrzył się. Nie trzeba było mówić, wszystko było jasne. Za chwilę wrócimy do środka i pocisnę go mocniej. Sam jeszcze nie wiem co dokładnie zrobię, to będzie niespodzianka dla nas obu.
– Noga – wstałem i wróciliśmy na górę, on, oczywiście, na czworaka.
Nie musiałem go dotykać. Instruowałem tylko co ma robić i oglądałem sobie zakamarki jego ciała. Nadszedł czas, żeby wyeksponował dupę więc kazałem mu usiąść i podkurczyć nogi. Sam usiadłem tak, że miałem przed sobą doskonały widok na niego całego, w tym na wygoloną dziurę. Wyglądała na ciasną, ale dziś nie będę tego sprawdzał.
– Pośliń sobie tę pizdę. Zobaczymy czy ci się to podoba.
Wypluł gęstą ślinę na palce i zabrał się za masowanie dziury. Zaczęło się jęczenie, marszczenie brwi, ta mina jakby jednocześnie przepraszał i dziękował, patrząc mi w oczy.
– Dobrze ci, pedale?
– Taaaak – wyszeptał.
– Chcesz więcej?
– Tak, proszę.
– Sztachnij się.
Obaj wciągnęliśmy popka i po kilku sekundach weszło. Ogień w żyłach, tysiąc pornoli na raz w głowie, chuć, bluzgi, jebanie, kutasy, pizdy, jaja, plucie, cwel, kurwa. O ja pierdolę, jak ja to kocham.
– Kurwa – syczę zaskoczony jak ładnie weszło – Ale cię teraz dojadę. Chcesz?
Kundel patrzy mi w oczy, masuje palcem wilgotną pizdę i kiwa głową.
– Zrobię z ciebie kurwę – zapewniam i uderzam go adolem w jaja. Potem drugi i trzeci raz, a on cały podskakuje, ale nie chowa się, nie zasłania.
– Rób tak – prosi tylko. Jebany, potrafi mnie chwilami zaskoczyć.
– Boli, kurwo? Chcesz mocniej?
Kiwa głową.
– Zniszczę cię.
Napierdalam go po jajach, gość już ledwo daje radę, pęka, ale poppers każe mu się kurwić, nakazuje pełną uległość. Przyciskam adola, gniotę mu wora i wyzywam, chcę mu splunąć na ryj, ale nie dam mu dziś takiego rarytasu.
– Chcesz dojść, cwelu?
– Ważne czego ty chcesz – odpowiada jak z automatu.
– Dobra odpowiedź. Dawaj, jeszcze raz sztachniemy.
Poprzedni strzał jeszcze do końca nie zszedł, a my pakujemy w nosy następny. Siadam obok niego, twarz przy twarzy, czujemy swoje oddechy, gapimy się sobie w oczy, gość wali kutas ile sił, a ja pociągam za zabawki na jego sutach, patrzę jak się wije z bólu, ale jebany i tak prosi o więcej. Wiem, że tego chce. Chce przesuwać granice, jak każdy.
– Jesteś śmieciem – mówię – Jeszcze bardziej, niż poprzednio.
Kiwa głową, otwiera szerzej usta, bo coraz ostrzej torturuję mu suty, ciągnę i szczypię paznokciami, przez cały czas jest totalnie na granicy wytrzymałości, ale ciało spina mu się coraz bardziej, bo już niedługo będzie orgazm.
– Trzep kutasa, spuszczaj się dla mnie, psie, a potem to zliżesz. Od dziś zawsze jak polecisz to będziesz wpierdalał swoją spermę, jasne?
– Tak – syczy i wiem, że się posłucha, że to nie tylko taka gadka. W oczach ma ekstazę, łapa jeździ po gnacie góra dół góra dół, klata, ramiona i brzuch są napięte i spinają się coraz bardziej, usta się rozchylają, nieuchronnie zbliża się ten złoty moment.
– Następnym razem zrobię z ciebie jeszcze większą kurwę – obiecuję – Następnym razem oddasz mi też swoją pizdę i ryj, zerżnę cię i użyję. Jesteś moją własnością, tak?
– Tak jest – mówi niewyraźnie, skrajnie podniecony tym moim gadaniem i nagle nim wstrząsa. Patrzę w dół, nie bez zdumienia, na kolejne strzały spermy. Lecą i lecą bez końca, zalewają umięśniony brzuch, klej jest gęsty i biały, jest go dużo, bardzo dużo, a leci jeszcze więcej. Orgazm nie chce się skończyć, wygląda to jakby gościa złapał skurcz całego ciała. Zajebiście. Zjawiskowo.
– Nieźle – chwalę go za ten piękny spust, a on mi dziękuje i szybko zaczyna nabierać spermę na łapę i zlizuje ją z palców. No tak, przecież dostał wyraźny rozkaz. Lubię, jak kolesie są posłuszni także po spuście. To dopiero pokazuje prawdziwe oddanie.
– Dobra, chodź jeszcze na szluga na taras, a potem spadam.

Podobało się? Zostaw komentarz, zmotywujesz mnie do pisania.

5 thoughts on “Balkon – cz. 2

  1. Świetnie opisane przesuwanie granic. W tym opowiadaniu, jak i w “Historiach z mm” napięcie rośnie powoli. Podoba mi się taki rozwój akcji, bo można się powoli, stopniowo zanurzyć w fabule. Świadomość się rozmywa i dla uległej suki słyszalne są jedynie słowa Pana, które na długo pozostają wyryte w podświadomości.

  2. Wow, jak dla mnie bomba ? Szczególnie fajnie pokazana relacja pomiędzy tą dwójką, a także to, jak dalej są przełamywane granice u kundla (zlizywanie spermy i obietnica przyszłej zabawy… Brzmi dobrze ?). Czekam szczególnie na dalsze losy i jak bardzo jeszcze zostanie przesunięta granica

  3. Super, jak zawsze! Pięknie kundel wyczekuje na Pana rozkazy i ochoczo je wykonuje. Aport bardzo na plus i miło, że pokazałeś to chwilowe zawahanie pieska… Akcja na balkonie. Cudo ^^
    Ciekaw jestem, czy chłopak kundla będzie jakoś zaangażowany, choćby nieświadomie. Może jakaś ich wspólna (trójki całej) wycieczka? albo kawiarnia, klub, basen itp. Takie coś, gdzie Master może dyskretnie szmacić psa przy jego facecie 😉 Pomyśl proszę o tym.
    Woof!

  4. Kundel nie potrzebuje powietrza do oddychania. jak ja kurwa lubie czuc jebiacy row Pana, wygodnie siedziacego na moim ryju. Cala uwaga dla Pana, szacunek dla jego rowa, oddychanie Panskim smrodem… Nie ma lepszego feromonu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *