Historie z małego miasta – cz. 3


Nie oszukujmy się, święto zmarłych jest chujowe.
Tuptanie wśród kanciastych betonowych bloków, dziwny, nieprzyjemny zapach zniczy i paskudne sztuczne kwiatki. Stosy śmieci, błoto i ścisk. Pierwszy listopada jest dokładnie tak samo magiczny jak boże narodzenie. Czyli wcale. Może w zaawansowanej starości zacznie mi się podobać, kiedy już będzie mi bliżej do piachu, niż do życia.
Takie to myśli biegną mi w głowie, gdy mknę przez kraj w nowiutkim wagonie intercity. Przede mną, zwrócony do mnie twarzą, jedzie najpiękniejszy twink tego sezonu. Wygląda tak, że wykupiłbym jego konto na OF. Przez pierwszy kwadrans podróży śliniłem się tak mocno, że zaczął też na mnie spoglądać. Pewnie pomyślał, że skądś się znamy, czy coś takiego. Kiedy na całe pół sekundy padło na mnie spojrzenie ciemnych jak węgiel oczu, byłem bliski spustu. Czułem się jak ta sarna gapiąca się w reflektory nadjeżdżającego pojazdu.
Teraz się trochę uspokoiłem i gapię się tylko, jak on nie patrzy. Taka dziecinada, ale nie mogę nie napawać wzroku mają przed sobą taki okaz. Nosi czarny dres z paskami i logo adidasa, równie czarną koszulkę uwydatniającą bicepsy i ma krótko ścięte czarne włosy, gęste jak cholera. W uszach słuchawki bezprzewodowe. Zabiłbym, żeby wiedzieć czego tak słucha. Nie muszę dodawać, że jest zabójczo przystojny. Jednocześnie łagodne i kanciaste rysy twarzy, spokojne, leniwe ruchy kogoś, kto przywykł do podnoszenia ciężarów na siłowni, absolutny brak emocji na twarzy. I te oczy. Przez chwilę rozważałem zwalenie sobie i patrzenie w te oczy. Koleś zawoła konduktora, ale konduktor, zamiast kazać mi wypierdalać z pociągu, rozkaże mi zadowalać także tego typka. Będzie patrzył jak walę nam obu i sam wsunie łapę w gacie. Czarnooki chłopak przymknie powieki, rozchyli usta i delikatnie wysunie język jakby chciał posmakować zbliżającego się orgazmu, ja przyspieszę ruchy ręką, zacisnę zęby i będę patrzył. A więc tak wyglądają dochodzące anioły.
No ale życie to nie pornol.
Dlatego po prostu czasem na niego zerkam, bardziej odruchowo niż świadomie. Zastanawiam się, czy jest Ukraińcem, czy Polakiem. To moja nowa gra. Ciemne oczy i jakiś nieuchwytny wschodni akcent w jego twarzy mówią, że nie jest stąd. Pociąg jedzie do Białegostoku. Może jest stamtąd? Może nienawidzi pedałów, a może sam musi ukrywać się przed takimi, co nienawidzą? Może ma dziewczynę i jest miłym typem i nie wie nic o nienawiści ani seksie z kolesiami?
A miałem być grzeczny.
Tym razem jadę do swojej rodzinnej dziury z mocnym postanowieniem – nie będę się upijał ani szukał przygód. Szkoda na to czasu i nerwów. Poza tym to tylko dwa deszczowe i ponure wieczory, a potem spadam z powrotem do Wrocławia.
Patrzę na ten jego dres. Nie da się powiedzieć, co się kryje pod nim. Nie wiadomo, czy to akurat fałda materiału, czy też Czarnooki ma olbrzymiego penisa. Pewnie fałda.
Jasne, fajnie mieć przygody z kolesiami, ale moja rodzinna dziura jest za mała i za nudna, żeby to się udawało częściej niż raz na rok. Ostatnim razem miałem głupi fart. A po całej akcji mój blondyn z monopolowego powiedział, że ma dziewczynę i że to był jednorazowy strzał. Nie będę go więc nachodził, nie jestem zjebany.
Albo i jestem, bo Czarnooki wstaje, sięga plecak z półki nad siedzeniami i koszulka podjeżdża w górę, odsłaniając płaski brzuch i kępkę ciemnych włosów prowadzących pod dres. Nawet jego pępek wydaje się ładniejszy niż powinien. Mam ochotę polizać to ciało, hamuję się, napinam siłę woli.
Plecak musi być ciężki, bo jego bicepsy ledwo go utrzymują. Potrąca mnie nogą.
– Sorry – mówi takim głosem, że zaraz pójdę do toalety i zwalę.
– Jesteś z Białego? – zagaduję jak ostatni debil, chociaż wcale nie planowałem.
– Z Ukrainy – mówi z silnym akcentem, nie jestem pewien, po polsku, czy po ichniemu. Mówi to z dumą, gotów wpierdolić każdemu pasażerowi tego wehikułu, który ma jakiś problem z jego krajem.
Ja mam zupełnie inny problem. Ma szesnaście centymetrów i trochę go już widać pod moimi jeansami. Ten gość emanuje testosteronem, ale jest w nim też coś miękkiego, łagodnego. Z tyłu głowy aż mi huczy od obliczeń, czy może być przynajmniej bi. Raczej nie, ale przecież nigdy nie wiadomo. Odpalam grindra i patrzę, czy przypadkiem nie zobaczę jego zdjęcia z podpisem „1 m”.
W idealnym świecie widzę tam jego twarz albo chociaż klatę. On prędzej czy później też zerka w aplikację i widzi moje zdjęcie. Podnosi wzrok i upewnia się. Teraz jeden z nas musi uczynić jakiś pierwszy krok. Jak zwykle, jestem to ja.
– Nie wyglądasz na dwadzieścia pięć lat – mówię niewinnie, a między słowami idzie komunikat: też siedzę na grindrze i podoba mi się ta twoja klata ze zdjęcia.
On się uśmiecha, lea po chwili wstaje i myślę, że zjebałem, że teraz ucieknie bo jednak jestem creepem. Ale on nie zabiera ze sobą plecaka, tylko puszcza do mnie oko i ledwie widocznym skinieniem głową pokazuje, że mam iść za nim. Odczekuję chwilę jak na filmie szpiegowskim, a potem zrywam się z fotela i rozpaczliwie próbuję zakryć koszulką pełny wzwód.
Czarnooki przechodzi przez kolejne wagony, drzwi syczą i zamykają się za jego pięknymi plecami, a ja staram się go nie dogonić, ale jednocześnie dobrze widzieć jędrny tyłek pod dresem. Wygląda jakby nie miał na sobie bielizny.
Rozglądam się na lewo i prawo, współpasażerowie gapią się, jakby wiedzieli, gdzie i po co idę.
Czarnooki nagle znika w ścianie. Tak naprawdę to wszedł do toalety w następnym wagonie. Drzwi syczą za mną z zazdrością, a ja staję pod naklejką „WC” i rozglądam się. Świat jednak nie wie.  Pociąg toczy się bez zmian, nikt nie patrzy. Spoglądam na drzwi. Wyciągam rękę i dotykam ich bardzo ostrożnie, jakby mogły oparzyć. Naciskam, ustępują.
Czarnooki zdaje się wypełniać całą ciasną przestrzeń, wielka ciemna masa w jasnym pokoiku. Zamykam i blokuję drzwi, a on się na mnie rzuca. Przyszpila mnie do ściany, rękę kładzie mi na szyi i zaczynamy się lizać. Ślina jest wszędzie, jej nitki zwisają nam między ustami, gdy w końcu się od siebie odrywamy, on łapie mnie za spodnie i sprawdza, czy mi stoi. O tak, o to nie musi się martwić. Też kładę dłoń na jego dresie. Jest śliski i chłodny, ale pod nim czai się gorący i twardy kutas. Perfumy Czarnego są mocne. Korzenne, piżmowe, chuj wie.
Wiem co znaczy ręka na ramieniu i klękam, choć to niełatwe w tej ciasnocie. Kładzie obie dłonie na mojej głowie i mocno dociska sobie do krocza. Mam niuchać te boskie dresiki. Pachną trochę samczo, a twardy kształt pod dwoma warstwami tkaniny obiecująco naciska na policzki.
Czarny nieco opuszcza spodnie i znowu mnie dociska, teraz już do gorących bokserek. Zamykam oczy, otwieram usta i trącam językiem twardą pałę, sztacham się zapachem potu i samca. Tylko przez moment bo koleś zaraz wyciąga kutasa, wymierza go we mnie jak broń i od razu biorę w usta ile zmieszczę. Trzyma mnie za głowę i nawiguje biodrami, żeby wjechać głębiej. Zbieram ślinę i czekam całkowicie biernie, a kutas wjeżdża głębiej i robi się coraz twardszy. W końcu wsuwa się w całości, ciało Czarnego się napina, syczy coś pod nosem w swoim języku i jest mu dobrze. Nie rucha mnie w gardło, po prostu tam tkwi, a podskakiwanie wagonu po torach przyjemnie stymuluje nas obu w strategicznych miejscach. Jestem zapchany jego pałą, nie oddycham, a on nadal na coś czeka. Po prostu mu tam przyjemnie. Chce sobie potrzymać we mnie kutasa.
Nagle zaczyna gwałtowne ruchy, nos rozpłaszcza mi się o jego opalony brzuch, zadziwiająco twardy, a gardło boli od pchania. Mija ledwie chwila, a on mnie puszcza. Cofam głowę żeby złapać powietrze i bez żadnego ostrzeżenia leci na mnie sperma. Zalewa mi twarz i wali sobie, wyciska do ostatniej kropli.
Ale nie żyjemy w idealnym świecie i to się nie wydarza. Siedzimy w swoich fotelach i tylko czasem ukradkiem na siebie spojrzymy.

***

W tym mieście nie da się nie pić. Ledwo przekroczę próg mieszkania, ojciec wyciąga nalewkę, bo zrobił nową i chce się pochwalić. Gdy wieczorem odwiedzam dziadków – na stół trafia czysta, żeby lepiej się trawiło kolację. Gdy wychodzę, mam już mocno w czubie, a idę prosto do mojego najlepszego kumpla w tej dziurze, gdzie czeka bimber i niezliczone browary. Taki schemat powtarza się codziennie, a potem wracam do swojego prawdziwego życia we Wrocławiu. Za wciśnięcie między kaca i kolejne sesje picia czegokolwiek więcej niż obiad i spanie powinienem dostać medal.
Tym razem jakoś udało mi się odwlec nieuniknione. Tylko zajrzałem do rodziców, rzuciłem plecak i zaraz ruszyłem na cmentarz, po drodze umawiając się z kumplem.
– Bunkry tu znaleźli – mówi.
– Co? – nie do końca wiem, o czym gadamy, bo myślami jestem daleko, gdzieś w krainie młodych facetów, ich klat i kutasów. Nosi mnie, jaja są pełne, nawet na trzeźwo nie potrafię przestać się napalać.
– Bunkry. Hitlerowcy zbudowali. Podobno ciągną się pod cmentarzem.
Uśmiecham się na tę myśl.
– Czyli tutaj po śmierci ludzie nie idą do nieba, tylko do bunkra?
Kiwa głową i wyciąga spod kurtki piersiówkę. No tak. Podaje mi, wącham. Whisky.
Pociągam łyk, od razu robi mi się lepiej.
Jest już szaro, poruszamy się powoli w tłumie, idziemy na cmentarz położony na obrzeżach miasta, chodniki są pełne ludzi, część idzie z nami, część już wraca. Oczy same łowią w tłumie przystojnych kolesi. Jestem pobudzony, jakbym spodziewał się znaleźć w tym tłumie kogoś znajomego, a przecież nie znajdę.
– Hula się o ciebie pytał – wypala nagle mój kumpel.
– Co? – chcę żeby powtórzył, bo na sto procent się przesłyszałem.
– Spotkałem go i się pytał co to za mały pedał co za mną łazi po mieście.
– Zabawne – odszczekuję się.
Czy Hula naprawdę nazwał mnie małym pedałem, czy mój kumpel po prostu ma ze mnie bekę?
Dla niego to może nieistotne, ale dla mnie… O kurwa. Hula pytający o mnie? Sam fakt, że w ogóle wie o moim istnieniu to nagroda. Dostaję erekcji.
– Nie no, pytał, bo podobno cię skądś kojarzy, ale nie wiedział skąd.
– Ja wiem skąd. Holowałem go kiedyś do domu jak się najebał.
– To był on?
– On.
– I co, ruchaliście się w jakiejś bramie?
Nie odpowiadam. Wyrywam mu piersiówkę i biorę porządny łyk. Fajnie pali w bebechy.
Raczej się nie ruchaliśmy, a nawet jeśli, to urwany film pozwala mi jedynie zgadywać, co się stało. Wiem tylko, że wróciłem do domu bez portfela.

***

Dzwonię domofonem, ale nikt nie otwiera. Kumpla nie ma w domu, a skoro w piątkowy wieczór nie ma go tu, to może być tylko w jednym miejscu. Zapalam papieroska na drogę i ruszam do garażu wciśniętego między dwa sąsiednie bloki. To ten sam garaż, w którym nie tak dawno byłem ruchany przez młodego sklepikarza. Ten sam garaż, w którym upiłem się z kumplem już milion razy i dzisiaj zrobię to po raz kolejny. Zresztą już jestem dziabnięty po wizycie u dziadków. Lubią polewać mi czystą, bo rozwiązuje mi się język i sprzedaję im więcej faktów ze swojego życia. Akceptuję ten układ, bo właściwie obie strony są zadowolone.
Wieczór jest w miarę ciepły, wystarczy bluza z kapturem, nie pada. Ulice już puste, jak to w małym mieście. Gdzieniegdzie tylko ktoś krzyczy na nieposłusznego psa albo pakuje graty do auta.
I pod garażem też stoi auto, ale nie należy do mojego kumpla. To dziwne, bo on nigdy nie pozwala tu parkować, nawet sąsiadom, nawet rodzinie. Oglądam je sobie, wygląda dość sportowo, drapieżnie, choć jest niemiłosiernie ujebane błotem i stare. Kojarzy się z małomiasteczkowymi dresami którzy mają odrobinę więcej hajsu i nie muszą jeździć golfem. Dopiero logo mówi mi więcej – BMW. Zaglądam do środka i widzę sporo śmieci walających się na siedzeniach. Są puszki po piwie i energolach, pudełka po fajkach i zrolowany banknot. No, no.
Przerywam, bo słyszę głosy za uchylonymi drzwiami garażu.
W środku jest mój kumpel i Hula. O kurwa, tego się nie spodziewałem.
Nie zdążyłem się jeszcze dobrze przyjrzeć, ale od razu wiem, że coś jest nie tak. Znam swojego kumpla od gimnazjum, wiem kiedy jest wkurwiony, kiedy coś go gryzie, kiedy coś mu się nie podoba. I teraz zdecydowanie nie podoba mu się, że jest tu Hula. W ręku trzyma puszkę z piwem i gada, ale minę ma nietęgą. Gada z Hulą w taki sposób, w jaki gada się ze znajomym spotkanym na ulicy, kiedy wcale nie miało się ochoty na niego wpaść.
Hula ogląda półki, patrzy na cały ten złom uzbierany przez lata w garażu i chyba bardzo go to fascynuje, bo nawet nie zauważa, że przyszedłem.
– Siema – witam się z kumplem i wtedy wzrok Huli pada na mnie.
– O, ty – mówi bez cienia uśmiechu – Co jest?
Nie wiem jak na to odpowiedzieć. Bawią mnie tego typu pytania więc się głupio śmieję, a on traci mną zainteresowanie i wraca do rozmowy z moim kumplem.
– Kurwa, Ryżego spotkałem, znowu zapierdala w tartaku – mówi o jakimś nieznanym mi typie. Głos pasuje do wyglądu. Brzmi jak cwaniaczek, brzmi męsko.
– U Makucha? – docieka mój kumpel.
– Ta, u grubej pały Makucha.
I tak gadają, a ja biorę sobie piwo z małej lodówki i obserwuję.
Wnętrze garażu zalewa ostre światło jarzeniówki, w końcu mogę się do woli napatrzeć na Hulę. Mogę poznać rysy jego twarzy, patrzeć jak się rusza, słuchać jak mówi. Jest ode mnie nieco wyższy i chyba trochę młodszy. Włosy ogolone na zero, czarną czapkę wpierdolkę nosi daszkiem do tyłu. Jest chudy i ma lekki zarost, jakby niedokładnie się ogolił. Kiedy mówi, widzę jak rusza się żuchwa, kiedy połyka, widzę jak pracuje jego gardło. Ruchy ma szybkie, nerwowe, porywcze. Nie może ustać w miejscu, łazi po garażu jak pies, jakby się nudził, a jednocześnie był czymś bardzo zaabsorbowany. Znam ten stan, widziałem go wiele razy na imprezach techno. Hula wygląda jakby zaraz miał coś odjebać. To dlatego mój kumpel nie jest zadowolony, ale woli być miły, żeby nie prowokować intruza. Jestem pewien, że Hula nie był zaproszony, że sam tu przyjechał swoją beemką i że prędko się go nie pozbędziemy. Zajebiście mi się to wszystko podoba. Bycie z nim w ciasnym pomieszczeniu nieźle mnie nakręca. Powietrze pachnie jego testosteronem. Ma na sobie czarną bluzę z logo Nike i białe TNy z czerwonymi akcentami. Spodnie nie są dresowe, to jeansy z niskim krokiem, zajebiście opinające lekko wyrzeźbione łydy. Boże, jaki on jest zajebisty. Brak słów, nie wiem jak to opisać. Co on tu robi akurat dziś? To jakiś sprzęg przeznaczenia.
Gadają o pierdołach, o jakichś sprawach, o których nic nie wiem, bo dotyczą ich wspólnych kumpli, wyjazdów, aut, sportu, świata który w ogóle mnie nie interesuje i o którym nic nie wiem. Hula opowiada o swojej beemce, że coś wymieniał, rzuca nazwami części o których słyszę pierwszy raz w życiu, a mój kumpel kiwa głową z miną znawcy. Jakby zapomnieli, że w ogóle tu jestem. Stoję w kącie pod drzwiami i po prostu gapię się na Hulę. Wspominam jego klatę i brzuch. Żałuję, że nie jest cieplej, bo widziałbym choć kawałek ciała.
Mój kumpel odbiera nagle telefon, dzwoni jego brat. Zaczyna gadać, a te rozmowy zawsze się ciągną. Bez zapowiedzi wychodzi z garażu i zostawia mnie sam na sam z Hulą. Nie jestem na to gotowy, nie wiem co teraz zrobić, nie wiem co mówić. Słyszę głos kumpla, ale nie słyszę o czym gada z bratem. Być tu z Hulą to jak być sam na sam z wilkiem na zbyt małym wybiegu.
Patrzę. On spogląda na mnie. Spluwa pod nogi, bo w ogóle spluwa cały czas, odkąd tylko przyszedłem. Beton jest cały w małych plamkach jego śliny. Mam ochotę paść na kolana i je zlizywać.
– Noo – mówi i pociąga łyk piwa. Nie wiem o co mu chodzi, pewnie myśli na głos.
Cisza się przedłuża, słychać ciche buczenie starej żarówki i odległy głos mojego kumpla gdzieś pod blokiem. Hula znowu spluwa. Robi to zajebiście, porcja śliny uderza w podłogę ze sporą siłą, z mokrym plaśnięciem. Na mnie napluj, skurwysynu. Tego mi trzeba.
– I co ty się kurwa tak gapisz? – pyta w końcu, zaczepnie.
– Nie gapię się – bronię się odruchowo, bo nie wiem czy chce się podroczyć, czy szuka pretekstu żeby mi wpierdolić. Nosi go, jest bardzo nabuzowany.
– Nie że teraz. Ogółem się zawsze gapisz, jak mnie gdzieś wyczaisz.
Jasny chuj. Czyli on wie. Wtedy pod sklepem też wiedział, że się do niego ślinię?
– Jakoś nie zaprzeczasz – drwi sobie. Jest panem sytuacji.
Nie wiem co mówić. Jestem sparaliżowany i mogę tylko czekać na dalszy bieg wypadków. Uświadamiam sobie, że zaczyna mi stawać, że odległy głos kumpla jest monotonny i zdaje się oddalać, że jarzeniówka świeci jakby mocniej, a na twarzy Huli pojawiają się cienie. Oczy ma mroczne i złe.
– Chodź tu – kiwa na mnie głową i spluwa. Gapi się takim wzrokiem, że bardzo, bardzo chcę się posłuchać, ale nie potrafię ruszyć się z miejsca.
– Chodź, kurwa – ładuje w ten głos tyle mocy, że jednak idę. Każdy krok jest cholernie ciężki, boję się tego, co będzie, gdy już przy nim stanę.
Podchodzę bliżej, niż zazwyczaj jeden facet podchodzi do drugiego. Staję tuż przed nim, tak blisko, że czuję jego oddech jebiący piwem i fajami oraz perfumy, mocne, ale nie za mocne. Dokładnie takie, jakich bym się spodziewał po typie jego pokroju.
Hula patrzy mi w oczy, mam wrażenie, że to jakiś pojedynek, że nie mogę przegrać, ale chyba powinienem. Bycie tak blisko niego przyprawia mnie o gęsią skórkę, kutas stoi mi na baczność, ciężej się oddycha, w krwiobieg pompowana jest adrenalina. Jakbym stał przy wilczurze bez kagańca.
– Kurwa, ale mnie nosi – mówi cicho, niemal szeptem i rozchyla usta, odchyla lekko głowę, widzę niewielki strupek na jego szyi, ale zaraz ogarniam, że to pozostałości po malince. Hula pachnie zajebiście, pachnie samcem, skurwysynem, pachnie przywódcą stada. Każdy najmniejszy ruch jaki czyni zdaje się tylko to potwierdzać.
– Nosi cię? – pytam głupio, w ustach mam sucho, ale nie śmiem teraz brać ani łyka piwa. Nie odrywam od niego wzroku, tak jakbym patrzył w niebo podczas burzy i nie chciał przegapić pioruna.
Hula chwyta mnie za dłoń, stawiam tylko pozorny opór, a potem kładzie ją sobie na kroku. Gapi mi się nadal w oczy, cały czas, bez przerwy.
Nie wierzę, że to się dzieje. To pewnie sen, a skoro tak, to można wszystko. Macam go, wyczuwam, że pod jeansami też mu stoi i to w chuj mocno, ale nie jestem w stanie odpowiednio chwycić.
– Pakuj łapę i rób swoje – mówi cicho, spokojnie, bo nie spodziewa się sprzeciwu. Kiedy mówi cicho, głos ma chrapliwy, niższy.
Ostrożnie, bardzo powoli, wsuwam dłoń pod jego spodnie i bokserki i czuję kleiste gorąco. Jego pała jest mokra, gotowa, spragniona. Hula głośno wypuszcza powietrze, oddech mu przyspiesza. Jest niewygodnie, ale udaje mi się chwycić całego kutasa i walę mu na tyle, na ile pozwala ta odrobina miejsca w jego gaciach.
Dyszy na mnie, patrzy mi w oczy, jest w ekstazie, tak niewiele mu trzeba, tak łatwo go teraz zadowolić. Kocham to, chcę mu dać wszystko, jego zadowolenie jest najważniejszą rzeczą na świecie. Sam też czuję że mam w bokserkach mokro, bardzo mokro.
Hula szybkim ruchem robi mi to samo, wsuwa łapę w moje spodnie i od razu ostro łapie za pałę, zaczyna walić. Robimy to obaj, gapimy się sobie w oczy, dyszymy, nasze oddechy się mieszają, łapy jeżdżą coraz szybciej, stękam, bo zaraz dojdę, zaraz kurwa zaleję sobie bokserki i łapę Huli, nie wytrzymam długo. Chciałbym pójść w ślinę, chciałbym się z nim lizać, ale wiem, że to niemożliwe.
– Kurrrwa – cicho warczy z podniecenia, jest zły. Chyba też jest blisko, widzę jak się spina. Szyję trzyma sztywno, jeszcze mocniej rozchyla usta – Kurrrwa, zdój mi kutasa – szepcze, tracąc kontrolę.
Przychodzi ten moment bez odwrotu, jeszcze dwa ruchy jego łapy i kopie mnie prąd. Mój kutas dostaje spazmów, próbuję ostrzec Hulę, jęczę i zaczynam strzelać spermą, zalewam sobie gacie i jego dłoń.
– Ooo kurwa – syczy – Ja pierdolę, ile kleju – uśmiecha się z satysfakcją, prezentuje zęby, widzę że kły ma dłuższe niż zazwyczaj to bywa. Wali mi jeszcze chwilę, nagle ściska mnie za fiuta, mocno, boleśnie, trzyma aż zagryzam wargę, sam unosi głowę do góry, gapi się w jarzeniówkę, cały się trzęsie, jęczy jak pojebany i płynie sperma, gorący ładunek wylewa mu się z jaj prosto na moją łapę i w bokserki. Dyszy, jęczy z zadowolenia, nigdy nie widziałem tak intensywnego orgazmu. Kompletnie bez sensu unosi bluzę i koszulkę, odsłaniając płaski umięśniony brzuch, wyjmuje łapę z moich gaci i smaruje się moją spermą, wciera ją w siebie. Jest w nim jakby bardzo mało z człowieka.
Kroki. Drzwi uchylają się ze skrzypieniem i wraca mój kumpel. W te pół sekundy zdążyłem wrócić na swoje miejsce po drugiej stronie garażu, a Hula opuścił bluzę i koszulkę, ale na klacie i brzuchu nadal ma mój ładunek. Uświadamiam sobie, że cała moja lewa łapa jest w jego spermie więc chowam ją za plecy. Staram się wyglądać nonszalancko, mój kumpel nie patrzy, jakby nic nie zwęszył.
– Co jest, pijemy dalej to piwo, czy może w końcu jakiś bimberek?
Hula spluwa pod nogi na betonową posadzkę.

***

Dworzec autobusowy jest równie przemyślany, co reszta miasta. Kilka lat temu zrealizowali kapitalny remont poczekalni za unijny hajs, a potem z nieznanych przyczyn na dobre ją zamknęli. Teraz można sobie moknąć na ławce i obserwować przez przeszklone ściany eleganckie, świeże wnętrze.
Mój autobus właśnie kołuje i zaraz podjedzie na stanowisko numer cztery. To jeden z tych nowszych pojazdów, nie ścierwo z czasów komuny, a takie też jeszcze czasem się pokazują. Kierowca otwiera drzwi i zaraz wyskakuje zapalić fajkę. Obojętnie taksuje wsiadających wzrokiem starego buldoga. Oprócz mnie jest jeszcze tylko podstarzała baba w za ciasnej bluzce i jakiś chłopak o aparycji kujona. Całkiem ładny. Wysoki i chudy, pewnie ma dużego kutasa. Ciekawe, czy jest prawiczkiem? Ciekawe, czy już ruchał dziewczynę, czy jakaś robiła mu laskę, czy sam lizał cipkę. Nie wygląda na takiego, ale pozory lubią mylić.
Dopalam fajka, patrzę w niebo, widzę, że zaraz lunie. Mam tylko podręczny plecak, pokazuję zblazowanemu kierowcy bilet i wsiadam do pojazdu. O dziwo, w środku nieźle hula klimatyzacja. Hula? Uśmiecham się do siebie. I od razu przypomina mi się wczorajszy wieczór w garażu. Oraz to, że potem po kryjomu oblizałem ospermioną dłoń. Jak on to nazwał? Klej? No więc klej Huli był gorzki, ale i tak zajebiście mi smakował. Gdybym tylko mógł, codziennie wpierdalałbym go na śniadanie. Od takiego myślenia lekko podnosi mi się kutas, ale to nic, bo w autobusie jest niemal pusto. Oprócz baby i studencika jest jeszcze tylko kilka osób, a na samym tyle, gdzie ja siedzę, nie ma nikogo. Myślę o twardym kutasie Huli i zaczynam się macać, uciskam gnata przez spodnie. Przyjemnie. Szkoda, że tym razem to już nie jego łapa. Czuję, że będę bardzo wiele razy walił wspominając akcję w garażu. Niby prosta, a jak zajebista, aż nierealna.
Drajwer ciska kiepa w trawę i wsiada do pojazdu. Coś tam jeszcze przełącza i zapisuje w swojej kabinie, syczy pneumatyczny system pod podwoziem, autobus lekko się podnosi, zatrzaskują się drzwi.
Rzucam ostatnie spojrzenie na to moje chujowe miasteczko, tym razem wdzięczny za to, co mi dało, nawet trochę je lubię, a mój wzrok przykuwa beemka, jedyne zaparkowane tu auto. W środku nikt nie siedzi, a ja się zastanawiam, czy to możliwe, żeby to było auto, które widziałem wczoraj. Na pewno nie, ile jest takich szrotów w małych mieścinach w całym kraju? Tysiące. Ale czy wszystkie są tak ujebane błotem?
Gapię się w to okno, a tymczasem obok mnie ktoś siada.
Hula. Niemożliwe. Kurwa, niemożliwe.
– Cześć Rafałek. Co masz taką minę?
Mówi przyjaźnie, ale w oczach ma coś złego. Są mocno podkrążone, choć nie tak rozbiegane jak poprzednio. Jest trzeźwy i zmęczony. Daje od niego fajami i znowu tymi perfumami. Wydaje mi się, że to drzewo sandałowe.
– Cześć – dukam głupio. Nie wiem co mam powiedzieć. Nie wiem co się dzieje.
– Do Poznania jedziesz?
– Mieszkam we Wrocławiu – odpowiadam niepotrzebnie przemądrzałym głosem.
– Chuj z tym gdzie – Hula wzrusza ramionami i spluwa na podłogę pojazdu –  Najpierw mi zjedziesz. Dawaj
– Teraz?!
– No teraz, a kiedy byś wolał? Kuurwa.
Hula chyba myśli, że wszyscy są tak samo pojebani jak on. Mam tu walić w autobusie? Przy ludziach? Nie ma mowy.
– Zaraz odjeżdża, nie zdążysz wyjść – bronię się, ale coś już we mnie mięknie. Patrzę na TNki na jego nogach, na szczupły ryj alfy, na zajebiste łydy, bo założył szorty, przypominam sobie co ma pod koszulką i w bokserkach.
– No i chuj, będziesz to robił aż się zleję. Choćby do tego twojego Wrocławia.
– Ale tu są ludzie – szepczę.
– Kurwa, co ty się tak spinasz? Ty tak zawsze? Rób swoje.
Dyskusja się skończyła. Hula rozsiada się wygodnie i rozchyla nogi, przysuwa się do mnie, jego udo napiera na moje. Czeka na to, co mu się najwyraźniej należy.
Wychylam się i badam sytuację w pojeździe. Wszyscy siedzą w przedniej części, z tyłu jesteśmy sami. Tylko ten studencik siedzi dwa rzędy przede mną, ale założył słuchawki.
Patrzę w lewo. Hula gapi mi się w oczy i nie jest zadowolony, bo nie lubi czekać. Powoli, nieśmiało wysuwam rękę w jego stronę. Zanim choćby musnę jego dresowe szorty, mam już twardego kutasa. Zaczynam gładzić go po udzie, ręka sunie w górę, bez problemu wyczuwam gnata. Lekko ściskam i usta Huli się rozwierają. Bawię się tak chwilę, badam na ile mu stanął, a kiedy staje na maksa, wsuwam łapę pod spodenki. Nie ma bielizny. Kutas szoruje bezpośrednio o ortalion i pewnie zostawia w środku niezłe białe plamy. Porządnie się ślini, jest gorący, mokry, twardy i głodny. Doskonale leży w łapie.
Hula stęka, a ja w panice obczajam, czy ktoś usłyszał.
Autobus rusza. Powoli się cofa, kołuje i opuszcza dworzec. Trochę rzuca, bo drogi są tu generalnie chujowe, więc muszę uważać, żeby nie uszkodzić kutasa Huli, muszę być delikatny jakbym miał żyroskop w łapie. Próbuję wyciągnąć dłoń ze spodenek, ale mi nie pozwala.
– Napierdalaj – ostrzega zimno.
Grzecznie robię, co należy. Masuję mu pałę, pieszczę jaja i patrzymy sobie w oczy, najwyraźniej to dla niego ważne. Rozchyla usta, widzę jak mu dobrze. Może to jakiś jego fetysz? Może zwała to jego ulubiona zabawa? Też nie narzekam. Jest zajebiście, już się nie przejmuję że ktoś może nas nakryć. Wręcz przeciwnie, w chuj mnie jara, że wszyscy są nieświadomi co tu robimy. Zajebiście, że tu jest, zajebiście, że ma wszystko w dupie. Wiedziałem, że Hula jest prawdziwym ogierem. Czułem to od samego początku.
Rozochocony, przestaję się kontrolować. Wyciągam kutasa i jaja Huli spod spodenek. Jego sprzęt jest czerwony i obficie pokryty śluzem. W nozdrza uderza mnie intensywny, zajebisty zapach. O kurwa, nawet nie tknąłem swojego fiuta, a już zbliżam się do strzału. Szaleństwo.
– No dawaj, kurwa, nie chcę tu siedzieć do samego Wrocka – warczy Hula, ale nie udaje mu się powstrzymać lekkiego uśmieszku. To taki uśmieszek, który otwiera wszystkie drzwi w urzędach i podbija serca dziewcząt. Podoba mu się, no jasne, komu by się nie podobała taka akcja?
Przyspieszam ruchy. Łapa jeździ po kutasie tak samo jak w garażu, rozsmarowuję śluz po wielkich ogolonych jajach. Hula nachyla się i z jego ust spływa obfita porcja śliny. Wszystko trafia bezbłędnie na grzyba jego pały i teraz mam idealny poślizg, a walenie jest doskonale płynne. Tyle że autobus wypełnia dźwięk wilgotnego trzepania pały, który zna każdy, kto kiedykolwiek to robił.
– Nie zwalniaj – szepcze na maksa wciągnięty Hula. Zaczyna mieć taką samą minę, jak wtedy gdy dochodził w garażu. Jest blisko, oddycha szybko, kutas pulsuje i szykuje się do zalania mi łapy.
– Kurwa, kurwa, dawaj – syczy przez zęby, kładzie mi łapę na karku i dociska w dół. Ślina i śluz pokrywają mi twarz, ale Hula błyskawicznie poprawia i kutas wjeżdża mi w gardło, od razu głęboko po jaja, brutalnie, bez szans na sprzeciw.
– Połykaj to kurwo – syczy mi nad głową i podskakuje – Kuuurwa, żryj to.
Hula trzęsie się jak popierdolony i wciąż odcina mi dopływ powietrza. Dławię się, a sperma jest tłoczona prosto do żołądka, nawet nie czuję smaku. Czuję tylko pulsowanie pały i targające Hulą dreszcze. Kiedy mnie puszcza, chciwie łapię powietrze i już mnie nie obchodzi czy ktoś widzi albo słyszy. Muszę oddychać.
Hula gapi się na mnie z uśmieszkiem zadowolenia. Oddycha głęboko i szybko, a z jego pały wycieka jeszcze trochę kleju. Spływa po jajach więc nurkuję ryjem, tym razem sam z siebie, żeby zapobiec zaplamieniu szortów. Zlizuję i teraz już wyraźnie czuję pamiętny gorzkawy smak spermy. Przepyszna.
– No, zajebiście. Kiedy znowu wpadasz do miasta?
Myślę. Jeszcze nie do końca wyszedłem z szoku. Za dużo się tu działo.
– Nie wiem, chyba na boże narodzenie.
– No to się widzimy. Nara.
Jesteśmy już blisko wjazdu na autostradę, a to kurs pospieszny, ale Hula po prostu idzie na przód autobusu, coś tam mówi do kierowcy i ten zatrzymuje się na najbliższym przystanku autobusowym, ot tak.
Kurwa. Skąd ten Hula się urwał? Co to jest za typ?
I czemu muszę czekać na więcej aż do gwiazdki?

Podobało się? Zostaw komentarz, zmotywujesz mnie do pisania.


6 thoughts on “Historie z małego miasta – cz. 3

  1. No, no, Hula, Hula, Hula i w końcu hop 😛 Mega mi się podoba jak budujesz akcję, jak opisujesz wydarzenia i scenerię. Naprawdę Twoje historie zawsze dają mega dużo funu!
    Proszę pisz dalej i pokaż nam jak się ta historia z małego miasta toczy dalej.

  2. O matko, ale to było zajebiste! Bardzo ciekawa akcja i fajnie wspólne walenie pokazane, jak sobie patrzą na siebie. Na koniec też fajnie ukazana scena, aż nie mogę się doczekać, co dalej się stanie – pisz jak najszybciej, proszę!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *